Pomorscy przedsiębiorcy protestują, bo przez rządowe zalecenia nie opłaca się otwierać biznesów

Codzienne Dołącz do dyskusji (72)
Pomorscy przedsiębiorcy protestują, bo przez rządowe zalecenia nie opłaca się otwierać biznesów

Pomorscy przedsiębiorcy protestują, bo nie są w stanie otwierać swoich biznesów. Okazuje się, że w wypadku niektórych branż koszta przywrócenia działalności są wyższe, niż koszta przestoju. Jak to możliwe?

Protest pomorskich przedsiębiorców

„Dziennik Bałtycki” opisuje, że kilkunastu pomorskich przedsiębiorców zaprotestowało pod biurem PiS w Gdyni. Chodzi o problemy wywołane działaniami władz – i to nie te wyimaginowane. Wprowadzenie dodatkowych obostrzeń, wespół z agresywną polityką medialną rządzących spowodowało, że wiele branż znajduje się w trudnej sytuacji z co najmniej dwóch powodów – ogólnej społecznej niechęci podbudowanej strachem do korzystania z niektórych usług i wysokich kosztów stosowania się do zaleceń i obowiązków.

Agnieszka Narewska, przedsiębiorca z branży taksówkarskiej i finansowej wskazuje:

Pomimo tego, że działam w dwóch branżach, to w żadnej z nich w ostatnich miesiącach nie byłam w stanie pracować. Tarcza antykryzysowa ominęła moją działalność. Jestem na skraju bankructwa. Dopóki rząd nie odpuści wszystkich obostrzeń, nie mamy pracy.

Kolejny problem odnosi się do obostrzeń, do których dostosowanie się jest niezwykle kosztowne. Agnieszka Narewska w rozmowie z „DB”, wskazuje też, że:

Ludzie boją się jeździć taksówkami, nałożyli na nas bardzo duże obostrzenia, musieliśmy założyć m.in. przegrody w samochodach, dezynfekcja też nas kosztuje. Wielu z nas nie dostanie kredytu. Po pierwszym tygodniu złagodzenia obostrzeń nie ma żadnej poprawy, nie ma żadnego wzrostu klientów, nie ma nic.

To nie koniec, bo problemów jest więcej.

Protest przedsiębiorców w Gdyni – mały, ale… faktycznie przedsiębiorców

Wśród protestujących znaleźli się także przedstawiciele innych branż, m.in. gastronomicznej i barowej. Jeden z uczestników protestu, cytowany przez „Dziennik Bałtycki” stwierdził, że:

Przy tych warunkach prowadzenie jakiejkolwiek działalności ma znikomy sens. Mogę wpuścić do lokalu jedynie 15 osób, gdzie normalnie mogłem po 40, oczywiście pozwoli to na zapłacenie pracownikom, ale najpierw ci klienci musieliby przychodzić. Otwarcie generuje dodatkowe koszty, samego płynu dezynfekującego dziennie schodzi 10 litrów, a to koszt 300 złotych dziennie w knajpie.

Oczywiście, że wsparcie dla przedsiębiorców jakieś jest, natomiast nie można tej kwestii rozpatrywać w sposób „czarno-biały”. Faktem jest – i podobne informacje słyszę nawet od znajomych przedsiębiorców – że wdrożenie wszelkich zasad bezpieczeństwa jest kosztowne, a w wypadku niektórych przedsiębiorstw – na przykład niewielkich powierzchniowo pubów – wręcz nieopłacalne.

Dochodzi do tego brak klarownego rozróżnienia obowiązkowych działań od niewiążących zaleceń. Część obowiązków nakładają na przedsiębiorców przepisy prawa powszechnie obowiązującego, natomiast znaczna większość to jedynie zalecenia – z czego i tutaj jest pewien chaos, bowiem zalecenia Ministerstwa Rozwoju wydane we współpracy z GIS nie są wiążące, natomiast same zalecenia GIS już mogą być.

Nietrudno dziwić się przedsiębiorcom, że protestują. I chodzi mi o tych przedsiębiorców, którzy mimo chęci i dobrej woli nie są w stanie prowadzić biznesów – mimo że teoretycznie „już można”.