Protest żółtych kamizelek się nie powtórzy, jeśli nie będzie żółtych kamizelek. Z takiego założenia wychodzą władze Egiptu

Zagranica Dołącz do dyskusji (55)
Protest żółtych kamizelek się nie powtórzy, jeśli nie będzie żółtych kamizelek. Z takiego założenia wychodzą władze Egiptu

Protest żółtych kamizelek wywraca od dłuższego czasu Francję do góry nogami. Jako, że przed siłą i determinacją demonstrantów zaczęły uginać się francuskie władze, pojawiła się obawa o możliwość powtórzenia się tego typu protestów w innych krajach. Władze Egiptu uznały ten scenariusz za na tyle realny, że na wszelki wypadek postanowiły… zabronić sprzedaży charakterystycznego ubrania roboczego. 

Emmanuel Macron kaja się przed protestującymi i podnosi płacę minimalną

Czemu właściwie żółte kamizelki? Od 1 stycznia 2016 r. posiadanie kamizelki odblaskowej jest we Francji obowiązkowe dla wszystkich użytkowników tamtejszych dróg. Tymczasem administracja prezydenta Emmanuela Macrona podjęła decyzję o podwyżce podatku akcyzowego na benzynę i olej napędowy. Żółte kamizelki stały się wspólnym znakiem rozpoznawczym kierowców protestujących przeciwko planowanym zmianom.

Protesty, które trwają od listopada, przyniosły oczekiwany rezultat. Rząd najpierw zapowiedział, że podwyżka akcyzy została „zawieszona” a w poniedziałek sam Macron musiał pokajać się przed obywatelami Republiki w specjalnym orędziu prezydenckim. Jak podaje tvn24, protest jednak okazał się „głęboki i usprawiedliwiony” a prezydent „częściowo odpowiedzialny” za wybuch wściekłości obywateli. W celu udobruchania protestujących, zapowiedziano nawet podniesienie gwarantowanej płacy minimalnej o 100 euro, już od przyszłego roku.

Protest żółtych kamizelek we Francji odniósł niezaprzeczalny sukces, co zaalarmowało Egipcjan

Chociaż protest żółtych kamizelek zaczął być już podejrzewany o bycie kolejnym „scenariuszem pisanym cyrylicą”, Moskwa oczywiście zaprzecza, to śmiało można uznać go za pełen sukces. Skoro zaś rząd wciąż jeszcze bogatego kraju, jakim jest Francja, musiał skapitulować przed takim protestem, to można się śmiało spodziewać, że mieszkańcy innych państw mogą zechcieć pójść w ślady Francuzów.

Z takiego właśnie założenia wyszły władze Egiptu. Jak podaje Polsat News, zabroniono tam właśnie sprzedaży żółtych kamizelek klientom indywidualnym. Przynajmniej sześć egipskich sklepów budowlanych miało zostać odwiedzonych przez policję, która poleciła właścicielom niesprzedawanie tego typu ubioru roboczego. Za niedostosowanie się do polecenia ma grozić kara. Jej wymiar nie został jednak w żaden sposób sprecyzowany. Co jednak z zapotrzebowaniem firm budowlanych na odzież roboczą? Przedsiębiorstwa wciąż mogą nabyć żółte kamizelki. Warunkiem ma być uzyskanie zezwolenia od tamtejszych służb specjalnych.

W Egipcie klient indywidualny nie kupi żółtej kamizelki, do odwołania

Swoją decyzję egipska policja ma uzasadnić przedstawicielom importerów i sieci handlowych w tym tygodniu. Nieoficjalnie jednak można się dowiedzieć, że przyczyną tak drastycznego posunięcia jest właśnie protest żółtych kamizelek. Egipskie władze nie chcą, by scenariusz masowych protestów powtórzył się także w ich kraju. Takie postępowanie na pierwszy rzut oka wydaje się wręcz śmieszne. Tak naprawdę jednak wydaje się być, z punktu widzenia rządzących, całkiem rozsądne.

W pierwszej kolejności warto zauważyć, że protest żółtych kamizelek faktycznie rozlewa się poza Francję. Demonstranci ubrani w żółte, odblaskowe kamizelki pojawili się już chociażby w Belgii, czy Holandii. Skądinąd, z uwagi na brak sprecyzowanych postulatów, to właśnie tutaj doszukiwano się elementu rosyjskiej wojny informacyjnej. Tymczasem Egipcjanie mają bardzo złe doświadczenie z ludowymi protestami.

Ciężko się dziwić władzom Egiptu, że boją się masowych protestów niczym przysłowiowy diabeł wody święconej

Warto w tym momencie przypomnieć tak zwaną „Arabską Wiosnę”. Wówczas demonstranci domagali się poprawy sytuacji materialnej, przeciwdziałania bezrobociu i korupcji, zakończenia ograniczania ich swobód obywatelskich, oraz rezygnacji ówczesnego prezydenta, Hosniego Mubaraka. Prezydent był którymś z kolei wojskowym piastującym to stanowisko a sam kraj niekiedy określano mianem „wojskowej dyktatury”. Symbolem ówczesnych protestów w Egipcie stał się plac Tahrir w centrum Kairu.

Choć Egipt był jednym z sojuszników zachodu w regionie, Mubarak został pozostawiony samemu sobie. Protestów stłumić się nie udało, armia nie zdecydowała się na krwawą rozprawę z demonstrantami. Ostatecznie został zmuszony do rezygnacji, aresztowany i skazany przez nowe władze kraju na dożywotnie pozbawienie wolności za współudział w śmierci kilkudziesięciu protestujących. Tymczasem władzę w Egipcie przejęło Bractwo Muzułmańskie. Nowo wybrany prezydent Muhammad Mursi szykował rozszerzenie swoich prerogatyw.

Masowe protesty obaliły w tej dekadzie dwóch prezydentów Egiptu. Obecny najwyraźniej wcale nie chce być „tym trzecim”

Egipt znowu dryfował w kierunku dyktatury, tym razem z elementami ortodoksyjnego sunnickiego islamu. Na przeszkodzie stanął mu jednak wybuch kolejnych masowych protestów, tym razem ochoczo wspartych przez armię. Mursi nie miał wyboru, złożył urząd. Na stanowisku prezydenta zastąpił go ostatecznie dowódca wojska, Abd al-Fattah as-Sisi. Mubarak został w powtórzonym procesie uniewinniony, następne planowane zaś zostały anulowane. Aktualnie obalony prezydent również nie uniknął rozliczenia przez wymiar sprawiedliwości. Został skazany za szpiegostwo, między innymi na rzecz Kataru, ostatecznie na 25 lat więzienia.

Biorąc pod uwagę, że w tej dekadzie protesty społeczne obaliły dwóch prezydentów, których obydwu później czekały procesy i wieloletnie wyroki, nie można się dziwić aktualnym egipskim władzom, że dmuchają na zimne.