Wściekłe ataki Izraela na Polskę to kolejna konsekwencja szalonej polityki zagranicznej rządów PiS

Państwo Zagranica Dołącz do dyskusji (278)
Wściekłe ataki Izraela na Polskę to kolejna konsekwencja szalonej polityki zagranicznej rządów PiS

Polski ambasador ma nie wracać z wakacji do Tel Awiwu, izraelski charge d’affaires wraca do ojczyzny. Polskie relacje dyplomatyczne z Izraelem zostały tym samym praktycznie zamrożone. Powodem jest oczywiście podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego. Wbrew pozorom, Izrael ma trochę racji.

MSZ Izraela Jair Lapid to „dyżurny polakożerca” tamtejszej sceny politycznej

Wygląda na to, że w kwestii antypolonizmu w Izraelu wiele się nie zmieniło. Podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacji kodeksu postępowania administracyjnego wywołało histeryczną wręcz reakcję ze strony izraelskiego rządu. Minister spraw zagranicznych Yair Lapid podjął decyzję o wycofaniu z Polski izraelskiego charge d’affaires, dyplomaty niższej rangi niż ambasador. Nowy ambasador Izraela również do polski się długo jeszcze nie wybierze. Co więcej, zarekomendował ambasadorowi Polski, by ten nie wracał na razie na placówkę z wakacji.

Lapida trudno byłoby określić inaczej, jak „dyżurnego polakożercę”. O jego antypolskich wypowiedziach robi się głośno od czasu do czasu, na przykład przy okazji poprzedniego ostrego sporu – o nowelizację ustawy o TVN. Ten polityk, jakby nie patrzeć: jeden z ważniejszych na izraelskiej scenie politycznej, robi co tylko może, by powiązać Polskę z Holocaustem.

Teraz, jego zdaniem, „Polska dzisiaj zaaaprobowała – nie po raz pierwszy – niemoralną, antysemicką ustawę„. Jakby tego było mało, z doniesień w izraelskich mediach wynika, że Lapid próbował zmontować antypolską koalicję z Amerykanami. Obydwa państwa miały wydać wspólne oświadczenie w sprawie polskiej nowelizacji KPA.

Faktycznie zamrożone relacje dyplomatyczne z Izraelem to właściwie jedyne konsekwencja z jakimi musimy się liczyć

Wygląda jednak na to, że przedstawiciele Stanów Zjednoczonych nie byli zainteresowani. Nic dziwnego: relacje Polska-USA i tak są napięte przez Lex TVN. Amerykanie najwyraźniej nie chcą ich dodatkowo zaogniać dopóki istnieje szansa na polubowne załatwienie sprawy. Faktycznie zamrożone relacje dyplomatyczne z Izraelem to w tym momencie właściwie chyba koniec poważniejszych konsekwencji dla Polski.

Lapid zdążył także stwierdzić, że wydana w okresie rządów Benjamina Netanjahu deklaracja o braku odpowiedzialności Polski za Holocaust już nie obowiązuje. Trudno o lepsze podsumowanie działalności tego izraelskiego polityka.

Stopień histerii w izraelskiej reakcji na nowelizację KPA można by właściwie zrzucić na karb prywatnej wendetty Lapida. Przypomnijmy: polityk twierdził swego czasu, że jego babcię zamordowali w Polsce Niemcy i Polacy. Przekonywał również, że Niemcy dlatego założyli obozy śmierci w Polsce, bo polska ludność miała popierać eksterminację Żydów i aktywnie ją wspierać. Lapid kłamał. Obydwie jego babcie przeżyły wojnę. Problem w tym, że sprawa podpisanej przez polskiego prezydenta ustawy jest bardziej skomplikowana.

Nowelizacja KPA uderza nie tylko w Żydów, ale w każdego pokrzywdzonego przez bezprawne decyzje administracyjne

Niestety, nie da się jej sprowadzić wyłącznie do osoby jednego wściekle uprzedzonego do Polski i Polaków izraelskiego ministra. Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o samej nowelizacji. Rzeczywiście, jej podstawowym celem rzeczywiście jest przecięcie absolutnie wszystkich roszczeń do mienia o niepewnym statusie prawnym.

Strona izraelska myli się twierdząc, że polska ustawa jest antysemicka. Wcale nie chodzi w niej wyłącznie o Żydów. Mało się w polskiej debacie publicznej mówi o kluczowej konsekwencji wejścia w życie nowelizacji. Otóż dzięki niej absolutnie wszystkie wadliwe decyzje administracyjne sprzed 30, czy nawet 10, lat staną się zalegalizowane. Niezależnie od tego, czy chodzi o żydowskie roszczenia reprywatyzacyjne, czy polskie, czy jakąkolwiek inną sprawę rozstrzygniętą w formie decyzji administracyjnej.

Izrael uparcie ignoruje również istnienie czysto polskiego kontekstu całej sprawy. Otóż nowe prawo uchwalono nie po to, by zrobić Żydom na złość, lecz dlatego, że Polska miała bardzo poważny problem z tak zwaną dziką reprywatyzacją. Owszem, często w sprawach przejawiały się nazwiska żydowskie. Często jednak przestępcy i oszuści zwyczajnie wysługiwali się dawno nieżyjącymi żydowskimi właścicielami, by zdobyć prawo własności danej nieruchomości dla siebie.

W ustawie nie chodzi również w żadnym stopniu o mienie bezspadkowe, czy Deklarację Terezińską. Takie mienie, zgodnie z przepisami obowiązującymi w Polsce od czasu Kodeksu Napoleona, staje się własnością skarbu państwa. Nie było i nie ma żadnej możliwości prawnej, by to mienie miało przypaść jakimkolwiek przedstawicielom strony żydowskiej.

Relacje polsko-izraelskie od ładnych paru lat sprowadzają się do upartego ignorowania perspektywy drugiej strony

Istotą polsko-izraelskiego sporu jest uparte ignorowanie punktu widzenia drugiej strony przez obydwie. Nasz kraj stara się udawać, że w trakcie II Wojny Światowej wszyscy Polacy byli narodem niewinnych aniołów, którzy tylko pomagali Żydom narażając swoje życia. Przypadki szmalcownictwa, czy po prostu wykorzystywania dramatycznej sytuacji swoich żydowskich sąsiadów dla osobistych korzyści, skutecznie wyparliśmy ze świadomości. Podobnie jak powojenne pogromy, czy antysemicką nagonkę roku 1968.

Z takiego stanowiska wynika niechęć do zmierzenia się z faktem, że część żydowskich roszczeń może być jak najbardziej uzasadniona. Oczywiście, polscy politycy zapewniają, że pomimo nowelizacji kodeksu postępowania administracyjnego pokrzywdzeni wciąż mogą skorzystać z drogi cywilnej do uzyskania odszkodowania. Wydaje się jednak, że za tymi deklaracjami nie idzie tak naprawdę nic konkretnego.

Tymczasem Izrael zachowuje się, jak zwykle, jakby nie widział czubka własnego nosa. Strona żydowska podtrzymuje najgorsze antypolskie stereotypy – zwłaszcza ten o tym, jakoby Polacy mieli systemowo współdziałać z Niemcami w tworzeniu machiny zagłady na naszych ziemiach. To, że Niemcy mogli stosować brutalny terror nie tylko wobec Żydów wciąż nie mieści się w głowie. To, że połowa pomordowanych przez hitlerowców Żydów była polskimi obywatelami izraelskim politykom przez gardło nie przejdzie.

Izrael nigdy nie przyzna, że Holocaust był tylko jedną z wielu koszmarnych zbrodni popełnionych przez ludzkość w XX i wcześniej XIX wieku, z wielomilionowymi ofiarami. Rzeź Ormian, belgijskie zbrodnie w Kongu, głód w Bengalu, zbrodnie Stalina i Mao na własnych obywatelach – przykłady można by mnożyć. Co więcej, Niemcy wcale nie zamierzali wymordować wyłącznie Żydów. Na „liście” byli również Romowie, prawdopodobnie w razie zwycięstwa kolejni byliby Rosjanie czy Polacy.

Popsute relacje dyplomatyczne z Izraelem to kolejna konsekwencja szalonej polityki zagranicznej rządów PiS

Na ironię zakrawa fakt, że politycy obydwu państw rozniecają konflikt przede wszystkim dla celów czysto wewnętrznych. To nie tak, że rząd Prawa i Sprawiedliwości zdecydował się skonfliktować z Izraelem z powodu bliżej nieokreślonego. Nasi politycy grają po prostu na karcie afery reprywatyzacyjnej.

Izraelscy zaś zwyczajnie starają się zdobyć i utrzymać poparcie „patriotycznego” elektoratu, co na tamtejszej rozdrobnionej scenie politycznej wcale nie musi być łatwe. Pewien wyjątek stanowi tutaj konsekwentnie uprzedzony do Polski Yair Lapid. On przynajmniej w swojej wrogości jest całkiem konsekwentny i chyba szczery.

Są oczywiście pewne istotne różnice. Izrael może sobie pozwolić nawet na wściekłe ataki wobec Polski. Państwo to jest przyzwyczajone, że w polityce międzynarodowej właściwie robi co chce i kiedy chce. Wszystko dzięki statusowi „ukochanego dziecka Stanów Zjednoczonych”, które to roztaczają nad Izraelem parasol ochronny. Niezależnie od tego, czy chodzi o spór z Polską, bombardowanie Syrii, czy faktyczny apartheid względem Palestyńczyków – Izraela nigdy nie spotykają poważniejsze konsekwencje.

Tymczasem Polska jest obecnie przysłowiowym „pochyłym drzewem”, na które „każda koza skacze”. Nasz kraj zdążył się skonfliktować z Unią Europejską, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Nasz rząd, razem z całym zastępem medialnych klakierów, upodobał sobie zwalanie wszystkich niepowodzeń na Niemcy – naszego głównego partnera handlowego. Tylko rząd Zjednoczonej Prawicy mógł wpaść na „genialny” pomysł toczenia równocześnie sporu o praworządność z Brukselą, o Nord Stream 2 z Niemcami, o Lex TVN z Amerykanami i o reprywatyzację z Izraelem.

Trudno byłoby się wiec dziwić Lapidowi i jego kolegom, że skorzystali z okazji. Polska stanowi dzisiaj łatwy cel. Tym lepiej, że nie prowadzimy z Izraelem żadnych poważniejszych interesów. Obydwie strony teoretycznie mogłyby sobie pozwolić na ciągnięcie sporu. Niestety, nasz kraj jest w gorszej sytuacji niż Izrael. Postawmy sprawę jasno: nasz kraj prowadzi obecnie absurdalną, głupią i samobójczą wręcz politykę zagraniczną. W tej sytuacji nasze ewentualne racje nie mają tak naprawdę większego znaczenia.