Polskie władze zareagowały w sprawie niewłaściwie użytej mapki w serialu Netflixa. Sprawa dotyczy II Wojny Światowej i rzekomego polskiej współodpowiedzialności za Holocaust. Nie powinno nie powinno dziwić, że takie szybko znalazły krytyków. Czy antypolonizm w Izraelu stanowi poważny problem?
Polski premier przekonuje Netflixa do interwencji sprawie niepoprawnej mapy w serialu historycznym
Pisaliśmy na łamach Bezprawnika o działaniach polskiego rządu, w tym Mateusza Morawieckiego, w sprawie nowego serialu Netflixa. Skupiający się na postaci strażnika nazistowskich obozach zagłady „Iwan Groźny z Treblinki” zawierał przekłamaną mapę. Rozmieszczenie tych obiektów zostało nałożone na współczesne granice. Oczywiście, większość z nich trafiła w granice Polski. Zdaniem naszych władz taki stan rzeczy mógł budzić w widzach wrażenie, że nasz kraj miał coś wspólnego z Zagładą.
Netflix zareagował. O ile firma zapowiedziała, że będzie wspierać twórców serialu, o tyle zapowiedziała stosowne korekty. Jest to niewątpliwie pewien sukces polskiej polityki historycznej. Zwłaszcza, że został osiągnięty stosunkowo łagodnymi i rozsądnymi środkami. Niestety, najwyraźniej nie każdemu podoba się sam fakt walki przez Polskę o swoje dobre imię.
Do Rzeczy informuje o reakcji ze strony byłego izraelskiego dyplomaty, Gideona Meir. Pełnił chociażby funkcję ambasadora we Włoszech w latach 2006-2011. Wszystko zaczęło się od dotyczącego kwestii mapy wpisu naszego ambasadora w Izraelu, Marka Magierowskiego. Odniósł się w nim do słów tamtejszego dziennikarza Erana Cicurela, w myśl których „Polska zaprzecza swojej częściowej odpowiedzialności za Holocaust„.
Byłoby kłamstwem twierdzić, że wszyscy Polacy zawsze zachowywali się w porządku względem Żydów
Cicurel postanowił się odgryźć Magierowskiemu, za pomocą tego samego medium. Zarzuca ambasadorowi, że skoro jest zainteresowany debatą z Izraelczykami, to powinien wystąpić na wizji zamiast wybierać walkę w mediach społecznościowych. Tego tweeta skomentował Meir. W sposób dużo mniej dyplomatyczny. Trudno przy tym o bardziej dobitny dowód, że antypolonizm w Izraelu wciąż ma się dobrze:
Całe polskie podejście do Holocaustu jest błędne i związane z antysemityzmem z którego Polska jest znana. Część mojej rodziny pochodzi z Polski. Niemcy nie mogłyby zbudować obozów w Polsce bez współpracy ze strony polskiej ludności
Który to już raz, kiedy Polskę ktoś z Izraela oskarża o jakieś niestworzone rzeczy?
Oczywiście, antypolonizm w Izraelu wynika z trudnych rozdziałów naszej wspólnej historii. Naiwnością byłoby twierdzić, że Polacy stanowili jeden jedyny naród kryształowo czystych aniołów. Antysemityzm przed II Wojną Światową w Polsce kwitnął. Dominowała na tym polu ówczesny obóz narodowy, oraz ludzie Kościoła. Także przedstawiciele Sanacji mieli w tym zakresie niekoniecznie czyste sumienie.
W okresie PRL powojenna ludność żydowska padła ofiarą wewnętrznych rozgrywek pomiędzy komunistami, których kulminacją była antysemicka nagonka roku 1968. Jej skutkiem była masowa emigracja Żydów z Polski Ludowej. A także chyba nieodwracalne zszarganie dobrego imienia naszego kraju. Od tego momentu Polska bardzo często kojarzy się światowej opinii publicznej z antysemityzmem.
Antypolonizm w Izraelu i antysemityzm w Polsce to dwie strony tej samej monety
Także teraz ożywienie środowisk narodowych zaowocowało przebudzeniem demonów przeszłości w postaci prymitywnego, plemiennego antysemityzmu. Będącego zresztą jednym z wielu przejawów zwyczajnej niechęci do wszystkich możliwych obcych – imigrantów, Niemców, „Ruskich”, Ukraińców. Właściwie obecność Żydów na tej liście urojonych wrogów polskości nie powinna specjalnie dziwić.
Tylko czy takie zachowania usprawiedliwiają antypolonizm w Izraelu? Problem w tym, że obydwa narody mają zupełnie odmienną wizję wydarzeń z okresu II Wojny Światowej. Co więcej, zarówno dla Polski jak i Izraela polityka historyczna jest czymś bardzo ważnym. Tak naprawdę przede wszystkim na użytek wewnętrznej polityki. Na historii najwięcej chce ugrać w obydwu krajach szeroko rozumiana prawica. Nie tylko ta „ultrapatriotyczno-polulistyczna”.
Polska stanowczo odrzuca wszelkie zarzuty o współudział w Holocauście. Niektórym Żydom nie mieści się to w głowie. W ich mniemaniu fakt, że naziści chcieli dokonać eksterminacji Żydów oraz to, że przed wojną w Polsce istniał duży problem antysemityzmu automatycznie oznaczają porozumienie pomiędzy jednymi a drugimi. Zwłaszcza, że Żydzi z pewnością mają w pamięci nie tylko polskich Sprawiedliwych, ale także szmalcowników i osoby żerujące na trudnym położeniu ich przodków.
Polacy nigdy nie przyjmą na siebie części odpowiedzialności za Holocaust – dlatego, że nasz naród po prostu jej nie ponosi
Tyle tylko, że to sposób myślenia na wskroś błędny. Zakłada bowiem, że III Rzesza w jakimkolwiek stopniu musiała się przejmować opinią Polaków na terenach przez siebie okupowanych. Nie musiała. Na wszelki opór reagowała barbarzyńskim terrorem. Po prostu mordując każdego, kto próbuje się sprzeciwiać okupantowi. Przyjęcie tego do wiadomości wymagałoby jednak uznania, że także inne narody niż żydowski wycierpiały wiele w tracie II Wojny Światowej. W tym przypadku przede wszystkim polski czy rosyjski.
Co więcej, nie sposób nie zauważyć, że za postępowanie III Rzeszy Niemieckiej na okupowanych terytoriach polskich, w świetle prawa międzynarodowego, żadna forma polskiej państwowości nie ponosi odpowiedzialności.
Tymczasem Holocaust w izraelskiej narracji jest czymś wyjątkowym, bezprecedensowym i unikalnym. Polacy tutaj nie tylko absolutnie odmawiają uznania izraelskiej narracji o ich własnych przewinach, ale również uzurpują sobie miano takiej samej ofiary tej wojny jak Żydzi. Ta sprzeczność interesów budzi wrogość. Dziwić może jednak brak jakiekolwiek chęci zrozumienia drugiej strony. A także uparte ignorowanie podstawowych faktów.
Na pewną ironią zakrawa przy tym fakt, że Polska do tej pory była jednym z najbardziej proizraelskich państw Unii Europejskiej. W przeciwieństwie do chociażby Francji, bardzo krytycznej co do posunięć państwa żydowskiego na Bliskim Wschodzie. Łączy nas przy tym strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Niestety, dla Warszawy, od początku wiadomo kogo w razie konfliktu interesów wybierze Waszyngton.
W stosunkach polsko-izraelskich prawdą historyczną mało kto się tak naprawdę przejmuje – porozumienie może nie być w ogóle możliwe
Jak więc powinniśmy jako kraj reagować na antypolonizm w Izraelu? Z pewnością nie próbą bagatelizowania i ignorowania zjawiska. Tego próbowały wcześniej niektóre polskie rządy, z dość marnym skutkiem. Nazbyt drastyczne reakcje również nie przynoszą pożądanego rezultatu. Przykładem może być nawet nie tak znowu odległa w czasie ustawa o IPN, niewymierzona przecież w Izrael czy społeczność żydowską.
Antypolonizm w Izraelu trzeba jednak nazywać po imieniu. Samo zjawisko nie różni się tak naprawdę niczym od antysemityzmu w Polsce. Jednego i drugiego po prostu nie można tolerować, są czymś równie złym. Problem w tym, że historia stanowi jedno z narzędzi uprawiania polityki. Stare jak sama cywilizacja. Prawda, jak widać na przykładzie byłego izraelskiego ambasadora, nie ma tu zbyt wielkiego znaczenia. Tak naprawdę trudno oczekiwać porozumienia, jeśli tak naprawdę żadna ze stron go nie chce.
Polacy nigdy nie przyjmą na siebie odpowiedzialności za zbrodnie, z którymi nie mają nic wspólnego. Których zresztą sami byli ofiarą. Naciski sprawiają raczej, że tym trudniej przychodzi nam przyznanie, że faktycznie byli także Polacy, którzy wyrządzili Żydom krzywdę.
Tak samo nie ma szans, żeby Polska zdecydowała się zapłacić komukolwiek z tego tytułu haracz w postaci mienia bezspadkowego. Prawo jest tutaj jednoznaczne od czasów napoleońskich. Tyle tylko, że nieskuteczność tych wszystkich nacisków najwyraźniej nie jest dostatecznym powodem, by przestać próbować. Ten swoisty klincz momentami sprawia wrażenie sytuacji, z której nie ma żadnego dobrego wyjścia.