Spór o rondo Dmowskiego robi się absurdalny. Wiceminister spraw zagranicznych chce uchwalać specjalną ustawę

Państwo Dołącz do dyskusji (62)
Spór o rondo Dmowskiego robi się absurdalny. Wiceminister spraw zagranicznych chce uchwalać specjalną ustawę

Rondo Dmowskiego w Warszawy przeszkadza autorom petycji nawołującej władze stolicy do zmiany jego nazwy na rondo „Praw Kobiet”. Rady Warszawy zajmie się sprawą, co wystarczyło by szeroko rozumiana prawica wpadła w medialny szał. Wiceminister spraw zagranicznych chce nawet uchwalać specjalną ustawę, „która uniemożliwi wymazanie Dmowskiego i innych niewygodnych dla lewicy postaci”.

Spór o rondo Dmowskiego nie ma nic wspólnego z samym Romanem Dmowskim

Roman Dmowski od zawsze był postacią kontrowersyjną. Z jednej strony jego wkład w odzyskanie przez Polskę niepodległości stanowi fakt. Dmowski stał na czele Komitetu Narodowego Polski, uznawanego przez państwa Ententy. Miał niezwykle ważny udział w budowie polskiej Błękitnej Armii, był sygnatariuszem traktatu w Wersalu. Z drugiej jednak strony Dmowskiego uważa się za antysemitę, ciepło wyrażającego się o włoskim faszyzmie – ale już nie o niemieckim nazizmie.

Spór o rondo Dmowskiego w Warszawie, wbrew pozorom, nie ma jednak nic wspólnego z samym Romanem Dmowskim. Autorzy petycji wzywającej władze Warszawy do zmiany nazwy na rondo „Praw Kobiet” mają na myśli raczej współczesnych narodowców tradycyjnie rozpoczynających Marsze Niepodległości właśnie w tym miejscu. Ot, kolejna z serii wzajemnych złośliwostek pomiędzy przeciwstawnymi siłami politycznymi.

Kiedy jednak Rada Warszawy zdecydowała się zająć petycją, rozpoczęło się medialne piekło. Politycy szeroko rozumianej prawicy, mający dużo więcej wspólnego z generałem Mieczysławem Moczarem niż Romanem Dmowskim, rozdzierają szaty. Premier Mateusz Morawiecki nawołuje stołecznych radnych o „opamiętanie”, rządzący uderzają w prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego. Ten odpowiada, że projekt petycji złożyły kobiety, które rząd Prawa i Sprawiedliwości sukcesywnie pozbawia praw. Mowa oczywiście o zaostrzaniu antyaborcyjnej represji za pomocą usłużnego Trybunału Konstytucyjnego.

Interesującą inicjatywą, jak podaje Polsat News, wykazał się wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. Zamierza on złożyć projekt ustawy, „która uniemożliwi wymazanie Dmowskiego i innych niewygodnych dla lewicy postaci z przestrzeni publicznej”. Uchwalenie takowej dałoby z pewnością efekty. Szkoda tylko, że głównie komiczne.

Wiceminister Paweł Jabłoński chce tworzyć specjalną ustawę, która stworzy tylko szereg dodatkowych problemów

Przyjrzyjmy się jednak argumentom samego Jabłońskiego. Przekonuje on, że jeśli ktoś chce, by rondo Romana Dmowskiego zmieniło nazwę, to przejawia „ignorancję lub niechęć, a nawet nienawiść, do własnego państwa i narodu”. Dość daleko idące wnioski. Być może po prostu ktoś bardzo nie lubi samego Dmowskiego?

Kolejny argument wiceministra spraw zagranicznych jest taki, że „wymazywanie historycznych postaci z przestrzeni publicznej to zjawisko, które nasila się na całym świecie”. To oczywiście prawda. Na przykład Ukraińcy zasłynęli przerabianiem portretów Lenina na posągi przedstawiające Dartha Vadera z „Gwiezdnych Wojen”. Polska również ma na tym polu sporo zasług.

Chociażby poprzez dawanie Rosjanom pretekst w postaci namiętnego usuwania pomników na cześć Armii Czerwonej. W tym żołnierzy frontowych, którzy rzeczywiście nasz kraj wyzwalali spod hitlerowskiej okupacji. Nie każdy z nich przecież był enkawudzistą. Pomińmy może wzmiankę o prawdziwych próbach zdekomunizowania ulicy Dworcowej w Krakowie.

Wreszcie, wiceminister Jabłoński uważa, że rondo Dmowskiego to dopiero początek. Stąd jego pomysł na ustawę. Z góry zapowiedział, że chodzi wyłącznie o osoby niewygodne dla lewicy – a więc o panteon ściśle prawicowy. Jeżeli takowa ustawa stanie się prawem, to samorządy nie będą mogły ruszać ulic nazwanych imieniem wskazanych osób. Zapewne także szkół, parków, szpitali, placów, rond i dosłownie czegokolwiek innego.

Polityka historyczna w polskim wydaniu to dzisiaj żart, do tego niezbyt śmieszny

Pytanie brzmi: czy ta lista będzie miała charakter zamkniętego katalogu? Kto się na niej znajdzie? Na pierwszym miejscu znajdzie się papież Jan Paweł II, czy prezydent Lech Kaczyński? Na listę trafią też takie osoby jak prałat Henryk Jankowski, czy mjr Józef Kuraś, ps. „Ogień” oskarżany o zbrodnie na ludności cywilnej? Co z osobami kojarzonymi raczej z lewicą? Co z Lechem Wałęsą? Pojawiają się także problemy natury czysto praktycznej. Czy możliwe będzie zastąpienie jednej osoby z listy inną?

Być może Paweł Jabłoński zdecyduje się tylko na ogólną wzmiankę zakazującą zmiany nazwy upamiętniającej „narodowego bohatera”? W takim wypadku zapewne prawo weta otrzymałby w takich przypadkach wojewoda. Bo któż by inny? W końcu w dzisiejszej Polsce samorządność nie jest w cenie, podobnie jak podział i równowaga władz. Co zresztą, jako żywo, przypomina bardziej twory lewicowej myśli politycznej – tej z czasów Polski Ludowej.

Do tego, że polska scena polityczna stoi na głowie z pewnością zdążyliśmy się przyzwyczaić. Podobnie do tworzenia nieistniejących problemów przez zawodowych polityków i aktywistów aspirujących do tego miana. Mieszanie historii do polityki w polskim wydaniu zawsze przypominało bardziej farsę, niż choćby próbę poważnej refleksji nad minionymi dziejami. Jest jednak świetnym sposobem na bicie politycznej piany, oraz skłócanie się z coraz to kolejnymi państwami i sojusznikami.

Być może jednak zanim ktokolwiek zechce zmieniać nazwę jakiejś ulicy, nieważne czy chodzi o rondo Dmowskiego czy ulicę Armii Ludowej, niech pomyśli o niedogodnościach dla mieszkańców? Po co ktoś miałby zapamiętywać nową nazwę tylko po to, by wątpliwa racja tej czy innej koterii była na wierzchu?