Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa nie żyją w zbyt zgodnych stosunkach. Wypowiedzi byłego prezydenta dotyczące rzekomego wpływu prezesa Prawa i Sprawiedliwości na przebieg katastrofy smoleńskiej zaprowadziły ich na drogę sądową. Kaczyński i Wałęsa mają a sobą już obydwie instancje, które zgodnie przyznały rację temu pierwszemu. Noblista nie zamierza jednak składać broni. Czy tak trudno przeprosić? I właściwie po co sądy zmuszają do przeprosin?
Zarówno sąd okręgowy, jak i apelacyjny uznały, że przeprosiny powinny wystarczyć Jarosławowi Kaczyńskiemu
Kaczyński i Wałęsa spotkali się w sądzie, po raz kolejny. Były prezydent zarzucił obecnemu szeregowemu posłowi, że ten odpowiada za katastrofę smoleńską. Ściślej mówiąc: że w trakcie rozmowy telefonicznej ze zmarłym bratem, prezydentem Lechem Kaczyńskim, ówczesny premier nakazał lądowanie. Pomimo świadomości warunków, jakie panują na lotnisku w Smoleńsku.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości postanowił wytoczyć Wałęsie powództwo o naruszenie dóbr osobistych. Domagał się przy tym wpłaty 30 tysięcy złotych na cele społeczne, oraz przeprosin. W pierwszej instancji wygrał, w drugiej – jak podaje chociażby Rzeczpospolita – również. W grudniu 2018 r. sąd okręgowy w Gdańsku zdecydował, że Lech Wałęsa ma przeprosić Jarosława Kaczyńskiego, jednak obejdzie się bez dodatkowych wpłat na cele społecznie użyteczne. Kaczyński i Wałęsa zgodnie odwołali się od wyroku. Teraz tamtejszy sąd apelacyjny podtrzymał zasądzony wówczas wyrok.
Kaczyński i Wałęsa toczą spór od lat dziewięćdziesiątych, od dawna już nie tylko polityczny
Były prezydent zapowiada skargę kasacyjną, a nawet w ostateczności zwrócenie się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zdaniem Wałęsy, wyrok sądu ogranicza swobodę wypowiedzi obywateli na tematy polityczne. Warto w tym momencie zauważyć, że obydwie instancje nie uwzględniły dwóch podnoszonych w trakcie postępowań argumentów. Z jednej strony, sądy nie zdecydowały się ukarać Wałęsy za nazwanie Kaczyńskiego „niezrównoważonym psychicznie. Z drugiej zaś nie uwzględniły argumentu byłego prezydenta, że jego adwersarz przecież „wydał polecenie” wrobienia go w zarzuty o współpracę ze służbami PRL.
Dlaczego przeprosiny stanowią taki problem dla Lecha Wałęsy? Wyrok sądu nakazuje mu przeprosić Jarosława Kaczyńskiego w mediach. Były prezydent nie jest osobą biedną, z cała pewnością stać go na opłacenie stosownych ogłoszeń. Choć, trzeba przyznać, z całą pewnością koszty wykonania wyroku wydają się znaczne. Czy aby na pewno współmierne do szkody poniesionej przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości? Można by się zastanawiać, czy brutalny świat polityki, coraz bardziej przypominający medialne show, nie sprawia, że czego by Wałęsa nie powiedział o Kaczyńskim, to i tak przekonałby co najwyżej tych już przekonanych. Zwolennicy prezesa PiS i tak nie uwierzą najpewniej w ani jedno słowo byłego prezydenta – a więc status quo po wypowiedzi zostaje zachowany.
Równość wobec prawa wymaga, by zignorować cyniczne reguły świata polityki i traktować spierających się jak każdego obywatela
Nie ulega jednak wątpliwości, że prawo jest, co do zasady, równie wobec wszystkich. Art. 24 kodeksu cywilnego zapewnia każdemu człowiekowi ochronę swoich dóbr osobistych. Poprzedni artykuł kodeksu wymienia część chronionych dóbr: zdrowie, wolność, cześć, swobodę sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnicę korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukową, artystyczną, wynalazczą i racjonalizatorską. Ochrona dobrego imienia, jako „cześć”, została wprost wpisana do właściwego przepisu. Należy jednak pamiętać, że katalog dóbr osobistych ma charakter otwarty.
Dodatkowo ochrona na podstawie przepisów prawa cywilnego w żaden sposób nie umniejsza tej wynikającej z innych przepisów. W tym, oczywiście, prawa karnego. Można by się zastanawiać, czy publiczny zarzut odpowiedzialności za tragiczną śmierć własnego brata, oraz sugestia bycia niezrównoważonym umysłowo, w jakiejś formie nie wyczerpuje znamion przestępstwa z art. 212 §1 i §2, bądź art. 216, kodeksu karnego.
To sąd decyduje o formie i treści przeprosin, jeśli tego nie zrobi to pozostawia dużą swobodę pozwanemu
Art. 24 §1 kodeksu cywilnego pozwala osobie, której dobro osobiste zostało naruszone, zażądać przeprosin. Ściślej mówiąc, kodeks posługuje się następującą konstrukcją: „oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie”. Formę i treść przeprosin powinien określić sąd, w przypadku procesujących się polityków oczywiście to nastąpiło. I to właśnie sąd może nakazać przeproszenie powoda. Może również zdecydować się na inną treść oświadczenia, jeśli uzna to za konieczne w danej sprawie.
Warto w tym momencie wspomnieć o zasadzie formułowanej przez art. 415 kodeksu. Zakłada on, że ten kto wyrządził drugiej osobie szkodę ze swej winy, jest zobowiązany do jej naprawienia. W przypadku przeprosin, przyjmuje się, że powinny mieć formę porównywalną do naruszenia czci. I tak na przykład jeśli doszło do niego za pomocą internetu, to stosowne ogłoszenia pojawiają się w sieci. Jeżeli obraźliwy okazał się artykuł prasowy, pozwany może zostać zmuszony do opłacenia ogłoszeń we wskazanych tytułach prasowych.
Pomijając kwestię niewątpliwych kosztów, warto się zastanowić, dlaczego właściwie Lech Wałęsa tak bardzo się upiera, by nie przepraszać Jarosława Kaczyńskiego. Odpowiedź tkwi w samej istocie publicznych przeprosin nakazanych przez sąd. Takie oświadczenie ma dwa zasadnicze cele. W przypadku naruszenia czyichś dóbr osobistych za pośrednictwem środków masowego przekazu, informuje ono opinię publiczną, że pozwany nie miał racji w sporze. Przynajmniej w świetle prawa cywilnego. W ten sposób ma dojść do naprawienia wyrządzonej szkody.
Każde wymuszone przeprosiny stanowią upokorzenie dla tego, kto został do nich zmuszony
Jest jednak także efekt uboczny takiego nakazu. Wymuszone przeprosiny zawsze stanowią jakąś formę upokorzenia osoby, która została do nich zmuszona. Same w sobie, jak się łatwo domyślić, nie mają żadnej wartości. Zarówno powód, jak i opinia publiczna, z pewnością doskonale wiedzą, że z własnej woli powód w życiu by się na taki gest nie zebrał. Nijak nie będzie on wyrazem szczerego żalu za swoje błędne postępowanie.
Z pewnością konieczność przepraszania adwersarza nie jest dla sprawcy naruszenia dóbr osobistych czymś w jakimkolwiek stopniu komfortowym. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy obydwie strony łączy zapiekła wrogość. Kaczyński i Wałęsa to świetny przykład wieloletniego sporu – nie tylko politycznego. W takim przypadku nakaz przeprosin sprawia wrażenie wręcz środka karnego. Co ciekawe, kodeks karny także przewiduje obowiązkowe przeprosiny. Zgodnie z art. 72 §1 sąd może w określonych przypadkach nakazać oskarżonemu przeproszenie pokrzywdzonego. W przypadku art. 212 kk, sąd może również podać wyrok do publicznej wiadomości.
Czy nie lepiej by było, gdyby sądy cywilne w sprawach o naruszenie dóbr osobistych po prostu nakazywały zapłatę i podawały wyrok do publicznej wiadomości?
Warto się zastanowić, czy kodeks cywilny powinien w ogóle przewidywać możliwość wymuszania na powodzie przepraszania pozwanego. Wydaje się, że niekoniecznie – właśnie ze względu na upokarzający charakter takiego środka, oraz jego formę pustego gestu. Dużo lepszą alternatywą, paradoksalnie: często mniej dolegliwą dla kieszeni pozwanego, jest nakaz zapłaty na cel społecznie użyteczny. Alternatywą jest tu oczywiście zadośćuczynienie wypłacane bezpośrednio powodowi. Nakaz zapłaty, połączony z publicznym ogłoszeniem wyroku, spełniałby podstawowy cel przeprosin – sądowe wskazanie kto miał rację w sporze, oraz jakąś formę naprawy wyrządzonej szkody. Nie byłoby za to naruszenia dla odmiany czci pozwanego.