Rzeź wołyńska była spowodowana tym samym, co masakra w Rwandzie czy na Bałkanach. Odpowiedzialnym za to szatanem jest strach, popychający ludzi do niewyobrażalnie złych czynów.
Wojna rządzi się swoimi prawami i często pochłania niewinnych. Jest ona żywym stworzeniem, które cały czas rośnie, ewoluuje i jak pasożyt doczepia się do ludzi. Zostaje na zawsze, przechodzi z pokolenia na pokolenie, aż do następnej, jeszcze gorszej wojny.
Poniekąd wszyscy jesteśmy dziećmi Drugiej Wojny Światowej. Nasi dziadkowie w traumie wychowywali naszych rodziców, co zostało z rodzicami, a później – w pewnym sensie – z nami. Zapewne niejeden z naszych czytelników mógłby opowiedzieć historie poruszające i straszne.
Ale co takiego stało się w Wołyniu – co powtórzyło się później w Rwandzie i na Bałkanach, a wcześniej w Nankinie, na Haiti i w Imperium Osmańskim. Czasami zbrodni dokonywali żołnierze na wyraźny rozkaz (a kiedy poniosła ich fantazja w zabijaniu, skutki były opłakane), czasami byli to cywile. Gdzieś wewnątrz zasiano w nich małą cząstkę zła. O tym właśnie pisał Zimbardo w „Efekcie Lucyfera”.
Rzeź wołyńska
Sposobem na efekt Lucyfera jest odpowiednia manipulacja strachem. Strach przed obcymi, „tamtymi”, a następnie dehumanizacja („to nie ludzie, to zwierzęta”) sprawiała, że inni posuwali się do najgorszych czynów. W przypadku Ukraińców był to lęk przed czymś zgoła innym. Dążyli oni do powstania własnego państwa, ale w tym celu należało się pozbyć owych obcych, wrogów, uwłaszczonych na ukraińskiej krzywdzie. Był w tym też obecny strach: jeśli Polacy uciekną, to pewnego dnia wrócą i zabiorą wszystko. Oni, obcy na ziemi, nawet jeśli sąsiedzi. Postrzeganie Polaków jako wrogów pozwoliło im się zmobilizować, pozwoliło zacieśnić szeregi, domagać się wewnętrznej lojalności. Taka sama sytuacja była z Hutu w Rwandzie: w pewnym momencie coraz więcej z nich zaczęło postrzegać Tutsi jako wrogów. To spoiło ich w całość.
Strach ten wcale nie paraliżował, on w pełni motywował Ukraińców. Daniel Rotchild i David Lake opublikowali nawet książkę „Containing Fear”, dotyczące właśnie tematu strachu w kontekście ludobójstwa. Przytaczają oni słowa Vesny Pešić, która uważała, że za czystką etniczną stoi strach o przyszłość z jednoczesnym życiem przeszłością. Pisali też tak:
Polityczni i etniczni aktywiści budują poczucie strachu o własne bezpieczeństwo i tym samym polaryzują społeczeństwo. Wspomnienia polityczne i emocje także wzmacniają te lęki, rozdzielając grupy ludzi coraz bardziej.
Dlatego też hasłem stało się Śmierć Lachom, tak jak w Rwandzie rozkaz brzmiał Ściąć wysokie drzewa. Było hasło, z którym można było się utożsamiać, hasło podłe, mordercze, ale chwytliwe. Identyfikowanie się z takim hasłem jest w tym momencie szalenie ważne, dodaje odwagi, sprawia, że członek bandy morderców czuje się członkiem grupy.
Zarządzanie strachem
Żeby zrozumieć umysł powodowany lękiem, trzeba również zrozumieć sytuację Ukraińców w obecnych czasach. Zepchnięci na dalszy plan byli tylko parobkami w czasach, kiedy polscy weterani odbierali co lepsze ziemie na Kresach. Siłą rzeczy poczucie niesprawiedliwości – a także wyczucie okazji, jaką była wojna – sprawiło, że w Ukraińcach narodził się strach, iż Polacy pewnego dnia zabiorą wszystko.
Strach o własne bezpieczeństwo jest jednym z najsilniejszych rodzajów strachu, powiązanym z mechanizmem walcz-lub-wiej (fight-or-flight). Jeśli dostatecznie długo będzie się nas przekonywać, że jesteśmy zagrożeni, to właśnie pierwotny, atawistyczny instynkt przetrwania weźmie nad nami pierwszeństwo. Wtedy mamy do wyboru właśnie opcję walki lub ucieczki. Jeśli jesteśmy w grupie, wybierzemy walkę.
Niezaleczone krzywdy, trwająca wojna, strach i wściekłość – wszystko to spoiło UPA w jedno i sprawiło, że razem z ukraińskimi cywilami ruszyli do mordowania Polaków. O ile w Rwandzie rozliczono odpowiedzialnych za mord (przynajmniej tych, których udało się złapać), to z Ukraińcami tak nie było. To sprawia, że dzisiejsza sytuacja polsko-ukraińska wcale nie jest łatwa. Przyjeżdżający do nas do pracy nieraz słyszą, że Polacy Wołyń pamiętają. Nie opowiadamy im co prawda o Ukraińcach, którzy Polaków z rąk UPA ratowali, a to nie poprawia relacji pomiędzy narodami.
Ostatecznie jednak mamy nauczkę – powtarzaną raz po raz – że jeśli damy się zarządzać strachem, że jeśli damy wcisnąć się w rolę „tych”, którzy stoją w opozycji do „tamtych”, jeśli będziemy słuchać lub powtarzać, że jakaś grupa społeczna to „zwierzęta”, że jeśli damy się zdominować strachowi o własne bezpieczeństwo, to nagle może zadziałać ów efekt Lucyfera i nieważne, jak bardzo będziemy wmawiać sobie dobro, pierwiastek zła wykiełkuje.