Jest w Polsce taki sklep, w którym ceny wcale nie wzrosły. Kupuje w nim minister Anna Moskwa. I chyba tylko ona

Państwo Zakupy Dołącz do dyskusji
Jest w Polsce taki sklep, w którym ceny wcale nie wzrosły. Kupuje w nim minister Anna Moskwa. I chyba tylko ona

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami jest sobie sklep w którym kupuje Anna Moskwa. Klienci i obsługa są wiecznie uśmiechnięci. Trudno się dziwić – to sklep odporny na inflację, gdzie ceny w ogóle nie wzrosły, mimo że wszędzie poszły w górę. Wciąż czekamy aż minister klimatu i środowiska zdradzi nam adres tego wyjątkowego miejsca.

Sklep w którym kupuje Anna Moskwa

Uważacie, że w Polsce jest coraz droższa żywność? To nieprawda, po prostu wybieracie złe miejsca na zakupy. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa w poniedziałkowy wieczór na antenie Polsat News, pytana przez Bogdana Rymanowskiego czy bolą ją ceny na paragonach, odpowiedziała tak:

Robimy zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie te ceny się nie zmieniły, za co jesteśmy też wdzięczni lokalnemu dostawcy.

Wspaniale, prawda? Czyli to mityczne miejsce, którego inflacja nie dosięga, faktycznie istnieje! A ja głupi poszedłem wczoraj do marketu na swoim osiedlu i jak ostatni frajer kupiłem 10 jaj, których opakowanie w ciągu tygodnia zdrożało o 2 złote. Nie mówiąc już o przykładowych parówkach, które średnio co miesiąc idą w górę o złotówkę.

https://twitter.com/gfkot/status/1650574291082043408?s=20

Pani minister, gdzie ten sklep?

Zastanówmy się co to może być za sklep, w którym lokalny dostawca przywozi towary po niezmienionych cenach, więc jego właściciele również nie muszą ich windować. Nasuwają mi się dwie odpowiedzi. Pierwsza: to ten słynny sklep, w którym w 2017 roku premier Mateusz Morawiecki kupował litrowy sok Tymbark za 2 złote albo napój energetyczny za zeta. Sklep był co prawda po prostu elementem Kongresu 590, gdzie jedna z sieci dyskontowych urządziła dla uczestników takie ultrazniżkowe stoisko. Ale zdjęcia ówczesnego wicepremiera zrobiły furorę w sieci, wszak kogo jak kogo ale byłego prezesa BZ WBK chyba stać na normalne zakupy, nawet podczas wyjazdowego kongresu.

Mateusz Morawiecki mógł sobie w tym sklepie poszaleć z zakupami.
Mateusz Morawiecki mógł sobie w tym sklepie poszaleć z zakupami.

A może po prostu właściciel sklepu w którym kupuje Anna Moskwa to taki polski Roberto Benigni? Który, niczym w filmie „Życie jest piękne”, próbuje stworzyć iluzję normalnego życia w trudnych czasach? W komediodramacie chodzi oczywiście o tragedię wojny i miłość do synka, ale być może minister klimatu i środowiska też ma swoją wrażliwość i pan sklepowy uznał, że nie będzie dla niej dobrze jeśli na własnej skórze odczuje szok cenowy. Dlatego w lokalnym spożywczaku regularnie odwiedzanym przez państwa Moskwów może jest – kto wie! – specjalny przycisk wciskany w momencie przestępowania przez nich progu, zmieniający ceny do stanu sprzed roku. Pani Anna ładuje wtedy do koszyczka jajeczka z wolnego wybiegu (10 szt. – niecałe 8 zł), pomidory w środku zimy za 13 zł za kilogram czy polędwicę sopocką w promocyjnej cenie 13,99 za kilogram. I jest miło, i jest sympatycznie, co prawda pan sklepowy dokłada do interesu, ale za to szefowa resortu klimatu i środowiska czuje, że sprawy w Polsce idą w dobrym kierunku.

Jest też trzecia, moja autorska – wręcz nikczemna – wersja. Po prostu kiedy nam inflacja zjada wynagrodzenia, to najważniejsze osoby w państwie zawsze mogą liczyć albo na ich podwyższenie, albo na to że dobrze ulokowani bliscy zarabiają jeszcze więcej. Wszak mąż Anny Moskwy – Paweł Rusiecki – jest wiceprezesem Wód Polskich. I w takim układzie wzrostu cen po prostu mogą… nie zauważyć.