Środki higieniczne w szpitalu, a właściwie ich brak
Potrzeba napisania tego wpisu powstała po przeczytaniu postu pielęgniarki, w którym opisywała przypadek dziewczyny w szpitalu, w którym pracuje. Dziewczyna trafiła na ostry dyżur i w trakcie hospitalizacji dostała miesiączki, jak się okazuje, w państwowym szpitalu pacjentce nie przysługują w takiej sytuacji środki higieniczne. Pielęgniarki musiały ratować ją... pampersami. Jeżeli ktoś z was myśli, że był to odosobniony przypadek, to grubo się myli. Pod postem pojawiła się cała masa komentarzy od innych pielęgniarek, które potwierdzały brak tego typu środków higienicznych w ich szpitalach. Jeśli pacjentka trafia do szpitala, powinna sama zatroszczyć się o ich posiadanie. Nawet jeżeli jest nieprzytomna, samotna, ograniczona ruchowo. Polski system zdrowia udaje, że problemu nie ma. W końcu dotyczy jedynie połowy społeczeństwa.
W sumie te historie pokrywają się z moimi osobistymi doświadczeniami z pobytu w szpitalu. Pani leżąca obok mnie, dość niespodziewanie dostała okres, była po zabiegu i usłyszała od pielęgniarki, że nic ją to nie obchodzi. Miała szczęście, bo środki higieniczne jeszcze tego samego dnia doniósł jej mąż. Gdyby była w innej sytuacji zostałyby jej tylko chusteczki i papier toaletowy. W tamtym momencie sytuacja nie wydawała mi się problematyczna. W końcu jeżeli będąc w szpitalu, troszczymy się o własne kosmetyki i bieliznę, to naturalnie przychodzi również pamiętanie o środkach higienicznych.
Patrząc jednak szerzej, nie da się pominąć sytuacji nagłych i niespodziewanych, indywidualnych przypadków oraz zwyczajnej normalności. Ochrona zdrowia powinna być kompleksowa i nie powinna wprawiać w zakłopotanie, ani zawstydzać. Wyobraźcie sobie sytuację nastolatki, która dostaje w szpitalu pierwszej miesiączki i jedyne co pielęgniarka może jej zaoferować to pampersa. O ile wykaże trochę dobrej woli oczywiście, bo wiele pielęgniarek jest zirytowanych samym pytaniem.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Po powyższych przykładach powstaje smutna refleksja, że składamy się na system, który kuleje nie tylko od strony medycznej, ale kulturowej. Polska medycyna uważa, że menstruacja jest powodem do wstydu i trzeba zepchnąć ją w pewien niebyt. Zamiast normalizować zjawiska fizjologiczne, otaczamy je pewnym tabu, pozwalamy wyśmiewać i deprecjonować. Na skutek tego tkwimy w mentalnym średniowieczu, które rozciąga się na inne płaszczyzny życia. Skoro nawet dziedzina, który z założenia ma uczyć nas akceptacji naszej fizjologii, pomija jego element. Traktując coś tak naturalnego dla kobiecego ciała jak wstydliwy problem, jak możemy mówić o normalności w innych sferach, w których tak wiele rzeczy wręcz woła o szacunek.