Świadectwo z czerwonym paskiem to nie tylko sukces dziecka i rodzica, ale nierzadko też wymierna pomoc finansowa od samorządu. Problem w tym, że ostatnio rodzice wyraźnie „pomagali” swoim pociechom w nauce. Pojawiają się więc pytania – czy tegoroczne nagrody na pewno są uczciwe?
Ten rok szkolny był wyjątkowy, bo przecież przez sporą jego część dzieci uczyły się wyłącznie zdalnie. Jak to przełożyło się na wyniki?
Teoretycznie świetnie, oceny w tym roku są zdecydowanie lepsze niż w latach ubiegłych. Tłumaczyć to można na wiele sposobów. Być może mniejsza kontrola ze strony nauczyciela sprawiała, że łatwiej było o „piątkę”? A może po prostu zamkniętym w domach dzieciom ochoczo pomagali rodzice?
W każdym razie – więcej świetnych wyników w szkole uczniów to większe wydatki dla samorządów. Bo sporo miast czy powiatów stara się wynagrodzić wysiłki edukacyjne. Czasem są to stałe stypendia, czasem jednorazowe nagrody. Pytanie, kogo w tym roku się wynagradza – dzieci czy ich rodziców?
Świadectwo z czerwonym paskiem kłopotem dla samorządu?
Rzecznik prasowy prezydenta Poznania w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” przyznaje: w tym roku na nagrody miasto przeznaczy ok. 250 tys., choć w zeszłym roku było to 200 tys. We Wrocławiu w tym roku miasto ma wypłacić 700 tys. zł stypendiów, aż o 100 tys. więcej niż przed rokiem.
Wrażenie robią też dane z Lublina. „Za wyniki w pierwszym semestrze tego roku szkolnego wypłacono 120,9 tys. zł, w drugim było to już 219, 1 tys. zł”, podaje „DGP”.
Zresztą, nie tylko oceny w tym roku są wyjątkowo dobre. Również znany konkurs matematyczny „Kangur” dla pierwszych dwóch klas podstawówek wypadł świetnie. Aż 3 tys. testów wykonano w tym roku bezbłędnie. Dla porównania – w zeszłym roku żadnego błędu nie popełniło raptem osiem osób.
I znów – trudno chyba mówić tu o przypadku. Oczywiście można powiedzieć, że rodzice robią krzywdę dzieciom – i sobie nawzajem. Ale za to są wynagradzani, na przykład przez samorządy. Póki co żadne większe miasto nie chce jednak ciąć funduszy na stypendia. Z jednej strony, trudno się dziwić. W końcu trudno udowodnić, że rodzic komuś pomagał. Z drugiej jednak, wszystko to jakieś takie… niepedagogiczne.