TERREG – o co chodzi, czym jest i czy podobnie jak „ACTA 2” może ograniczyć wolność sieci?

Prywatność i bezpieczeństwo Technologie Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (184)
TERREG – o co chodzi, czym jest i czy podobnie jak „ACTA 2” może ograniczyć wolność sieci?

Jeśli ktoś myślał, że na ACTA 2 potencjalne zagrożenia dla wolności wypowiedzi w sieci się kończą, to niestety był w błędzie. Instytucje europejskie szykują coś jeszcze – chodzi o rozporządzenie dotyczące treści terrorystycznych. Co to jest TERREG i z czym właściwie się wiąże? Czy może być przyczyną paraliżu części internetu?

ACTA 2 to tylko preludium

O ACTA 2 opublikowaliśmy na łamach Bezprawnika kilkadziesiąt artykułów. Czym właściwie jest, czyje interesy najbardziej chroni, a w kogo najbardziej uderzy (niespodzianka: bardziej od Google i Facebooka mogą stracić wydawcy małych portali internetowych i blogów oraz sami internauci). Nie jest to z pewnością dyrektywa, która zapewni jakieś realne zyski twórcom, chociaż wielu z nich zdawało się w to wierzyć. Co innego wielkim wydawnictwom medialnym, które najbardziej zabiegały o uchwalenie dyrektywy. Rozczarowanie może przyjść szybciej, niż im się wydaje.

To jednak nie jedyny problem dotyczący Internetu, jaki może nam przynieść Unia Europejska. Jeszcze groźniejszy może okazać się TERREG. I to z kilku powodów.

Co to jest TERREG?

Część internautów słyszała już o projekcie i zastanawia się, co to jest TERREG i z czym właściwie się wiąże. To projekt rozporządzenia dotyczący treści terrorystycznych. Jego cel wydaje się zrozumiały i teoretycznie powinien wręcz wzbudzić pewien entuzjazm (podobnie jak „ACTA 2”, które „na papierze” chroni prawa autorskie).

Chodzi o to, by w Internecie przestały pojawiać się materiały, które zawierają treści terrorystyczne. Najlepszym przykładem może być „live” z masakry w Nowej Zelandii. W mediach społecznościowych szybko znalazł się stream, na którym można było zobaczyć rozgrywającą się tragedię. Oczywiście na żywo. Facebook starał się jak najszybciej zareagować na udostępniane przez internautów materiały, nie przebierając zresztą w środkach. Niektóre konta zawieszano od razu. Na tym, żeby takie zdarzenia nie miały więcej miejsca, powinno zależeć wszystkim internautom.

Europejski komisarz ds. unii bezpieczeństwa Julian King jest jednym z głównych entuzjastów TERREG. Jego zdaniem każdy atak terrorystyczny, który miał miejsce w przeciągu ostatnich 18 miesięcy, był szeroko ilustrowany w Internecie. Można było znaleźć zdjęcia i materiały wideo z kolejnych tragedii. Dodatkowo pojawienie się takich treści w sieci radykalizowało już i tak radykalne reakcje wielu internautów. Co więcej, zdaniem Kinga jest wiele osób, które są bardzo podatne na takie treści. Widząc je w Internecie, mogą ulec zjawisku tzw. samoradykalizacji. To oznacza, że byliby bardziej skłonni sami włączyć się w działania o charakterze terrorystycznym.

Treści terrorystycznych jest zresztą w Internecie więcej. Co jakiś czas można się natknąć na sceny aktów terrorystycznych (do niedawna ISIS udostępniało materiały, zarówno foto jak i wideo, na których można było zobaczyć publiczne egzekucje więźniów terrorystów). TERREG miałby zatem zapobiec pojawianiu się takich treści w sieci. Niektórzy mogą jednak zadać sobie jedno proste pytanie – jak TERREG miałby temu zapobiegać?

TERREG przerzuca odpowiedzialność na administratorów

Jak łatwo się domyślić, TERREG wymuszałby większe zaangażowanie administratorów witryn internetowych w zwalczanie i usuwanie treści terrorystycznych. Sercem TERREG-u jest zobowiązanie administratorów witryn do usuwania treści w ciągu – uwaga – godziny od powiadomienia przez podmiot nazywany „właściwym organem”. Co jeszcze istotniejsze, godzinny termin dotyczy wszystkich właścicieli witryn. To oznacza, że osoby prowadzące niewielkie blogi, mali dostawcy lub inne podmioty, które nie są w stanie monitorować swoich witryn 24h na dobę musieliby się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Jeśli spóźniliby się z usunięciem treści, groziłyby im kary finansowe. W przypadku, gdy takie sytuacje powtarzałyby się, kary mogłyby wynosić nawet 4% rocznego obrotu platformy.

To jednak nie jedyny obowiązek osób prowadzących daną witrynę internetową. W przypadku pojawienia się nieodpowiednich treści nie tylko będą musieli ją jak najszybciej usunąć. Konieczne miałoby być również wprowadzenie zabezpieczenia przed ponownym załadowaniem już raz zamieszczonych treści terrorystycznych (czyli przed ponownym uploadowaniem).

Jak miałby działać mechanizm usuwania treści? Projekt TERREG zakłada, że firmy będą musiały usuwać nielegalne treści na podstawie formalnego żądania organu państwowego. Można przypuszczać, że w Polsce byłby to sąd.

Internauto, lepiej zastanów się dwa razy, zanim założysz bloga

Mamy więc hipotetyczną sytuację – osoba fizyczna, która na co dzień pracuje na etacie, chce założyć bloga. Wszystko po to, by dzielić się na nim z innymi internautami wartościowymi treściami. Nie traktuje tego jako główne źródło dochodów, tworzenie treści po prostu sprawia jej przyjemność, a ewentualne zyski i tak przeznaczy raczej na rozwój bloga i związane z tym wydatki (oprogramowanie, sprzęt, podróże, składniki kulinarne itd.). Wpisy dodaje jeden lub dwa razy w tygodniu – w zależności od czasu, jaki może na to przeznaczyć.

Jeśli TERREG wejdzie w życie, takie osoby mogą całkowicie zrezygnować z aktywności w sieci. Nie będą miały odpowiednich zasobów (ani czasu, ani pieniędzy), by cały czas śledzić to, co dzieje się na stronie internetowej, którą do tej pory zajmowali się może kilka razy w tygodniu. Ba, nie będą wręcz w stanie zareagować na powiadomienie o pojawienie się treści uznanej za terrorystyczną na ich blogu. A wystarczy przecież, by losowy internauta zamieścił w komentarzu screen lub link do materiału wideo. Nigdy nie wiadomo, komu i w jakim momencie przyjdzie to do głowy. Nierealistyczne wymagania TERREG nie tylko zmusiłyby część osób do zrezygnowania z działalności w Internecie, ale też skutecznie zniechęciłoby tych, którzy dopiero się nad tym zastanawiali.

Inne konsekwencje TERREG

To z kolei prowadzi do tego, do czego pośrednio może prowadzić przyjęte już „ACTA 2”, czyli do monopolizacji szeroko rozumianego rynku medialnego w Internecie. Tacy giganci jak Facebook bez wątpienia poradzą sobie z TERREG – już teraz dysponują odpowiednimi środkami, o czym wspominałam wcześniej. Małe podmioty są takich środków pozbawione.

Ogromne utrudnienia dla małych stron internetowych to jednak tylko jedna strona medalu. TERREG może mieć też inne konsekwencje. Chodzi m.in. o przepływ informacji i dokumentowanie konfliktów wojennych. Zilustrowanie danego konfliktu mogłoby przecież zostać uznane za treści terrorystyczne w myśl rozporządzenia. To z kolei mogłoby skutkować zniknięciem wielu wartościowych materiałów, które pomagały zrozumieć historię i wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski. Pojawia się też pytanie, jak miałyby być dokumentowane zdarzenia z ostatnich miesięcy i lat.

Filtry ostatecznie odrzucone

Może część odpowiedzialności warto byłoby przerzucić na hostów internetowych? Wystarczyłoby przecież, by została wprowadzona automatyzacja usuwania niepożądanych treści dzięki ustawieniu odpowiednich filtrów. Początkowo taki pomysł się pojawił – odpowiedni zapis pojawił się w art. 6 projektu rozporządzenia. Jedna z komisji Parlamentu Europejskiego uznała jednak, że na hostów internetowych nie można nakładać obowiązku monitorowania przesyłania czy używania automatycznych narzędzi, które mogłyby pomóc w ograniczeniu skali zjawiska. Oczywiście nie zmienia to zdaniem urzędników UE faktu, że już obowiązek usuwania treści można nałożyć za to na właścicieli i administratorów witryn. TERREG zatem przerzuca odpowiedzialność na podmioty, które często dysponują mniejszą liczbą środków niż hostowie internetowi. Początkowo chciano i ten obowiązek przerzucić na właścicieli witryn, jednak ostatecznie zrezygnowano z tego.

Treści terrorystyczne: jak osądzić, które treści podlegają pod TERREG?

Projekt TERREG wymusza zadanie kolejnego pytania: czym są treści terrorystyczne, które miałyby być niemal natychmiast usuwane z witryn? Oczywiście intuicyjnie dość łatwo odpowiedzieć na to pytanie, jednak łatwo się też domyślić, że intuicja ma zazwyczaj niewiele wspólnego ze stanowieniem przepisów prawa. Dobrym przykładem ponownie jest Facebook i to, co się na nim pojawia. Wielu internautów prowadzących swoje fanpage zorientowało się już, że czasami platforma kwalifikuje jako treści terrorystyczne materiały, które naprawdę mają niewiele wspólnego ze zjawiskiem terroryzmu (o ile cokolwiek). Bo czy np. pożar katedry w Notre Dame można zakwalifikować jako treść o charakterze terrorystycznym? Wydawałoby się, że nie, tymczasem okazało się, że informacje te mogą być zakwalifikowane jako nielegalne.

Zgodnie z definicją, która znajduje się w projekcie, za treści terrorystyczne miałyby zostać uznane materiały, które podżegałyby do przestępstw terrorystycznych. To oznacza, że chodzi również o wszelkiego rodzaju „przepisy na zamach”, instrukcje itd. Dotyczyłoby to zatem także tekstów czy nagrań dźwiękowych.

Głosowanie nad TERREG

17 kwietnia 2019 r. odbyło się głosowanie w PE nad projektem rozporządzenia. Z części pomysłów tymczasowo się wycofano, jednak przyjęto wymóg, który nazwałam wcześniej „sercem” TERREG. 308 europarlamentarzystów było za przyjęciem rozporządzenia. Za przyjęciem przepisów, które nakładają na platformy usunięcie treści terrorystycznych w przeciągu godziny od otrzymania powiadomienia od oficjalnych organów państwa, było 300 europosłów. Co szczególnie bolesne – przepis ten został przegłosowany zaledwie trzema głosami (w stosunku 300 do 297).

Przegłosowano również przepis dotyczący kar finansowych, w tym kar najwyższych – do 4% od obrotu.

Jako pewien mały sukces można potraktować fakt, że jeśli w danym serwisie treść terrorystyczna zostanie zamieszczona po raz pierwszy, to podmioty będą mieć 12 godzin na usunięcie nielegalnych treści. Co jeszcze ważniejsze, wszystkie poprawki, które miały na celu wprowadzenie obowiązkowych filtrów dotyczących ponownego uploadowania zostały odrzucone.

Polska, podobnie jak w sprawie ACTA 2, nie była przychylna projektowi nowego rozporządzenia.

Dalsza część rozgrywki po wyborach do PE

To jednak nie koniec. Po wyborach do Parlamentu Europejskiego i utworzeniu nowej Komisji Europejskiej projekt będzie jeszcze raz negocjowany przez Parlament, Radę i Komisję Europejską. Można się spodziewać, że w sprawie TERREG będą mieć miejsce podobne przepychanki jak przy ACTA 2, jednak trudno w tym momencie osądzić, na jak bardzo radykalną wersję zdecydują się organy europejskie. Monopolizacja, a nawet i paraliż. No i rozporządzenie

Warto pamiętać o tym, że TERREG to projekt rozporządzenia (podobnie jak RODO). To oznacza, że państwa członkowskie Unii Europejskiej nie będą miały takiego pola manewru, jak przy dostosowywaniu dyrektywy unijnej na użytek państwowy. Inna sprawa, że „pole manewru” np. przy ACTA 2 nie wydaje się zbyt duże.

Czym grozi TERREG? Po pierwsze, powstaniem w sieci kolejnych monopoli. Giganci i duże serwisy poradzą sobie z nowymi wymogami. Mniejsze podmioty, jeśli obowiązywałyby je te same zasady – z pewnością nie. To z kolei może grozić pewnym paraliżem sieci – w tym sensie, że może dojść do masowego odpływu małych podmiotów z Internetu, zniknięcia wielu wartościowych treści i, de facto, ograniczenia swobody zakładania własnych stron internetowych. To wyraźnie pokazuje, że już wkrótce może przestać istnieć Internet, jaki znaliśmy do tej pory.