Dlaczego odzyskanie zguby bywało trudne?
Obowiązujące od 2015 r. przepisy ustawy o rzeczach znalezionych w praktyce ujawniły sporo mankamentów. W teorii znalazca oddaje cenniejszą rzecz do biura rzeczy znalezionych, a właściciel może ją odebrać. W praktyce biurokracja i sztywne terminy często stawały na przeszkodzie. Oto najważniejsze problemy:
- Gdzie szukać? Dotąd “właściwy starosta” to ten z miejsca znalezienia rzeczy lub zamieszkania znalazcy. Jeśli turysta zgubił portfel w Gdańsku, a znalazca z Krakowa oddał go u siebie, właściciel musiał domyślić się, że zguba czeka kilkaset kilometrów dalej. Większość szukała jej tam, gdzie zaginęła, co przepisy utrudniały.
- Błyskawiczny zanik zguby: Publiczne instytucje miały tylko 3 dni na przechowanie przedmiotu przed przekazaniem go do starosty. Dla podróżnych czy zapominalskich to zdecydowanie za krótko, po weekendzie rzecz mogła już zniknąć z recepcji kina czy hotelu.
- Sto złotych problemów: Limit wartości, od której zgubę trzeba było oddać do starosty, wynosił 100 zł. Oznaczało to, że nawet parasol wart 150 zł trafiał do biura rzeczy znalezionych, co przy tysiącach przedmiotów rocznie prowadziło do zatorów w magazynach.
- Długie oczekiwanie: Jeśli właściciel był znany to miał rok na odbiór, jeśli nie to dwa lata. W efekcie wiele fantów latami zalegało w magazynach, a po terminie były niszczone, przekazywane na cele społeczne lub trafiały do znalazcy.
- Wrażliwe dane: Ponad połowę zgub stanowiły portfele z dokumentami. Przepisy nie precyzowały szybkiego niszczenia dokumentów, więc wrażliwe dane krążyły po urzędach, zwiększając ryzyko nadużyć.
- Niebezpieczne znaleziska: Brak jasnych procedur co do znalezionych broni, amunicji czy materiałów wybuchowych. Teoretycznie należało oddać je staroście, co było nielogiczne i potencjalnie niebezpieczne więc w praktyce większość osób dzwoniła po policję.
Jednym słowem, uczciwy znalazca i poszkodowany właściciel musieli się mierzyć z gąszczem formalności i niedostosowanymi do realiów przepisami. Nowelizacja ustawy ma te problemy zlikwidować, upraszczając procedury i skracając czas odzyskania zguby.
Co zmienia nowelizacja ustawy?
Ministerstwo Sprawiedliwości, wspierane analizami Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, zaproponowało nowelizację ustawy o rzeczach znalezionych, która ma realnie ułatwić życie zarówno właścicielom zgub, jak i uczciwym znalazcom. Najważniejsza zmiana to doprecyzowanie, że właściwy do prowadzenia postępowania będzie starosta miejsca znalezienia rzeczy, a nie – jak dotąd – także miejsca zamieszkania znalazcy. Dzięki temu koniec z sytuacjami, gdy portfel zgubiony w Gdańsku trafiał do urzędu w Krakowie, bo tam mieszkał znalazca. Jeśli ktoś jednak odda rzecz „u siebie”, starosta będzie musiał przekazać ją tam, gdzie faktycznie doszło do zgubienia.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Druga kluczowa poprawka to podniesienie limitu wartości tzw. drobnych rzeczy, których nie trzeba przekazywać do biura rzeczy znalezionych z 100 zł do ok. 230 zł, czyli 5% płacy minimalnej. Limit ma być waloryzowany wraz z jej wzrostem. Dzięki temu urzędy nie będą musiały magazynować parasolek, czapek czy słuchawek wartych niewiele, a procedury staną się bardziej adekwatne do realiów.
Wydłużony zostanie też czas, w którym np. zarządcy budynków użyteczności publicznej będą mogli przechowywać znalezione przedmioty zanim trafią one do starosty, a dokładnie z 3 do 30 dni. To da właścicielom realną szansę na odzyskanie rzeczy bez konieczności kontaktu z urzędem.
Nowelizacja reguluje też postępowanie ze znalezionymi dokumentami, dowód, paszport czy prawo jazdy trzeba będzie przekazać staroście (o ile nie znamy właściciela). Jeśli ustalenie danych będzie niemożliwe, dokumenty zostaną zniszczone, by chronić prywatność. Zmienią się także przepisy dotyczące rzeczy niebezpiecznych i wojskowych czyli broń, amunicję czy sprzęt wojskowy będzie można oddać bezpośrednio policji, jednostce wojskowej lub Żandarmerii Wojskowej, bez ryzykownego transportowania ich do urzędu.
Istotnym usprawnieniem będzie skrócenie terminów poszukiwania właściciela z roku do 6 miesięcy (jeśli właściciel jest znany) i z dwóch lat do 12 miesięcy (jeśli jest nieznany). Znika też obowiązek ogłaszania znalezienia rzeczy w prasie, wystarczy publikacja w BIP i na tablicy ogłoszeń. Po skróconych terminach zguba przejdzie na własność znalazcy lub powiatu. Znaleźne pozostaje bez zmian, nadal wynosi 10% wartości rzeczy.
Zmiany te mają sprawić, że procedura odzyskiwania zgub będzie szybsza, bardziej logiczna i mniej obciążona biurokracją, a magazyny biur rzeczy znalezionych przestaną pękać w szwach.
Ułatwione życie zapominalskich?
Nowe przepisy mają wejść w życie 3 miesiące po ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw, więc pierwsze efekty powinniśmy odczuć wkrótce. Zgubienie czegoś wartościowego, ale nie bezcennego – jak słuchawki za 200 zł – przestanie oznaczać, że szanse na odzyskanie są zerowe. Teraz właściciel będzie wiedział, gdzie pytać (w starostwie miejsca zgubienia), a zarządca budynku będzie przechowywał przedmiot nawet 30 dni. Znalazcy zyskają jasne procedury i nie będą obawiać się, że rzecz „utknie” w urzędzie na lata. Biura rzeczy znalezionych odetchną od nadmiaru drobiazgów, a koszty przechowywania spadną.
Choć prawo nie zapobiegnie gubieniu przedmiotów, znikną biurokratyczne przeszkody, które często czyniły odzyskanie rzeczy prawie niemożliwym. Jak wspomina pani Katarzyna, kiedyś musiała jechać przez pół województwa po zagubiony dokument, teraz takie sytuacje mają być przeszłością. Nowelizacja to szansa na więcej „happy endów” w historiach zgubionych i odnalezionych. A może dzięki temu kolejne portfele, telefony czy nawet... betoniarki (tak, takie też trafiały do biur) wrócą do właścicieli, zanim na dobre pokryją się kurzem na urzędowej półce.