Węgiel z PGG – kto by go nie chciał. Gdyby ktoś obudził się z długiego snu i zajrzał na stronę Polskiej Grupy Górniczej, chcąc kupić węgiel, mógłby pomyśleć, że nie ma nic prostszego. Same ułatwienia. Ani słowa o trudnościach.
Węgiel z PGG
Zajrzałam wczoraj wieczorem na facebookowy fanpage PGG. A tam spółka informuje, że „W celu usprawnienia procesu wydawania węgla dla zamówień złożonych od dnia 06.09.2022 roku nie ma już konieczności posiadania wydrukowanego dokumentu CEEB przy odbiorze osobistym z kopalni”. Jakiego węgla – pytają internauci. Niefortunnie informacja ukazała się we wtorek, który jest jednym z dwóch dni w tygodniu, kiedy można próbować kupić węgiel w firmowym sklepie internetowych.
Jak zwykle, w ostatnim czasie, zakup nie udał się większości z prawdopodobnie kilkuset tysięcy zainteresowanych. Wielu nie było w stanie nawet się zalogować. Dane udostępnione przez PGG z poprzedniej sesji czyli z zeszłego czwartku pokazują, że węgiel udało się kupić 20 tys. klientów. Dlatego gorzkie komentarze osób, które nawet od maja próbują kupić w e-sklepie PGG opał nie dziwią. Wszyscy ci ludzie oczekują usprawnień, ale realnych. Żartują w sieci, że najprostszym testem czy nie jesteś na fałszywej stronie oszustów podszywających się pod sklep PGG jest sprawność jej działania. Jeśli wszystko idzie gładko, uważaj.
Ograniczenia, a nie usprawnienia
Tymczasem kolejne posunięcia spółki „sprzedawane” jako ułatwiające zakupy, w ocenie jej klientów tylko dodatkowo je komplikują. Zaczynając od ograniczenia godzin otwarcia sklepu tylko do dwóch dni w tygodniu. Gdyby e-sklep PGG pracował 7 dni w tygodniu ruch klientów prawdopodobnie rozłożyłby się na te wszystkie dni. Teraz nawet jeśli komuś uda się zalogować, to i tak ma bardzo małe szanse na zakup. Internauci obliczyli, że większość sprzedawanych gatunków węgla rozeszła się w ciągu kilku minut. Najszybciej ekogroszek.
Uruchomienie przez PGG kwalifikowanych składów czyli przejecie dystrybucji od prywatnych pośredników, też promowane jako duże ułatwienie dla klienta, niczego nie zmieniło. Bo polskiego węgla na składach, jak nie było, tak nie ma. Część klientów, a właściwie ci, którzy usiłują nimi zostać nie jest też zadowolona z ograniczenia limitu sprzedaży. W e-sklepie PGG można kupić do 3 ton na klienta. Szacuje się, że średnio gospodarstwo domowe na sezon grzewczy potrzebuje 5 ton węgla. Ten ruch spółka tłumaczyła chęcią zwiększenia dostępność surowca dla odbiorców indywidualnych.
To import, nie spekulacja
Według Łukasza Horbacza, prezesa Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla, za dwa, trzy tygodnie na składach prywatnych powinien się pojawić węgiel importowany. Jest on jednak znacznie droższy od krajowego. Tona polskiego węgla kosztuje 1200 – 1500 zł. Sprowadzonego 3000 do 4000 tys. zł. Część przedsiębiorców prowadzących składy ma jednak obawy przed sprzedażą tego węgla. Boją się, że ludzie nie zrozumieją, że cena wynika z tego o ile droższy jest węgiel sprowadzony z importu od krajowego surowca. Już, gdy tylko pojawiły się problemy z węglem i jego cena wzrosła, okrzyknięto ich spekulantami.
„Ludzie boją się linczu” mówił prezes Horbacz w TVN24.
Tego problemu nikt dotąd nie brał po uwagę. Na ile jest on poważny przekonamy się za kilka tygodni. Jutro czyli w czwartek tysiące ludzi znów siądą przed laptopami, próbując kupić węgiel w sklepie PGG. A że jest go za mało, to tylko największym szczęśliwcom się to uda.