Poczta Polska chyba rzeczywiście chyli się ku upadkowi, skoro podobno nie płaci pracownikom nawet minimalnego wynagrodzenia

Codzienne Państwo Dołącz do dyskusji
Poczta Polska chyba rzeczywiście chyli się ku upadkowi, skoro podobno nie płaci pracownikom nawet minimalnego wynagrodzenia

Wiedzieliśmy, że sytuacja w Poczcie Polskiej jest dramatyczna, ale żeby aż tak? Okazuje się, że narodowy operator pocztowy nie wytrzymuje dodatkowych obowiązków, które nakłada na niego państwo. Związkowcy szacują, że z tego powodu spółka skończyła rok 2023 ze stratą 700-800 mln zł. Jakby tego było mało, wynagrodzenia w Poczcie Polskiej nie nadążają za płacą minimalną.

Wynagrodzenia w Poczcie Polskiej wołają o pomstę do nieba

Poczta Polska ma właściwie wszystko, by odnosić rynkowe sukcesy. To w końcu potężna spółka zatrudniająca 63 tys. pracowników, dysponująca nie tylko znaną marką i ogólnopolską infrastrukturą, ale także działającą w perspektywicznych branżach, takich jak logistyka, ecommerce oraz bankowość. Celowo nie napisałem jednak o jej uprzywilejowanej pozycji, bo właśnie specjalne traktowanie przez państwo może stanowić główną przyczynę upadku Poczty Polskiej.

Jak to możliwe? Wyjaśniają to pocztowi związkowcy. Dziennik „Fakt” zwraca uwagę na wystosowany przez nich list otwarty, który potwierdza, że sytuacja Poczty Polskiej jest dramatyczna. Ich zdaniem rok 2024 może być wręcz ostatnim rokiem działalności marki z 466 lat tradycji. Przyczyną jest strata za rok 2023 szacowana na 700-800 mln zł. Warto przy tym wspomnieć, że jej kapitał zakładowy wynosi 960 mln zł, a zapasowy niecałe 400 mln zł.

Przyczyną problemów Poczty Polskiej, zdaniem związkowców, są „eksperymenty zarządzających w ostatnich latach”. Wskazują także na realizację usług powszechnych, a więc zadań niekomercyjnych narzucanych na operatora wyznaczonego przez przepisy prawa. Siłą rzeczy ogromne straty i kiepska sytuacja finansowa firmy mają bezpośrednie przełożenie na wynagrodzenia w Poczcie Polskiej. Te można śmiało określić mianem wyzysku.

Pocztowcy przekonują, że stawka rekrutacyjna i minimalne wynagrodzenie w spółce ma w 2024 r. wynosić 4 023 zł. Tymczasem od 1 stycznia najniższa krajowa wyniesie 4 242 zł brutto. Jakim cudem Poczta Polska chce płacić swoim pracownikom mniej, niż wynosi ustawowe minimum? To bardzo proste: szefostwo spółki postanowiło różnicę pokrywać premią uznaniową, ewentualnie dodatkiem wyrównawczym.

Czy to w ogóle legalne? Jak najbardziej. Przyjęto bowiem wykładnię, w myśl której wynagrodzenie minimalne nie musi być tożsame z wynagrodzeniem zasadniczym ustalonym w umowie o pracę. Czy to postępowanie godne kontrolowanej przez państwo firmy będącej niemalże instytucją kluczową z punktu widzenia państwa? W żadnym wypadku. Zwłaszcza że najniższą krajową ma zarabiać przynajmniej 80 proc. pracowników Poczty Polskiej.

Związkowcy domagają się, by państwo wzięło odpowiedzialność za tragiczny stan finansów operatora

Sama spółka przekonuje, że wynagrodzenia w Poczcie Polskiej nie są zagrożone i są wypłacane pracownikom na czas oraz zgodnie z obowiązującym prawem. Pocztowcy zwracają jednak uwagę, że tak marny poziom stawek to rezultat jednostronnej decyzji kierownictwa. Równocześnie nie zakończono w porę negocjacji płacowych pomiędzy Pocztą Polską a działającymi w niej związkami zawodowymi.

Pracownicy w swoim liście przedstawili także pięć postulatów mających uzdrowić albo przynajmniej ustabilizować sytuację ich miejsca pracy. Trzy pierwsze sprowadzają się do umożliwienia państwu dofinansowanie Poczty Polskiej przez państwo. W grę wchodzi zmuszenie władz spółki przez jej właściciela do podniesienia wynagrodzeń, przekonanie Komisji Europejskiej do zgody na dofinansowanie z powodu strat za lata 2021 oraz 2022, oraz wprowadzenie stosownych zmian w prawie.

W normalnych okolicznościach krzywiłbym się na takie postulaty, ale należy pamiętać o bezpośrednim związku pomiędzy fatalną kondycją Poczty Polskiej oraz wykonywaniem zadań na rzecz państwa. Niektóre z nich były, najdelikatniej rzecz ujmując, ekstrawaganckie. Wszyscy pamiętamy wybory kopertowe. Prawdziwym problemem są jednak nierentowne w dzisiejszych realiach tradycyjne usługi pocztowe. W dzisiejszych czasach listów nie pisze już praktycznie nikt. Listonosze roznoszą głównie kartki świąteczne, korespondencję z urzędów oraz różnego rodzaju rachunki. Infrastrukturę zaś trzeba cały czas utrzymywać.

Dwa następne postulaty związkowców są dość interesujące. Domagają się zaprzestania dublowania usług Poczty Polskiej przez inną państwową spółkę: Orlen. Mowa tutaj o usługę Orlen Paczka, która wydziera Poczcie tę część rynku, która akurat jest opłacalna. Wszystko w imię budowania przez poprzednią ekipę rządzącą polskiej wersji koreańskich czeboli. Wreszcie: związkowcy chcą utworzenia „mapy drogowej”, która określałaby cele i zadania spółki.

Poczta Polska nie może być równocześnie urzędem i spółką rynkową

To bardzo dobrze postawione pytanie: czemu właściwie miałaby dzisiaj służyć nam Poczta Polska? Od dawna stawiam tezę, że spółka mogłaby sobie świetnie radzić w warunkach prawdziwie wolnego rynku. Dotyczy to nawet sprzedaży mydła i powidła w placówkach pocztowych, która może i jest mało estetyczna, ale najwyraźniej przynosi firmie jakieś zyski. Warto także przypomnieć, że Poczta Polska w ecommerce radzi sobie całkiem nieźle. Spółka mogłaby także pełnić funkcję prawdziwego urzędu pocztowego ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie może być jednak jednym i drugim naraz.

Najbardziej oczywistym rozwiązaniem byłoby uwolnienie Poczty Polskiej od „przywileju” bycia operatorem wyznaczonym i zapewniania powszechnego dostępu do usług, które dzisiaj wydają się archaiczne i nieopłacalne. Zamiast tego spółka mogłaby być normalnym operatorem logistycznym, który byłby w stanie konkurować z innymi firmami tego typu. Kto w takim razie przynosiłby nam korespondencję z urzędów oraz roznosił kartki świąteczne? Sprawę najlepiej byłoby zostawić wolnemu rynkowi. Nie każdy pamięta, że korespondencję z sądów przez krótki czas rozwoził InPost i jakoś świat się nie zawalił.

Jeśli jednak koniecznie chcemy, by istniał dedykowany urząd pocztowy zajmujący się tym, na co nie mają ochoty rynkowi operatorzy, to musimy przyjąć do wiadomości dwa fakty. Po pierwsze: państwo musi w całości pokrywać koszty tej ekstrawagancji z budżetu. Formuła spółki Skarbu Państwa nie wydaje się przy tym najlepsza do realizacji nierynkowych zadań.

Po drugie zaś: Rzeczpospolita Polska nie może być dziadowskim pracodawcą, który nie oferuje swoim pracownikom najniższej krajowej jako wynagrodzenia zasadniczego. Zwłaszcza, że to nasze państwo stoi za jej podnoszeniem w ostatnich latach ponad granice zdrowego rozsądku i realiów rynkowych.