W Holandii będzie obowiązywać zakaz kupowania mieszkań w celach inwestycyjnych – o wprowadzeniu takiego zakazu zdecydują ostatecznie gminy. W referendum przeprowadzonym w Berlinie mieszkańcy zdecydowali z kolei o wywłaszczeniu wielkich funduszy. Do wniosku, że sytuację na rynku mieszkaniowym należy uregulować, zaczynają skłaniać się też rządzący w Polsce. Rozwiązania są jednak zasadniczo dwa – albo zakaz na wzór holenderski, albo podatek katastralny od np. trzeciego czy kolejnego mieszkania.
Zakaz kupowania mieszkań w celach inwestycyjnych. Fundusze czyszczą rynki z mieszkań
Od 1 stycznia w Holandii wejdzie w życie prawo – chodzi o zakaz kupowania w miastach mieszkań w celach inwestycyjnych. Gminy będą mogły wyznaczyć dzielnice, w których nie będzie można kupić domów i mieszkań pod wynajem. Jak można się domyślać, nowe przepisy to skutek masowego wykupu mieszkań przez inwestorów, przez co przeciętny obywatel ma utrudnione zadanie, jeśli chce kupić własną nieruchomość na cele mieszkalne. W dodatku młodzi Holendrzy obawiają się z kolei, że wykup mieszkań (głównie przez fundusze) sprawi, że ceny najmu zostaną sztucznie zawyżone.
Niedawno do wojny z funduszami i inwestorami włączył się również Berlin. W specjalnym referendum mieszkańcy zagłosowali za wywłaszczeniem firm mających w portfelu ponad 3 tys. mieszkań. Teraz fundusze będą musiały odsprzedać miastu nadwyżkę mieszkań – oczywiście po znacznie niższej cenie.
Co ciekawe, wydaje się, że również i polski rząd dojrzał do myśli, by chociaż częściowo uregulować sytuację na rynku nieruchomości w Polsce. Rządzący mają rozważać m.in. zakaz pakietowego wykupu mieszkań – lub przynajmniej ograniczenie takiego procederu. Nie wiadomo jednak, jak miałoby to wyglądać. Teoretycznie możliwe byłoby wprowadzenie rozwiązania na wzór holenderski – wydaje się jednak, że to dla polskich rządzących byłoby zbyt drastyczne rozwiązanie. Znacznie bardziej prawdopodobny jest zakaz kupowania mieszkań w celach inwestycyjnych przez jeden podmiot powyżej określonego limitu. Niestety – to rozwiązanie ma pewną wadę, ponieważ inwestorzy mogliby łatwo znaleźć rozwiązanie, by obejść nowe przepisy.
Prostszym rozwiązaniem byłby podatek katastralny – np. od trzeciego lub kolejnego mieszkania. Ale nadal mógłby nie rozwiązać wszystkich problemów
Alternatywnym rozwiązaniem – i to znacznie prostszym do wprowadzenia – byłby po prostu podatek katastralny, np. od trzeciego i kolejnego mieszkania. To na pewno ostudziłoby zapał prywatnych inwestorów. Dla rządzących miałoby to oczywiście dodatkową korzyść – w postaci zwiększonych wpływów. Czy podatek katastralny wyhamowałby jednak zapędy również gigantycznych funduszy? To akurat trudno stwierdzić – dlatego być może najlepszym rozwiązaniem byłoby połączenie podatku katastralnego z jakąś formą zakazu masowego nabywania mieszkań.
Oczywiście warto pamiętać, że zakazy czy dodatkowe obciążenia nie wyeliminują głównego źródła problemu – w przypadku prywatnych inwestorów jest to często chęć bezpiecznego ulokowania kapitału. Bez alternatyw większość osób zawsze będzie wybierać (jeśli ma taką możliwość) zakup nieruchomości. Na rozwiązanie tego problemu nie mamy jednak co liczyć – zwłaszcza, jeśli chodzi o politykę prowadzoną przez rządzących.