Do niczego nie dojdziemy jako społeczeństwo, skoro nauczyciele zarabiają poniżej średniej krajowej

Praca Dołącz do dyskusji (399)
Do niczego nie dojdziemy jako społeczeństwo, skoro nauczyciele zarabiają poniżej średniej krajowej

Nauczyciele mówią, że strajkują w obronie „honoru” swojego zawodu. Ale chyba powinni postawić sprawę trochę inaczej. Bo jeśli zarobki nauczycieli pozostaną fatalne, to po prostu pozostaniemy biednym społeczeństwem. I zrealizuje się ta słynna „pułapka średniego rozwoju”.

Jeszcze kilka lat temu Mateusz Morawiecki marzył o polskim samochodzie elektrycznym. Miało powstać nawet milion sztuk. Samochodu jak nie było, tak nie ma, a spółka odpowiedzialna za jego budowę mówi teraz, że projekt ma wykonać… niemiecka firma. Więc i tak jest jakiś sukces. Na pewno większy niż w przypadku polskich promów, które miały powstawać w Szczecinie. Póki co powstała tylko… stępka, czyli oś konstrukcyjna, która obecnie rdzewieje w stoczni.

Przykłady można mnożyć i mnożyć. Polska gospodarka, choć się rozwija, jest bardziej oparta na sile roboczej – na sile muskuł, a nie na sile mózgu, jakby to ujął Mezo. Nie dorobiliśmy się żadnej wielkiej polskiej firmy, która wyrobiłaby jakiś swój know-how, która mogłaby się pochwalić jakimiś naprawdę przełomowymi rozwiązaniami.

Ponura rzeczywistość jest taka, że polska gospodarka ciągle kojarzy się na świecie głównie z wódką. Przez lata szydziliśmy z gospodarki rumuńskiej. Ale gospodarka rumuńska dorobiła się rozpoznawalnej na całym świecie marki – Dacii. My się tymczasem ciągle cieszymy, jak jakiś salon Reserved powstanie gdzieś za granicą.

I co to wszystko ma wspólnego ze strajkiem nauczycieli? Bardzo, ale to bardzo dużo.

Zarobki nauczycieli. Tu nie chodzi o żaden „honor”

Jak już pisałem, nauczyciele w Polsce nie są najlepszymi PR-owcami. I problem jest taki, że nie potrafią chyba wyjaśnić do końca, czemu powinni dostać podwyżki. Więc pomożemy. Bo argumentem nie powinien być nauczycielski honor, nie powinno być nawet to, że w Biedronce się zarabia lepiej. Argumentem powinno być to, że kiepsko opłacani nauczyciele oznaczają Polskę magazynów i fabryk, a nie Polskę start-upów, innowacji i znanych na całym świecie marek.

Premier Morawiecki jakiś czas temu przestrzegał, że Polska może wpaść w „pułapkę średniego rozwoju”. I miał rację – dlatego chciał tworzyć te wszystkie samochody elektryczne i promy. Nie pomyślał tylko o jednym – że po prostu nikt tu obecnie takich rzeczy tworzyć nie potrafi.

Więc jeśli chcemy mieć w Polsce ludzi, którzy chcą i mogą tworzyć innowacje i wielkie projekty, powinniśmy zacząć od początku, a nie od końca. Najpierw przyda się poważna podwyżka dla nauczycieli, potem dyskusja nad naszym systemem edukacji. A najwcześniej za kilkanaście lat będzie moment, by porozmawiać o polskim samochodzie elektrycznym. Lub o polskim promie.