Alimenty natychmiastowe wymagają niewielkich korekt, by z rozwiązania doraźnego stać się docelowym
Na samo wspomnienie zamieszania z tablicami administracyjnymi aż się wzdrygam. Do dziś nie mam pojęcia, co się stało w Ministerstwie Sprawiedliwości, że opublikowano pomysł tak rażąco niesprawiedliwy. Kwoty sugerowanych sądom świadczeń alimentacyjnych przygotowano w taki sposób, że ich uwzględnianie w orzecznictwie wpędzałoby zobowiązanych rodziców w nędzę.
Powszechne oburzenie społeczeństwa sprawiło, że tablice alimentacyjne odesłano z powrotem do prac koncepcyjnych. Równocześnie Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało także inne rozwiązanie związane z obowiązkiem alimentacyjnym, które wydaje się dużo bardziej sensowne. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że alimenty natychmiastowe mogłyby stanowić punkt wyjścia w pracach nad następną iteracją tablic.
Czym właściwie miałyby być alimenty natychmiastowe? Chodzi o możliwość szybkiego nakładania zobowiązania w uproszczonej procedurze, które to posłużyłoby doraźnemu zaspokojeniu potrzeb bytowych dziecka. W założeniu postępowanie trwałoby raptem kilka dni.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Na szczególną uwagę zasługuje moim zdaniem proponowany mechanizm ustalania wysokości alimentów natychmiastowych. Oczywiście wysokość świadczenia byłaby uzależniona od liczby dzieci. Tym razem jednak podstawą ich obliczania ma być wysokość minimalnego wynagrodzenia przemnożona przez stawkę procentową:
- Przy jednym dziecku zobowiązany płaciłby 21 proc. najniższej krajowej;
- Przy dwóch dzieciach płaciłby 19 proc. minimalnego wynagrodzenia na każde z nich;
- Przy trzech dzieciach stawka przypadająca na jedno dziecko wynosi 17 proc.;
- Przy czterech spada do 15 proc.;
- Wreszcie piątka i więcej dzieci daje nam stawkę 13 proc. na każde dziecko.
W praktyce oznaczałoby to w przyszłym roku kwotę 1009,26 zł alimentów na jedno dziecko. Przy piątce dzieci zobowiązany płaciłby 624,78 zł na każde z nich, co razem daje 3123,90 zł. Wyliczenia te zakładają operowanie przez ustawodawcę kwotę brutto mającej obowiązywać w przyszłym roku najniższej krajowej. Warto w tym momencie wspomnieć, że wraz ze wzrostem minimalnego wynagrodzenia alimenty natychmiastowe byłyby automatycznie waloryzowane.
Zmiany w alimentach powinny uwzględniać także to, że zobowiązany również musi się jakoś utrzymać
Prawdę mówiąc, tak skonstruowane alimenty natychmiastowe mogłyby stać się pełnoprawnymi tablicami alimentacyjnymi – w dalszym ciągu rozumianymi jako wskazówka dla sędziów rodzinnych, a nie narzucany im z góry taryfikator.
Ktoś mógłby zapytać, w czym takie zmiany w alimentach są niby lepsze od tablic. W pierwszej kolejności wskazałbym rzecz jasna bardziej rozsądne kwoty zobowiązania przypadające na słabiej zarabiających Polaków. Nieco gorzej sprawdzałyby się w przypadku osób o zauważalnie wyższym wynagrodzeniu. Chyba wszyscy się zgodzimy, że rodzice powinni partycypować w kosztach utrzymania swoich dzieci na miarę swoich możliwości. Osoby zarabiające w okolicach płacy minimalnej nie powinny być dodatkowo karane za to, że mogą tylko pomarzyć o średniej krajowej. Osoby z pensją powyżej przeciętnego wynagrodzenia nie powinny zaś liczyć na ulgowe traktowanie. Dlatego tak ważna byłaby rola sędziów.
Kluczową zaletą alimentów natychmiastowych, których nie miały tablice alimentacyjne, jest ustalanie wysokości świadczenia w formule określonego procentu zarobków zobowiązanego. Jako podstawę możemy wybrać coś innego. Zapewne o wiele lepszym rozwiązaniem niż najniższa krajowa byłoby faktyczne wynagrodzenie netto rodzica, który miałby płacić alimenty. Dlaczego netto? System powinien uwzględniać realne zarobki danej osoby, a nie statystyczno-administracyjną fikcję.
Zmiany w alimentach mogłyby równie dobrze prowadzić do dwuetapowości postępowania. Najpierw w razie potrzeby sąd zasądzałby na szybko alimenty natychmiastowe. Następnie po zbadaniu dochodów potencjalnego zobowiązanego korygowałby w razie potrzeby podstawę. Stawki procentowe możemy zostawić.
Dzięki temu otrzymalibyśmy system, który równoważy potrzeby bytowe dziecka oraz jego rodzica, który miałby płacić na nie alimenty. Należy przy tym zaznaczyć, że osoby, wobec których zasądzono świadczenie alimentacyjne na dzieci, nie zrobiły nic złego. Nie są "alimenciarzami". Tymi stają się dopiero w momencie, gdy przestają wywiązywać się ze swoich zobowiązań.