Od kołyski po emeryturę — ZUS czuwa
Nie dlatego, że jest wścibski, tylko dlatego, że musi — a może raczej: że potrafi. Każda twoja umowa, każda składka, każde zwolnienie lekarskie i każdy zasiłek trafiają do jego cyfrowych archiwów. Ale dziś Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie jest już tylko biernym magazynem danych. To zaawansowany system analityczny, który na podstawie twojej historii potrafi podjąć decyzję, wszcząć kontrolę albo przewidzieć, czy przypadkiem nie szykujesz się na „chorobowe z piątku na poniedziałek”.
ZUS stał się jednym z największych i najbardziej zintegrowanych zbiorów danych o obywatelach w Polsce. Łączy informacje z urzędów skarbowych, NFZ, CEIDG, rejestru PESEL i własnych systemów składkowych, tworząc precyzyjny obraz każdego ubezpieczonego. Dzięki temu potrafi błyskawicznie zweryfikować, czy pracujesz legalnie, czy twoje zwolnienie lekarskie nie jest podejrzanie częste, a także czy nie pobierasz świadczenia, które ci się nie należy. Wszystko to odbywa się w cieniu paragrafów, algorytmów i coraz bardziej rozbudowanej automatyzacji, która zastępuje urzędników w roli sędziego twojej uczciwości – i to od momentu urodzenia, aż do zakończenia naszej przygody na tym świecie.
ZUS gromadzi dane niezbędne – przynajmniej w teorii
Dane, które trafiają do ZUS-u, pochodzą z wielu źródeł — od pracodawców, przedsiębiorców, urzędów skarbowych, Narodowego Funduszu Zdrowia, urzędów pracy, a nawet uczelni. W efekcie ZUS gromadzi szczegółowe informacje w kategoriach takich jak: dane identyfikacyjne i osobowe, dane o zatrudnieniu i ubezpieczeniu, dane finansowe i składowe, a nawet dane dotyczące warunków pracy (w przypadku pracy w warunkach szczególnych, która wiąże się z możliwością uzyskania wcześniejszej emerytury).
W praktyce oznacza to, że ZUS może w dowolnej chwili odtworzyć cały finansowy „profil ubezpieczeniowy” danej osoby od początku jej aktywności zawodowej. Ale to nie koniec danych, które gromadzi Zakład Ubezpieczeń Społecznych. ZUS dysponuje bowiem danymi na temat naszego zdrowia (w tym danymi wrażliwymi). Niemalże w czasie rzeczywistym bowiem poznaje dane takie jak: informacje o zwolnieniach lekarskich (e-ZLA), wraz z datami i długością trwania, powody zwolnienia (choć nie zawsze pełna diagnoza — tylko kod statystyczny), dane o zasiłkach chorobowych, macierzyńskich, opiekuńczych, rehabilitacyjnych, dane o wypadkach przy pracy i chorobach zawodowych.
Wydaje się, że to już ogrom danych? To wyobraźcie sobie, że to nie wszystko. W ZUS znajdziemy bowiem również informacje o sytuacji rodzinnej i socjalnej – w tym informacje o liczbie dzieci (przecież zasiłki macierzyńskie i opiekuńcze wypłaca ZUS), informacje o niezdolności do pracy i stopniu niepełnosprawności, dane o pobieraniu świadczeń z pomocy społecznej, a także dane na temat ewentualnego zakończenia żywota ubezpieczonego.
Matkę możesz oszukać, z ZUS-em nie pójdzie ci tak łatwo…
Zgłoszenia do ubezpieczeń, deklaracje pracodawców, raporty składkowe, zwolnienia lekarskie, dane z urzędów skarbowych, PESEL-a czy NFZ — wszystko to trafia do jednego cyfrowego ekosystemu, który w ZUS-ie nosi nazwę KSI (Kompleksowy System Informatyczny). To właśnie w nim dane są analizowane, aby ustalić prawo do świadczeń, obliczać ich wysokość, identyfikować błędy i nieprawidłowości w płaceniu składek, a coraz częściej również aby wykrywać potencjalne nadużycia ubezpieczonych.
System działa jak urzędowa wersja Excela na sterydach: każda zmiana w danych od razu wpływa na inne elementy. Jeśli pracodawca zgłosi cię na zbyt niskiej podstawie, ZUS to zauważy. Jeśli twoje L4 dziwnie pokrywa się z okresem prowadzenia działalności gospodarczej – ZUS też to wyłapie. To jednak nie wszystko – zgodnie z informacjami, przekazanymi przez byłego pracownika tej instytucji w ZUS prowadzone są również swojego rodzaju… analizy ryzyka.
Jedną z najczęstszych form wykorzystania danych przez ZUS są kontrole zwolnień lekarskich. Na podstawie danych z systemu e-ZLA (elektroniczne zwolnienia) oraz historii świadczeń, ZUS automatycznie typuje osoby do kontroli. Algorytm analizuje częstotliwość zwolnień, ich długość, powtarzalność, a także ewentualnie inne dochody w tym czasie.
Dane z e-ZLA są zestawiane z danymi o zgłoszeniach do ubezpieczenia przedsiębiorców, płatności składek, a nawet z systemami ZUS obsługującymi świadczenia macierzyńskie i opiekuńcze. Efekt? ZUS potrafi wyłapać osoby, które formalnie są „na chorobowym”, a faktycznie nadal prowadzą działalność gospodarczą lub wykonują umowę cywilnoprawną.
I to wszystko zgodnie z prawem
Z perspektywy RODO, ZUS jest administratorem danych osobowych, działającym w ramach ustawowego obowiązku. Dane nie mogą być wykorzystywane do celów innych niż wynikające z ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Nie oznacza to jednak, że obywatel ma pełną przejrzystość co do tego, jak jego dane są analizowane.
ZUS zapewnia wgląd w część danych przez platformę PUE, ale obywatel nie ma dostępu do procesu decyzyjnego — nie widzi, jakie reguły logiczne czy algorytmy zadecydowały o odmowie świadczenia. I tu właśnie leży sedno problemu: ZUS wie o nas bardzo dużo, ale obywatel wie bardzo mało o ZUS-ie. Czy to zgodne z prawem? Jak najbardziej!
ZUS przetwarza te dane na podstawie przepisów ustawowych: przede wszystkim ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa, a także przepisów wykonawczych. Zakład ma status administratora danych osobowych i musi przestrzegać zasad RODO. Dane są przetwarzane wyłącznie w celu realizacji zadań ustawowych — choć ich zakres faktycznie jest bardzo szeroki, a nieuczciwi ubezpieczeni mają się czego bać.