Czy życie z rodzicami po trzydziestce oznacza, że jesteś życiowym przegranym? Tak można zrozumieć niektóre badania. Skąd ten nacisk na wypychanie młodych dorosłych z ich domów?
TVN24 alarmuje: młodzi ludzie często wracają do rodziców po tym, jak nie udaje im się osiągnąć sukcesu zawodowego lub uczuciowego. Według danych Eurostatu z roku 2017, niemal co drugi dorosły (25-34 lata) Polak mieszka z rodzicami. Dr Jennifer Caputo z Towarzystwa Wspierania Nauki im. Maxa Plancka uważa, że niezależność ekonomiczna oraz społeczna są miarą udanego przejścia w dorosłość. Tymczasem powrót do rodzinnego domu może skutkować chorobami psychicznymi, w tym depresją. Wow, to poważny zarzut. Sama mieszkam z mamą. Nie da się inaczej, bo moja babcia choruje na raka trzustki i ktoś musi stale przy niej czuwać. Poczułam się wywołana do tablicy. Trzeba zajrzeć więc do poważnych źródeł i sprawdzić.
Życie z rodzicami po trzydziestce
Nie wiem, czy pamiętacie, ale wcześniej wielopokoleniowe rodziny żyły czasem w jednym domu. Dziadkowie, rodzice, dzieci, wnuki. Wszyscy się uzupełniali, każdy przynosił coś od siebie. Wychowanie najmłodszego pokolenia spadało w pewnej mierze na wszystkich. Pradziadek opowiadał, jak to było przed wojną, prababcia robiła rosół. Dziadek zawsze wystrugał coś ciekawego, babcia pokazywała, gdzie rośnie szczaw i jak się zszywa dziury na spodniach. Mama z tatą siadali do lekcji. Każdy miał do przekazania coś innego. Do tego dochodzili wujkowie, ciocie, chrzestni, sąsiedzi, przyjaciele. Kiedy rodziło się dziecko, młoda mama mogła odpocząć, bo babcia, siostra, mama brały maleństwo na ręce i przewijały oraz pielęgnowały. Gdy ktoś chorował, wszyscy czuwali nad nim na zmianę. Nie czuł się opuszczony ani samotny. Z podobnego założenia wychodzi więc Susan Newman, doktor psychologii. Jej zdaniem wielopokoleniowa rodzina buduje niezwykłe więzi i wspiera się nawzajem.
Jakie są zagrożenia? Oczywiście, jeśli rodzice wychodzą z założenia, że ich dorosłe dzieci są nadal dziećmi i trzeba im uprać oraz ugotować, pojawia się problem. Jeśli młodzi ludzie nie dokładają się do budżetu domowego – to bardzo źle. Gdy zamykają się w swoim pokoju i zachowują, jakby znowu mieli dziesięć lat, to także kłopot. Jednakże wielopokoleniowa rodzina umie sobie z takim problemem poradzić, wyśle do pracy, pomoże, doradzi.
Doktor Marty Nemko zasugerował nawet swoistą umowę, którą spisać powinny dorosłe dzieci z ich rodzicami. Chodzi o utrzymanie czystości, nierobienie hałasu, prawo do własnego życia, dokładanie się do wspólnego budżetu domowego.
MUSISZ się wyprowadzić
Cały ten nacisk na „wyprowadź się, koniecznie” bierze się z tego, że przyjęto, iż najlepszą lekcją dorosłości jest mieszkanie samemu. Ma ono mnóstwo zalet, ale ma też i wady, które przemilcza się w tej całej sprawie. Nie ma tego poczucia wsparcia, powoli zacierają się relacje, człowiek przeżywa większy stres, bo wszystko jest na jego głowie. Nie mówi się o matkach, które zostają same w mieszkaniach i zasypiają na stojąco, kiedy nikt nie wyciągnie im dziecka z ręki. Chory leży sam, bo druga połówka jest w tym czasie w pracy, dzieci zaś w żłobku (o ile dostaną się do żłobka – w wielopokoleniowej rodzinie nie ma takiego problemu, bo dzieckiem zawsze ktoś się zajmie).
Jest w tym oczywiście dużo racji, że powinniśmy dorastać, usamodzielniać się i żyć własnym życiem. Mieszkanie na własną rękę jest rewelacyjne, uczymy się tego typu samodzielności, którego w wielopokoleniowym domu nie ma. Dostajemy wiatr w żagle i tylko nam gratulować, kiedy się wyprowadzimy. Ale nie powinniśmy ciskać gromów na tych, którzy decydują się na mieszkanie wielopokoleniowe.
Dam sobie uciąć rękę, że całe to „mieszkanie z rodzicami przysporzy ci depresji” polegnie głównie na samych założeniach. Mamy bowiem takie punkty:
- rozpadł ci się związek,
- nie możesz wynająć mieszkania,
- nie masz pracy,
- nie masz pieniędzy,
- wracasz do domu i żyjesz z rodzicami
Jak sądzicie, czy to właśnie piąty punkt będzie odpowiedzialny za depresję, czy cztery poprzednie?