Na papierze wygląda to pięknie. Zamiast wyrzucać butelki do śmieci, mamy je odnosić z powrotem do sklepu i odzyskiwać drobne kwoty. Brzmi ekologicznie i rozsądnie. Tyle że w praktyce życie nie zawsze układa się według schematów z folderów ministerialnych. Polacy mają różne nawyki – wielu z nas odruchowo zgniata butelkę czy puszkę, bo przez lata uczono nas, że tak jest „eko”. Teraz okazuje się, że zgnieciona butelka nie zostanie przyjęta. To zmiana drobna, ale irytująca.
Kolejny problem to logistyka. System zakłada, że puste opakowania trzeba będzie przechowywać w domu i zanieść do sklepu. Kto mieszka w małym mieszkaniu i kupuje zgrzewki napojów, szybko poczuje różnicę. Nie każdy ma balkon czy piwnicę, a butelki PET nie pachną fiołkami.
Gdzie teoria zderzy się ze ścianą?
Wyzwaniem może być też sama obsługa systemu. Teoretycznie duże sklepy muszą przyjmować opakowania automatycznie lub ręcznie, mniejsze mogą przystąpić dobrowolnie. Ale kto choć raz stał w kolejce do zepsutego butelkomatu, ten wie, że frustracja klienta potrafi sięgać zenitu. Bez sprawnej technologii i bez nadmiernej biurokracji – np. konieczności pokazywania paragonu – system stanie się dla wielu kulą u nogi.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Nie ma też gwarancji, że klienci od razu będą wiedzieć, które opakowania podlegają zwrotowi, a które nie. Wprowadza się specjalne oznaczenia, ale na początku z pewnością będzie sporo nieporozumień. Dziś już widzę oczami wyobraźni kłótnie przy kasie: „dlaczego moja butelka nie została przyjęta?”.
Dlaczego więc 73% mówi „tak”?
Być może Polacy deklarują poparcie z przekonania, że system kaucyjny „tak trzeba”, że to dobre dla środowiska. I słusznie – śmieci mniej na ulicach, więcej recyklingu, pieniądze wracające do kieszeni. Ale czym innym jest odpowiedzieć w ankiecie, a czym innym – trzymać w domu reklamówkę pustych butelek, pilnować, by się nie zgniotły i nie zabrudziły, a potem walczyć z automatem, który akurat się zawiesił.
Przypomina to trochę historię z segregacją odpadów. Większość Polaków deklaruje, że segreguje śmieci, ale wystarczy rzut oka do osiedlowych kontenerów, by przekonać się, że praktyka nie nadąża za deklaracjami.
Nie zrozummy się źle – idea systemu kaucyjnego jest słuszna. W Niemczech czy krajach skandynawskich działa od lat i trudno sobie wyobrazić powrót do dawnych czasów. Tam jednak kluczowe były dwa elementy: konsekwentna edukacja i proste zasady.
Jeśli w Polsce uda się uniknąć chaosu, a system będzie naprawdę intuicyjny, to może z czasem faktycznie Polacy pokochają oddawanie butelek. Ale na starcie obawiam się, że poziom frustracji będzie wysoki. Zwłaszcza że kaucja jest niewielka i nie każdy będzie chciał fatygować się do sklepu po kilka złotych odzysku.
Dlatego, gdy czytam, że trzy czwarte Polaków popiera system kaucyjny, myślę: poczekajmy do listopada, grudnia, kiedy opadnie entuzjazm, a pojawi się codzienna praktyka. Wtedy zobaczymy, ilu z nas naprawdę „zagłosuje” nogami i będzie regularnie odnosić butelki, a ilu zrezygnuje i wróci do kosza na śmieci.
Polacy często lubią odpowiadać w ankietach tak, jak „powinno się” – ale życie szybko weryfikuje deklaracje. System kaucyjny to nie pytanie o sympatię dla środowiska, tylko realna zmiana codziennych nawyków. I właśnie dlatego nie wierzę w te trzy czwarte optymistów.