Dostaniemy program Energia+? Tak może być, ponieważ wzrost cen prądu jest spory, co odbije się na energochłonnych firmach i na najuboższych gospodarstwach domowych. Rząd ma już kilka pomysłów na to, jak poradzić sobie z problemem, znalazł na to nawet pieniądze.
Prąd na rynku drożeje – giełda towarowa odnotowała wzrost o 60-70% względem roku poprzedniego. Gdyby okazało się, że mamy płacić o tyle wyższy rachunek, bylibyśmy bardzo nieszczęśliwi. Gospodarstwa domowe są jednak na szczęście chronione stawką regulowaną, aczkolwiek one również odczują wzrost cen. Z tego powodu rząd chce znaleźć pieniądze, aby zminimalizować – przynajmniej najuboższym – skutki wzrostu cen. Pomysły są dwa: albo zwróci się to w PIT, albo stworzy się parasol ochronny dla tych, którzy mają niskie przychody. Większą popularnością cieszy się podobno ten drugi pomysł. Rekompensaty dla obywateli miałyby wynosić 20 złotych miesięcznie, albo 240 rocznie. Gdyby jednak przeszedł pomysł ze zwrotem w PIT, otrzymałyby go osoby, które rozliczają się w ramach pierwszego progu podatkowego.
Tylko skąd pieniądze, zapytacie? Rząd i na to wpadł. O sprawie donosi Rzeczpospolita.
Wzrost cen prądu
Gdyby spółki obrotu energią zażądały od obywateli pełnej kwoty przy wzroście cen energii, nasze rachunki powiększyłyby się o 250 złotych rocznie. Na szczęście (?) rząd znalazł pieniądze: pochodzić będą one z wpływów ze sprzedaży praw do emisji CO2. Wielkie firmy wykupują je, kiedy kończy im się darmowy limit, a kwota jest niebagatelna, bo wynosić powinna w tym roku 5,4 miliarda złotych. Jedna trzecia miałaby pójść dla podmiotów energochłonnych, reszta na dopłaty dla obywateli. Rzecz w tym, że pozostałe firmy zostaną pozostawione samym sobie. Jak przypomina Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister, w gospodarce nie ma darmowych obiadów. Ktoś dostanie, ale ktoś za to zapłaci. Uważa jednak, że rząd powinien pochylić się nad najbardziej potrzebującymi.
Jak taka pomoc miałaby być przekazana? Są dwa warianty. W pierwszym pieniądze dostałyby spółki obrotu energią albo zaproponowano by im zmniejszenie obciążeń, na przykład w postaci akcyzy. Ten pomysł ma taką wadę: zrodziłby posądzenia o pomoc publiczną.
Druga to dodatek lub ulga podatkowa dla samych obywateli. Da się to zrobić w zgodzie z prawem unijnym. Fakt, że nikt tego jeszcze nie nazwał oficjalnie Energia+, ale chyba tak można o tym mówić.
Ach, ten węgiel
Koszty wzrastają, bo rosną i ceny węgla. Gospodarka energetyczna na nim oparta ma swoje wady, jak widać, do tego dochodzą obowiązkowe opłaty za emisję CO2. Może by tak wreszcie zastanowić się nad innymi źródłami energii? Założę się, że elektrownie jądrowe rozwiązałyby większość naszych problemów.
Co do samych dopłat, Aleksander Śniegocki z WiseEuropa jest zdania, że taka taktyka ukryje część rzeczywistych kosztów energii, co sprawi, że ludzie nie będą z niej oszczędnie korzystać. Z kolei Joanna Maćkowiak-Pandera z Forum Energii uważa, że państwo powinno zaopiekować się najuboższymi, ale też przeprowadzić poważną dyskusję o przyszłości energetycznej.