Daenerys Targaryen była ulubienicą tłumów, ale po ostatnim odcinku część fanów czuje ogromny zawód. W najgorszej sytuacji są te matki, które pospieszyły się z nadaniem imienia dziecku i nazwały je „Khaleesi” albo „Daenerys” właśnie.
Istnieje niepisana zasada, że żywym pomników się nie stawia i lepiej uważać z nazywaniem dziecka. Pomyślcie, co czuli ci wszyscy, którzy w nazistowskich Niemczech nazwali dziecko Adolf, albo mieli na nazwisko Hitler i bardzo się z tego w swoim czasie cieszyli… żeby później zostać Hillerami tak szybko jak to możliwe. Historię piszą zwycięzcy.
Jednak matki, które nazwały dziecko „Khaleesi” (co właściwie nie jest imieniem, tylko tytułem, bo khaleesi to po prostu żona khala) i „Daenerys” mają szczególny odcinek po ostatnim odcinku „Gry o tron”.
Uwaga, poniżej znajdują się spoilery.
Rozumiem, że ktoś mógł czuć, iż Daenerys Targaryen jest postacią pozytywną. Zasadniczo taka właśnie była, wyzwalając niewolników z kajdan i pomagając wszystkim, których spotkała na swojej drodze. Tym niemniej chłodne przywitanie w Westeros, utrata kolejnego smoka, przyjaciół, zdrada ze strony stronników, a także odtrącenie przez Jona Snow sprawiły, że nieskazitelna Daenerys wyrysowała wyraźną skazę na swoim dotychczasowym obliczu. Wiedząc, że w Westeros nie zdobędzie miłości, zaczęła rządzić za pomocą terroru, a wszystko zaczęło się od spalenia setek tysięcy niewinnych mieszkańców Królewskiej Przystani.
Matki, które nazwały po niej dzieci, są w szoku.
Daenerys Targaryen
Pomijając moją osobistą sympatię do postaci, która stopniała jak Mur po ataku nieumarłego Viseriona, rozumiem, dlaczego mogły czuć się oszukane. Twórcy na każdym kroku podkreślali, że Daenerys Targaryen jest impulsywna, ale nie jest okrutną sadystką, nie jest szalona, nie jest swoim ojcem. To pozwalało kobietom wierzyć, że w istocie będzie to ich wyjątkowa postać, ktoś, po kim warto nazwać dziecko. Ale nie powinny były tego robić przed zakończeniem opowieści.
Efekt jaki jest, każdy widzi. W samym USA mamy 560 dzieci o imieniu Khaleesi i 163 imieniem Daenerys. Dwie matki udzieliły wywiadu dla Independent.
Pierwsza z nich, Estrada, mówi, że była w szoku, i że to nie było „cool”. Sama nazwała córkę „Khalessi”, bo zrobiła błąd w zanotowaniu imienia. Jest ona zawiedziona obrotem spraw, a do tego uważa, że teraz to imię będzie kojarzyć się w sposób słodko-gorzki.
Druga z nich, Katherine Acosta, która również nazywała córkę „Khaleesi” (tylko tym razem zrobiła to poprawnie) w dalszym ciągu stoi po stronie Daenerys i uważa, że jej działania były usprawiedliwione. W końcu królowa kazała ugiąć kolan, a Królewska Przystań nie zrobiła tego w porę. O samych zbrodniach wojennych w świecie „Gry o tron” i o tym, dlaczego nie można ich przenosić do naszego świata, możecie poczytać na naszym portalu, aczkolwiek wydaje mi się, że druga mama jest w fazie zaprzeczenia.
Nie nazywaj dziecka imieniem postaci z książek
Wiadomo, że literatura ma ogromny wpływ na matki. Moja własna kochała Słowackiego i Mickiewicza, uwielbiała Konrada Wallenroda, toteż mało brakowało, a artykuły na Bezprawnika pisałaby Aldona Wyciślak. Na szczęście wygrał wódz powstańców, dziewica bohater.
Jednak w tym wszystkim nie możemy zapominać o tym, że narażamy często dziecko na śmieszność z powodu danego imienia. Aragorn Wojciechowski, Eddard Jaśkowiak czy Daenerys Wiśniewska brzmią nienaturalnie, obco i po prostu głupio. Prawdę mówiąc, bezpieczniej jest już nadać potomkowi imię po aktorze odgrywającym ulubioną rolę. Tak się składa, że w przypadku Daenerys Targaryen jest to właśnie Emilia (polecam). Dla fanów Jona Snow byłoby to Krzysztof (Kit Harington ma na imię Christopher), zaś ci, którzy uważają, że na stronie powinien zasiąść Stannis Baratheon, mogą pójść w dwie strony i nazwać go albo Stefan (po Stephenie Dillane) albo Stanisław.
Ja sama jestem entuzjastką popkultury, a moją ulubioną postacią ze wszystkich uniwersów jest Sylvanas Windrunner. To nie znaczy, że mam zamiar nazwać dziecko Sylvanas.
Sylwia wystarczy.