Atmosfera w piątkowy wieczór 31 stycznia w Londynie trochę przypominała przywitanie Nowego Roku. Ze wszystkich stron miasta potoki tysięcy ludzi spływały w kierunku Pałacu Westminsterskiego, gdzie trwała feta Brexiterów. Jednak kiedy skończyło się odliczanie i nastąpił wybuch radości, zaraz po nim przyszła pewna konsternacja. Co prawda „Brexit is done”, ale życzeń jakoś sobie nikt nie składał, a wszyscy szybko rozeszli się do domów.
Brexit is done, czyli Johnson i Farage dopięli swego
Człowiekiem numer 1 na londyńskiej fecie Brexiterów był Nigel Farage. Ekscentryczny polityk i pomysłodawca opuszczenia unii miał przed 23:00 scenę na wyłączność. Miał z czego spijać śmietankę, bo udało mu się coś, co jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się zupełną abstrakcją. I choć podczas brexitowego referendum Farage działał ręka w rękę z obecnym premierem UK Borisem Johnsonem, to ten drugi na fecie się nie pojawił. Johnson wybrał skromny wariant – zegar na Downing Street 10 odliczający ostatnie minuty do Brexitu i grzeczne, koncyliacyjne orędzie do narodu, wyemitowane dokładnie o 23:00 (wyjście z unii musiało nastąpić wedle czasu obowiązującego w Brukseli).
Czego spodziewają się Brytyjczycy?
Rozmawiając ze zwolennikami opuszczenia unii można było usłyszeć wiele górnolotnych słów. „Wreszcie przestajemy być niewolnikami!”, krzyczeli Brytyjczycy, choć kajdan na rękach ani nogach żadnych nie mieli. „Od jutra stajemy się światową potęgą!”, wołali, mając za plecami majaczące w tle biurowce z londyńskiego City. „Unia nie będzie nam mówić, co możemy, a czego nie możemy robić z naszymi sądami!”, mówili Brexiterzy. Szkoda, że nie dodali przedrostka „w obcych językach”…
A jak będzie naprawdę? Przekonamy się dopiero na początku 2021 roku, o ile do końca obecnego uda się doprowadzić do końca negocjacje między Londynem a Brukselą. Technicznych spraw jest mnóstwo, a temat jeszcze nie został praktycznie wcale ruszony. Przepływ osób, wolny handel, rolnictwo, rybołówstwo – we wszystkich tych dziedzinach Zjednoczone Królestwo musi się dogadać z władzami unii. Dopiero kiedy kwestie rozwodowe zostaną już ostatecznie ustalone i hasło „Brexit is done” nabierze pełnego znaczenia, dowiemy się kto miał rację.
Władze Wielkiej Brytanii oficjalnie mówią, że wciąż liczą na przyjacielskie stosunki z Unią Europejską. Chcą jednak stać się krajem globalnym, równie otwartym na Europę, co na światowe potęgi z innych kontynentów. Oczywiście, żaden inny kraj UE nie mógłby sobie pozwolić na tak megalomańskie plany. Jeśli więc komuś miałoby się to udać, to tylko Wielkiej Brytanii. Która jednak i tak może spotkać się z konsekwencjami opuszczenia wspólnoty, których nikt nie potrafi jeszcze przewidzieć. Zła umowa rozwodowa może oznaczać finansowy kryzys, bez którego Boris Johnson ani nie spełni swoich obietnic (tak jak tej najnowszej o super szybkim pociągu), ani nie będzie mowy o budowaniu potęgi. Skutki Brexitu to wciąż jedna wielka niewiadoma.
Brexit is done, now it`s time for Polexit?
Dość dziwnie było być Polakiem na fecie z okazji Brexitu. I to wcale nie dlatego, że zwolennicy opuszczenia UE mieli do obcokrajowców złe podejście. Wręcz przeciwnie! Gdy dowiadywali się, że jestem Polakiem, praktycznie każdy z nich wpadał w euforię i krzyczał: „Poland? Poland`s next! Come with us!”. Kiedy tłumaczyłem im, że Polakom dobrze jest w unii, a poza tym nasz kraj nie jest tak bogaty jak ich, odpowiadali: „To nieważne. Unia i tak jest skończona. Wszystko będzie teraz inne”. Polski rząd może więc na swoim koncie zapisać sobie kolejny „sukces” na arenie międzynarodowej. W świadomości Brytyjczyków jesteśmy partnerami w kopaniu Brukseli. Czy tego chcemy czy nie. I niezależnie od tego, że Polacy to najbardziej euroentuzjastyczny naród w Europie, ze stereotypem „Polska następna do wyjścia z UE” musimy teraz walczyć.
I kiedy podzieliłem się swoimi przemyśleniami sprzed Pałacu Westminsterskiego na Twitterze pisząc: „To zaczyna być trochę straszne, każdy Brytyjczyk z którym tu rozmawiam kończy słowami: Poland’s next”, mój wpis skomentował pracownik polskiej telewizji narodowej Rafał A. Ziemkiewicz. Pod swoim komentarzem „Let it be ;)” zebrał 81 lajków. Na szczęście, poza mediami narodowymi i politykami obecnie rządzącej partii, marzenie o opuszczeniu unii jest w Polsce marzeniem marginesu. I niech tak zostanie. A Wielkiej Brytanii śpiewającej „Bye bye, EU!” mówimy „Do zobaczenia wkrótce!”.