Od minionego weekendu w Polsce teoretycznie obowiązywuje stan wyjątkowy, jednakże rząd nie zdecydował się na ujęcie swoich decyzji w ramach tego pojęcia. Dlaczego?
Konstytucja wskazuje trzy rodzaje stanów nadzwyczajnych: stan klęski żywiołowej, stan wyjątkowy oraz stan wojenny. Znajomy konstytucjonalista dostał nawet białej gorączki, ilekroć w naszych dyskusjach wspominałem o konieczności wprowadzenia stanu wyjątkowego, gdyż w jego ocenie dla epidemii o wiele bardziej adekwatny byłby stan klęski żywiołowej. Niewykluczone.
W miniony piątek premier Morawiecki zapowiedział szereg ograniczeń związanych z funkcjonowaniem obywateli w celu ograniczenia możliwości rozprzestrzeniania się koronawirusa. Nie chcę się powtarzać, to bardzo dobre decyzje i popieram je z całego serca. Wspaniale zareagowali także w zdecydowanej większości Polacy. Nie przemieszczają się między miastami, kursują głównie TIR-y. Ulice świecą pustkami, a w sklepach nie ma już tłoku. Miasta, na tyle, na ile mogły – zamarły. Zrobiły to jednak, żeby nie umrzeć definitywnie.
Oczywiście krajobraz ten psują całkowicie marginalne garstki gamoni, dla których ten paskudny czas narodowej autokwarantanny to znakomita okazja do spotkań ze znajomymi (trzeba było z ich powodu wprowadzić prohibicję na bulwarach w Warszawie) czy popisów, jak tej wegetarianki, która uciekła z kwarantanny, bo zaserwowano jej kiełbasę. Jak na ironię dzieje się to w najbardziej skomunikowanych na odległość czasach w historii, gdzie znajomych, książki, gry, filmy i seriale mamy dostępne do tego stopnia, że Komisja Europejska musi prosić Netflixa o obniżenie jakości obrazu.
Stan wyjątkowy w Polsce niby jest, a jednak go nie ma
Dziś nad ranem wpadła mi w ręce decyzja nr 41/MON Ministra Obrony Narodowej w sprawie użycia oddziałów i pododdziałów Sił Zbrojnych RP do pomocy Policji (z dnia 18 marca 2020 r.). To oczywiście dobra decyzja, wojsko może być teraz bardzo pomocne.
Patrzę więc na to, co w kraju mamy i porównuję to z ustawą z dnia 21 czerwca 2002 r. o stanie wyjątkowym. Mamy na przykład:
✔️powrót kontroli na granicach
✔️zamknięte lotniska
✔️ograniczenia w ruchu lądowym i lotniczym
✔️zamknięte galerie handlowe
✔️zamknięte restauracje
✔️zamknięte szkoły i uniwersytety
✔️zakaz zgromadzeń publicznych powyżej 50 osób
✔️nakaz kwarantanny dla osób wracających do kraju
✔️zaangażowanie wojska
Z takich bardziej istotnych podobieństw, nie dostrzegam jedynie kontroli korespondencji i cenzury, choć premier w trakcie swojego wystąpienia w istocie zająknął się o potrzebie walki z fake news.
Dlaczego nie stan wyjątkowy?
Dlaczego władza nie zdecydowała się na wprowadzenie stanu wyjątkowego, skoro de facto realizuje jego scenariusz, miałaby gotowe procedury i jeszcze dalej idące narzędzia działania? Przypomnijmy, że wiele państw europejskich i nie tylko w ostatnich dniach zdecydowało się na wprowadzenie swojego odpowiednika stanu wyjątkowego. Nie chodzi nawet o to, że działania rządu są w tym wypadku nieprawidłowe, to kwestia czystego nazewnictwa. Warto jednak podkreślić, że – w przynajmniej mojej ocenie – zaważyła tutaj chłodna kalkulacja polityczna. Kiedy bowiem sięgniemy do artykułu 228 Konstytucji RP, który definiuje stany nadzwyczajne, dowiemy się, że:
W czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu. Wybory do organów samorządu terytorialnego są możliwe tylko tam, gdzie nie został wprowadzony stan nadzwyczajny.
Mam więc pewne podejrzenia, że postępowanie w tej sprawie podyktowane jest dobrymi notowaniami prezydenta Andrzeja Dudy. Jestem też przekonany, że gdyby notowania te się pogorszyły, a prezydent zaczął przegrywać w sondażach, to nawet gdyby w Polsce pozostał jeden chory z powodu koronawirusa, jakiś stan nadzwyczajny wydałby się władzy nagle uzasadniony.
Obawiam się, że obecnie partia rządząca nie chce sobie zamykać drogi do majowych wyborów, a wprowadzenie stanu wyjątkowego przesunęłoby je w czasie z mocy Konstytucji. Biorąc jednak pod uwagę sytuację w zachodniej Europie oraz sposób w jaki rozprzestrzenia się chiński wirus, majowe wybory wydają mi się coraz bardziej nieprawdopodobne.