Pewnie każdy ma wśród znajomych „seryjnego przedsiębiorcę”, który wierzy, że już za chwilę będzie Zuckerbergiem, Bezosem, albo chociaż właścicielem pierwszego polskiego unicorna. Jednak póki co wszystkie startupy mu nie wypalają. On się nie zraża i snuje coraz to bardziej fantastyczne plany. Nie przypomina wam to czegoś?
Elektrownia jądrowa w Polsce była tematem debat nawet nie przez ostatnie lata, co raczej przez ostatnie dekady. Czy powinniśmy zainwestować w tak ambitny pomysł, czy może jednak Czarnobyl ostatecznie skompromitował tę ideę? Debaty trwały i trwały – ale teraz jest konkret. Minister klimatu Michał Kurtyka podał już daty – budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej ma ruszyć już w 2026 roku. Reaktor ma z kolei działać w 2033 r.
Nic tylko się cieszyć? A może wręcz przeciwnie – trzeba się obawiać energii jądrowej? Cóż, najlepiej się w ogóle tym nie przejmować. Bo nie da się ukryć, że polski rząd przypomina tego „seryjnego przedsiębiorcę”, który owszem, jest całkiem charyzmatyczny. Który owszem, ma ciekawe wizje. I który czasem ma po prostu świetne pomysły. Niestety, owe pomysły żyją w pitchach i na folderach reklamowych. I nigdzie więcej.
Elektrownia jądrowa w Polsce. A gdzie prom, CPK i milion polskich Tesli?
Od kiedy do władzy doszła Zjednoczona Prawica, właściwie co kilka tygodni rządzący przedstawiają nam jakąś nową, wielką wizję.
Wicepremier, obecnie premier, Mateusz Morawiecki obiecywał milion polskich aut elektrycznych. Od zapowiedzi minęło kilka lat, nie ma nawet sensownego projektu. Po Bałtyku miały pływać polskie promy, co miało wiązać się z odbudową polskiego przemysłu stoczniowego. Trzeba przyznać – z tym poszło trochę lepiej. Była chociaż stępka, choć dość szybko zardzewiała.
Flagowym pomysłem rządu był też Centralny Port Komunikacyjny. Też od zapowiedzi minęło trochę czasu. Zobaczyliśmy piękne wizualizacje superlotniska czy cały projekt identyfikacji wizualnej (choć to lepiej przemilczeć). Prawdziwe prace jednak dotąd nie ruszyły.
Ci, którzy mają dobrą pamięć, przypomną plany nakręcenia wysokobudżetowych filmów hollywoodzkich, które odkłamałyby naszą historię. Zapowiadał to kiedyś sam prezes Kaczyński. Nakręcenie filmu to oczywiście spore przedsięwzięcie. Jednak znacznie mniej skomplikowane niż budowa megalotniska pośrodku niczego czy elektrowni jądrowej. Jednak nawet z tym zadaniem rządowy „seryjny przedsiębiorca” sobie nie poradził.
Co jest problemem? Raczej nie brak funduszy. W końcu obecny rząd do najskromniejszych nie należy – a do tego lubi sypnąć groszem na różne projekty, jak na przykład na Polską Fundację Narodową. Jednak taki PFN, mimo wielomilionowego budżetu, nie potrafił nawet rozpocząć prawdziwych negocjacji z Hollywoodem w sprawie propolskiej superprodukcji.
Czemu więc nasz rządowy „seryjny przedsiębiorca” ciągle ponosi porażki? Może tak naprawdę nie umie prowadzić wielkich projektów, może winny wszystkiemu jest brak decyzyjności, może zwykły chaos. W każdym razie – raczej wątpliwe, by nasz „seryjny przedsiębiorca” poradził sobie z budową elektrowni jądrowej. Jest więc szansa, że znów skończy się na zapowiedziach, ewentualnie na powołaniu jakiejś celowej spółki z gigantycznymi wynagrodzeniami dla zarządu.
Ale to ciągle i tak optymistyczny scenariusz. Bo akurat dobrze wiemy, czym może się skończyć chaotyczne i byle jakie zarządzanie elektrownią jądrową.