„Paczkomatoza” – tym mianem określają rosnącą popularność paczkomatów lewicowe organizacje i portale. Czemu wygodne i do tego ekologiczne urządzenia tak bardzo im się nie podobają? Podobnie jak w przypadku „solarozy”, naprawdę trudno to zrozumieć.
Przed rosnącymi wpływami paczkomatów ostrzega w „Krytyce Politycznej” przedstawiciel znanej organizacji „Miasto jest Nasze”.
Zarzutów jest sporo – zalewanie miast maszynami, większe stężenie ruchu w okolicach paczkomatów czy groźba monopolizacji rynku przez InPost. Pojawiają się śmiałe propozycje – regulowania rynku czy nawet zastąpienia tradycyjnych kurierów…. tramwajem towarowym.
„Paczkomatoza”. Czemu lewica nie lubi paczkomatów?
Na zdrowy rozum, lewica powinna raczej być fanem paczkomatów. Chociażby dlatego, że to całkiem ekologiczny sposób na dostarczanie paczek.
Po drugie, pozwala na docieranie małym firmom bezpośrednio do klientów. Nawet jak popularność paczkomatów wspierają wielkie serwisy sprzedażowe, to i tak dotarcie przez nie do klienta jest znacznie łatwiejsze i tańsze niż przez tradycyjne sieci handlowe.
Paczkomaty, nie jest to żadną przesadą, uratowały też wiele firm przed plajtą podczas lockdownu. Bo tylko w ten sposób można było bezpiecznie i łatwo wysyłać swoje produkty w czasach pandemii koronawirusa.
Czemu więc część lewicy nie przepada za paczkomatami? Pada argument 12-metrowych maszyn i szpecenia miasta. Ok, kilkunastometrową maszynę można uznać za przesadę – ale póki co to pojedynczy przypadek.
A szpecenie miasta? To samo mówiło się kiedyś o lampach ulicznych czy nawet o ścieżkach rowerowych. Cóż, wszystko, co jest jakąś innowacją, można uznać za kontrowersyjne. Ale kto wie, może doczekamy się „designerskich paczkomatów”, które spodobają się nawet ich wielkomiejskim krytykom.
Jakie są jeszcze argumenty przeciwników maszyn? Ano takie, że dostawy towarów są nieekologiczne i stanowią zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. To prawda – samochody dostawcze faktycznie są zwykle nieekologiczne i stanowią zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. Ale takie same pojazdy dowożą jabłka do supermarketów czy książki do księgarni. Póki więc nie zastąpi się ich tramwajami towarowymi, trzeba niestety się pogodzić ze wszystkimi ich niedogodnościami.
Jeden argument za to można przyjąć i zrozumieć. Faktycznie, InPost rośnie na monopolistę w tej branży. Poczta Polska próbowała z tym monopolem walczyć, ale póki idzie podobnie jak z organizacją wyborów kopertowych. Tylko czy naprawdę warto mieć o to pretensje do InPost?
Można mieć wrażenie, że obawy są w tym przypadku podobne do tych, które niektórzy lewicowcy mają wobec paneli słonecznych. W tym przypadku też mówi się o szpecącej miasta „solarozie”. Ale co jest złego w ekologicznych rozwiązaniach, które oferują alternatywę wobec „klasycznych” źródeł energii – i jeszcze pozwalają ludziom oszczędzać?