Samochodów mamy coraz więcej (chociaż największy boom w tym zakresie wydaje się, że minął), zaś pod – szczególnie nowymi – osiedlami brakuje miejsc parkingowych. Bardzo często spółdzielnie lub wspólnoty mieszkaniowe podejmują różne działania, by przynajmniej mieszkańcom zapewnić miejsca postojowe. Goście a parking dla mieszkańców – co na to przepisy?
Goście a parking dla mieszkańców
W okresie PRL-u przy budowie niektórych warszawskich osiedli – jak Stegny – ale i w innych polskich miastach stosowano przelicznik, zgodnie z którym na 1000 mieszkańców powinno zapewnić się 70 miejsc parkingowych (za Wikipedią). Dzisiaj ta wartość wydaje się śmieszna, więc poprzestaje się na zapewnieniu co najmniej jednego miejsca parkingowego w odniesieniu do jednego lokalu mieszkalnego.
I ta wartość wydaje się być zbyt niska. Sam mieszkam w bloku – dosyć starym, bo wielka płyta, ale na efektywnie zarządzanym osiedlu – i zdarzają się sąsiedzi, który jednocześnie dysponują czterema, a nawet pięcioma pojazdami. Jest to pewne utrudnienie w kwestii parkowania, toteż wiele spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych podejmuje stosowne działania – bo skoro mieszkańcom często miejsc nie wystarcza, to osoby z zewnątrz nie powinny w ogóle na parking wjeżdżać.
Problem wydaje się nie istnieć tam, gdzie wjazd na parking chroniony jest szlabanem, bądź bramą wjazdową. Są jednak osiedla, w których miejsca parkingowe nie są w żaden sposób chronione, więc wjechać może każdy. I jest to z jednej strony naturalne – co przydaje się gościom, ale i dostawcom, czy wykonawcom usług – a z drugiej powoduje istotny problem.
Podejmowanie działania mają różny – jak wspomniałem – charkater. Czasami stoi szlaban, czasem miejsca przypisane są do konkretnych lokatorów i zawierają specjalne blokady, ale najczęściej – szczególnie na starszych osiedlach – główną formą „reglamentacji” miejsc parkingowych są znaki.
Tylko dla mieszkańców!
Tabliczki z napisem „tylko dla mieszkańców” są stosowane powszechnie. Czy faktycznie osoba, która mieszkańcem nie jest, a stanie na takim miejscu, naraża się na jakąś odpowiedzialność? Wydaje się, że nie ma takiej możliwości. Polskie prawo co do zasady nie przewiduje odpowiedzialności z tego tytułu. Można sobie wyobrazić jakąś konstrukcję związaną z płatnym parkingiem – a bezpłatnym dla mieszkańców – jednakże samo prawo wykroczeń jest dla parkingów „tylko dla mieszkańców” obojętne.
Sytuacja jest nieco inna, gdy znak dotyczący parkowania „dla mieszkańców” został w odpowiednim trybie umieszczony i wydany przez zarządcę drogi (jest legalnym znakiem drogowym), zaś miejsca parkingowe są odpowiednio (białymi liniami) oznaczone. Wówczas parkujący może ponieść odpowiedzialność z art. 92 par. 1 k.w., który odnosi się do niestosowania się do znaków drogowych. Mieszkańcy wezwać wówczas mogą policję lub straż miejską.
Czym innym jest także problematyka zachowania się na parkingach. Jeżeli takowy jest strefą ruchu, to obowiązują tam przepisy ruchu drogowego, a więc także te, które dotyczą parkowania. Tak też zatrzymanie się w miejscu nieprzeznaczonym (jak miejsce dla osób niepełnosprawnych) lub niedozwolonym (jak chodnik) może już skutkować odpowiedzialnością na gruncie prawa wykroczeń.
A co w sytuacji, gdy nadgorliwi mieszkańcy wezmą sprawy w swoje ręce i – na przykład – samodzielnie założą blokadę na koło, czy też w inny sposób unieruchomią pojazd? Tutaj już może pojawić się odpowiedzialność – nawet karna – i to wymierzona w „sprawców”.