Wielu z nas wie, że w przypadku braku zainteresowanych spadkobierców dziedziczenie po zmarłym przypada gminie. Często nie zdajemy sobie jednak sprawy jak duże jest to obciążenie dla publicznych finansów. Teraz rząd chce ukrócić proceder egzekucji z majątków jednostek samorządu terytorialnego.
Gmina jako spadkobierca przymusowy
Problem dziedziczenia przez gminy od lat był podnoszony przez przedstawicieli samorządów. Zgodnie z obecnie obowiązującymi regulacjami gmina pełni bowiem rolę spadkobiercy przymusowego. W praktyce oznacza to, że jeśli rodzina lub inna osoba powołana do spadku nie zamierza go przyjąć, to sąd stwierdza dziedziczenie przez gminę ostatniego miejsca pobytu zmarłego.
No dobrze, ale dlaczego rodzina nie chce przyjąć spadku? Odpowiedź jest prosta – widnieją w nim same zadłużenia. W przeciwnym razie, w najgorszym wypadku prawie zawsze znajdzie się daleki krewny, który chętnie przejmie majątek po zapomnianym przez wszystkich wujku. Wychodzi więc na to, że samorządom przypadają niechciane przez nikogo spadki.
Na problem uwagę już w 2018 r. zwracała też Najwyższa Izba Kontroli. Ze sporządzonego raportu wynika, że samorządy nie wykazują zainteresowania nabytymi spadkami. Powód nie jest zaskoczeniem – mają z nimi same problemy.
Dziedziczenie przez gminę – scenariusz idealny dla wierzycieli
Nie można jednak pominąć, że w polskim prawie istnieje instytucja dobrodziejstwa inwentarza. W skrócie opiera się ona na prostej zasadzie – na spadku nie możesz stracić. Odpowiedzialność spadkobierców ograniczona jest więc do wysokości nabytej przez nich masy spadkowej. W praktyce nie wygląda to jednak tak kolorowo.
Wysokość nabytego majątku najłatwiej sprawdzić poprzez sporządzenie spisu inwentarza. Tym zajmuje się komornik. To właśnie ustalona w spisie wartość aktywów broni nas przed odpowiedzialnością za długi ponad stan. Niestety niejednokrotnie zdarza się, że komornik nie znajduje całości majątku albo też ustala jego wartość niewłaściwie.
Najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie. gmina dziedziczy udział w nieruchomości o wartości 50 tys. zł. Tymczasem jej potencjalni nabywcy są w stanie zapłacić jedynie 35 tys. zł. Już na „starcie” jednostka samorządu terytorialnego jest więc stratna.
Nabyte nieruchomości zazwyczaj są też obciążone hipotecznie. Hipoteka z kolei jako prawo rzeczowe nie jest ujmowana w spisie inwentarza, gdzie komornik wykazuje osobiste pasywa i aktywa zmarłego. Jest to sytuacja niemal idealna dla banków i innych wierzycieli, którzy wiedzą, że gmina zawsze będzie wypłacalna. To pozwala im na ściąganie od samorządów nierzadko gigantycznych kwot. Dlaczego mieliby bowiem godzić się na zwolnienie hipoteki za połowę wartości? Przecież po drugiej stronie mają nieograniczone możliwości zaspokajania z publicznych pieniędzy.
Nadchodzą zmiany w Kodeksie Cywilnym
Pomocną dłoń do samorządów o dziwo zdecydował się wyciągnąć rząd. Wśród kilku ważnych zmian szykowanych w tym roku w prawie spadkowym, znajdzie się też dodatkowe ograniczenie odpowiedzialności Skarbu Państwa i gmin. Nie będzie już możliwości zaspokajania się przez wierzycieli spadkowych z publicznych pieniędzy. Spadkobierca przymusowy będzie bowiem ponosił odpowiedzialność tylko z majątku faktycznie nabytego.
Ustawodawca tłumaczy zmiany m.in. koniecznością stosowania zasady sprawiedliwości społecznej. Jego zdaniem nie jest zasadne, by społeczeństwo spłacało zadłużenie jednego ze swoich były członków. Ten argument można akurat uważać za miecz obosieczny. Co mają bowiem powiedzieć wierzyciele? Oni także mają pełne prawo oczekiwać zwrotu swoich należności.
Nie ma co jednak ukrywać, że planowane zmiany są potrzebne. Pozwolą one choć trochę odciążyć i tak już napięte do granic możliwości budżety gminne. Rząd nic na tym nie straci, bo do reformy nie dopłaci ani złotówki, a sam też może zyskać. Nie można zapomnieć, że gdy nie da się ustalić gminy ostatniego zamieszkania zmarłego, spadek przypada Skarbowi Państwa.