Wojna jest dobrą okazją, by dokonywać zmiany politycznego kursu i pilnie gasić niepotrzebne spory. Motywacje są oczywiste – na pohybel Putinowi. Niemal cała polska i europejska klasa polityczna w zaskakującym stopniu zjednoczyły się przeciwko rosyjskiemu najeźdźcy.
Skoro udało się częściowo wycofać z Polskiego Ładu, bardzo chciałbym żeby Polska dogadała się wreszcie z Unią Europejską w sprawie reformy sądownictwa. Spory na linii Warszawa-Bruksela są nam dziś niepotrzebne, a sytuacja za granicą wymaga podjęcia niestandardowych działań. Krótko mówiąc: zarówno Polska, jak i UE, powinny ugiąć nieco swoje kręgosłupy i zakopać spory, które jeszcze miesiąc temu wydawały się bardzo ważne, a dziś… cóż. Chwilowo mamy większe problemy.
Dziś naczelną twarzą reformy jest minister sprawiedliwości i zarazem prokurator generalny – Zbigniew Ziobro. Ziobro przez lata lubił się lansować na swoistego szeryfa wymiaru sprawiedliwości. Gdzieś się pojawił niesprawiedliwy wyrok? Ziobro publicznie angażował się w sprawę. Politycy z konkurencyjnych resortów przez lata nie umieli się zająć hulajnogami elektrycznymi? Ziobro osobiście wskazywał, że to nie może bez ładu i składu jeździć po chodnikach i forsował własne przepisy. Ziobrze nie trzeba było też dwa razy powtarzać, kiedy tylko pojawiła się możliwość wszczęcia postępowania wobec zbrodniarza wojennego Władimira Putina. Takie rzeczy zawsze się dobrze sprzedają w mediach, a przecież w Zjednoczonej Prawicy też trwa wewnętrzna rywalizacja o słupki poparcia. Przez lata postrzegany był jako naturalny sukcesor Jarosława Kaczyńskiego, taka normalniejsza wersja, z żoną, dziećmi, jakąś przyszłością osobistą, determinującą utożsamianie interesu narodowego z interesem przyszłego pokolenia. Ja sam zresztą nie wiem czy Kaczyńskiemu nie jest nawet na rękę zaangażowanie Ziobry w konflikt z Brukselą, dzięki czemu jego kluczowy koalicjant od kilku lat jest stale na wojennej ścieżce w sporze ze sporą częścią środowiska prawniczego w Polsce i za granicą.
Każdy spór Polski z UE jest natomiast z całą pewnością w interesie Putina
Dlatego też lepszej okazji dla polityków polskich, jak i europejskich, do zakopania wojennych toporów nie będzie. Cała Europa musi dziś pokazać się jako zjednoczone środowisko, które potrafi mówić jednym głosem. Polska jest tym razem w bardzo komfortowej sytuacji, ponieważ jej kluczowy charakter w obliczu wojny na Ukrainie, kupił nam przychylność Stanów Zjednoczonych. To dobry moment, dobre karty, by konflikt definitywnie gasić, a nie wzniecać.
Szeroko pisze dziś o tym Politico. Politico stawia tezę, że Polska stała się dziś strategicznym partnerem w regionie dla Stanów Zjednoczonych. W mojej ocenie Polska takim partnerem była od dawna, jednak nieudolna dyplomacja oraz całkowicie błędne postawienie na Trumpa kompletnie ograniczały nasz potencjał. Kiedy było już pewne, że to właśnie Biden zostanie nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych, Andrzej Duda znowu zapomniał ugryźć się w język i informował cały świat, że czeka na ostateczne decyzje amerykańskich elektorów. W obliczu inwazji Putina na Ukrainę to wszystko stało się jednak nieistotne, a Polska znów jest jednym z najważniejszych partnerów Stanów Zjednoczonych. Co więcej, plotki głoszą, że Stany Zjednoczone bardzo stanowczo naciskają też na Unię Europejską, by ta przynajmniej nie blokowała środków finansowych dla Polski, które są uzależnione od praworządności.
Lepszej okazji na dogadanie się z UE nie będzie
Minister Sprawiedliwości broni swojej reformy i wielokrotnie grzmi z mównicy wskazując, że nowa Krajowa Rada Sądownictwa wprawdzie jest bytem pośrednio politycznym, ale Unia Europejska wykazuje się w tej materii hipokryzją. Wymienia przykłady państw, które stosują podobne rozwiązania i te nie są wcale kwestionowane przez Wspólnotę. Z sejmowej mównicy pada nawet pytanie o to czy Polacy są narodem drugiej kategorii.
Ziobro nie kłamie, rzeczywiście podobne rozwiązania są stosowane w Hiszpanii. Tam odpowiednikiem KRS jest Generalna Rada Sądownictwa i tam również jej członków wybiera w decydującym stopniu parlament. Są też jednak różnice: w hiszpańskiej GRS zasiadają sędziowie + prawnicy, podczas gdy w zreformowanej KRS pojawiają się również politycy. Krytycy zestawiania hiszpańskich rozwiązań z polskimi wskazują też, że w dokonywanym w Hiszpanii wyborze większą rolę odgrywa też Senat. Ja nigdy nie byłem przesadnym zwolennikiem istnienia Izby Wyższej, więc nie podejmę się oceny czy to dobrze. Ale dobrym bezpiecznikiem do tak newralgicznych kwestii byłaby większość 2/3 posłów, jak przy zmianie Konstytucji.
Również w Niemczech rzeczywiście proces wyboru sędziów jest dość mocno upolityczniony. Niemiecki odpowiednik KRS to Richterwahlausschuss operujący na poziomie państwa, jak i landów. Wyłania on sędziów z udziałem ministra sprawiedliwości lub posłów poszczególnych landów. A co land, to inny pomysł i kryteria. Nie jest to z całą pewnością przejrzyste rozwiązanie i również u naszych zachodnich sąsiadów spotyka się z częstą krytyką środowisk prawniczych.
Niewątpliwie reformę sądownictwa – i opór przeciwko niej – dokonywaną przez środowisko Zjednoczonej Prawicy trzeba też analizować w pewnym kontekście. Została ona przeprowadzona pierwotnie krótko po dość mocno dyskusyjnym i w moim ocenie bezprawnym przewrocie w Trybunale Konstytucyjnym Wprawdzie zaczęła go – gwoli sprawiedliwości – Platforma Obywatelska, ale PiS dokończył, niszcząc w zasadzie zaufanie do tej instytucji, a i przede wszystkim – zwracając na siebie uwagę środowisk unijnych oraz międzynarodowych (Komisja Wenecka itd.). Umówmy się, że również będące pokłosiem tamtych działań zmiany kadrowe w Trybunale Konstytucyjnym nie napawają zaufaniem do państwa. Julią Przyłębska, Stanisław Piotrowicz albo Krystyna Pawłowicz dalecy są od wyobrażenia o szczególnej roli Trybunału Konstytucyjnego. Warto przy tym podkreślić, że klasa polityczna, która znalazła się w odpowiednim szachu politycznym, potrafi wybrać dobrego kandydata. Tak, nie bez trudu, Rzecznikiem Praw Obywatelskich został wybitny konstytucjonalista, z którym lata temu miałem przyjemność mieć zajęcia prof. Marcin Wiącek.
Zamknąć front zachodni i skupić się całkowicie na froncie wschodnim
To właśnie m.in. prof. Wiącek już w 2021 roku nawoływał do tego, by poszukać kompromisu, na przykład dopuszczając wszystkich sędziów SN do spraw dyscyplinarnych. Wnioskował też nad szeregiem poprawek.
Czy reforma sprawiedliwości była nam potrzebna? Uważam, że tak, choć z mojej perspektywy reforma ta nie powinna mieć charakteru ludzko-instytucjonalnego, natomiast w dużej mierze formalny. Oczekiwałbym tego, by w następnych latach skrócić czas przebiegu postępowań m.in. dzięki wykorzystaniu technologii w komunikacji z obywatelami i ich pełnomocnikami. Pełną powszechność postępowań zdalnych (chociaż nie takich jak moja pamiętna rozprawa przez Teamsy), usuwanie zbędnego prawa, przeciwdziałanie biegunki legislacyjne, a w aspekcie czysto ludzkim – sądy bardziej przyjazne ludziom.
Obecna reforma się jednak wydarzyła, już kilka lat temu, spór wokół niej bardzo szkodzi Polsce, szkodzi też Unii, a politycy Zjednoczonej Prawicy traktują go bardzo ambicjonalnie. O tym się nie mówi, ale tworzy nam się swego rodzaju dualizm systemów prawnych, a w ramach tego dualizmu zapadają wyroki, powoływani są nowi sędziowie. Nie sądzę, by w tej sytuacji można było jeszcze „przywrócić” jakiś porządek sprzed lat. Ten trzeba napisać od nowa, prawdopodobnie po części akceptując to, co już się wydarzyło. Przepraszam jeśli jestem zbyt praktyczny, a za mało ideowy.
I dziś, kiedy Polska ponownie jest ważnym graczem Unii Europejskiej, kiedy działa pod silnym protektoratem Stanów Zjednoczonych, a nasi politycy muszą być, mogą być i chyba nawet są mężami stanu nie tylko z nazwy, apeluję – wykorzystajmy korzystną koniunkturę, by nawet w drodze kompromisu zamknąć spory z sojusznikami z Unii Europejskiej. Jeśli nie dla dobra Polski, to chociaż na pohybel czerwonym.