Samoobsługowe kasy w takim na przykład Lidlu to niemiecka precyzja. Kasy samoobsługowe w Biedronce to z kolei portugalska fantazja. Tylko polskich pracowników szkoda.
Kasy samoobsługowe to wielka wygoda. Oczywiście osobiście wolałem system, gdy jednak znająca się na rzeczy pani kasjerka lub pan kasjer raz dwa odbije i poważy co trzeba, ale… Chyba nadal większość z nas woli, gdy tak się dzieje. Dzięki temu kasa samoobsługowa jest najlepszym sposobem na uniknięcie długich kolejek w Biedronce, Lidlu, Carrefourze czy kilku innych sieciach. Auchan, was to nie dotyczy, wyjdźcie najpierw z Rosji.
Biedronka ma na tym polu jednak sporo miejsca do poprawy
Kasy samoobsługowe w Biedronce nie są jednak przemyślane w najlepszy sposób. Irytują zdecydowanie najmocniej na tle konkurencji. Kiedy jestem w Carrefourze, czy też może bardziej adekwatnym formatem i modelem działania Lidlu, z reguły wszystkie kasy działają sprawnie, a na dodatek między nimi porusza się specjalnie oddelegowany pracownik, który tanecznym krokiem rozwiązuje wszystkie problemy. Wydaje mi się, że tak to powinno działać, a do tego wytrącamy konserwatystom z rąk argument o maszynach zabierających ludziom pracę.
W Biedronkach tak to jednak nie wygląda. Oczywiście nie odwiedziłem wszystkich Biedronek w Polsce, jednak uważam, że było ich dostatecznie dużo, by zasygnalizować problem, który wymaga reformy na szczeblu etatów i procedur.
Kasy samoobsługowe w Biedronce działają na słowo honoru
Ustalmy jedno – Biedronka jest w porządku. Ma dobre ceny, fajne towary, płaci w Polsce bardzo duże podatki. Być może tym bardziej dziwi fakt, że tak słabo zorganizowano temat kas samoobsługowych. Ktoś w zarządzie Jeronimo Martins powiedział słusznie „zróbmy je”, ale nie przypisał im żadnej konkretnej polityki działania. Postawiono wielkie komputery i niech sobie wszyscy jakoś radzą.
Dlatego też notorycznie goszczę w dyskontach sieci, w których wprawdzie postawiono nawet i 4 kasy samoobsługowe, ale przynajmniej 2 są wyłączone z użytku z powodu przejściowej awarii. Przecież to nie ma sensu.
Najgorszy jest jednak brak szacunku dla pracowników Biedronki i klientów
Jak już wspomniałem, w konkurencyjnych sieciach specjalni pracownicy są przypisani do rozwiązywania problemów korzystających z kas samoobsługowych klientów. Ale w Biedronkach nie. Albo może i tak, ale w takim razie sygnalizuję: w praktyce wam to nie działa.
Kiedy więc kasie samoobsługowej coś się pomyli, a są to niestety urządzenia nad wyraz zawodne, te dwie z czterech aktualnie działających kas potrafią się zablokować na kolejne minuty, że już pominę rzadsze przypadki, gdy były to kwadranse. A specjalnych pracowników Biedronki do pomocy nie ma. I zaczyna się rozpaczliwe wyciąganie kasjerów z ich „ludzkich” kas, co nie jest wcale takie proste – tam przecież też uwijają się, by obsłużyć klientów. Albo wywoływanie akurat wolnych pań po sklepie. Wyobraźcie sobie te pochody zniecierpliwionego pracownika, który musi obsługiwać de facto 3 kasy na raz i co 5 minut jest odrywany od swojej własnej pracy.
Kolejka się wydłuża, klienci patrzą z coraz większą niechęcią na swoich współbratymców w zakupach, a niekiedy mija naprawdę sporo czasu, by przyszła pani i zatwierdziła nam ręcznie, że jednak waga winogron się zgadza, to system coś pomylił i klient ostatecznie nie jest winien zarzucanych mu czynów w postaci spektakularnej kradzieży owocu na kwotę 3,14 złotego.
Problem kas samoobsługowych w Biedronce wydaje się systemowy
Czy to jest problem pierwszego świata? Oczywiście zależy to od perspektywy, którą przyjmiemy. Na pewno jest to żadnym problemem w kontekście ludzi, którzy muszą biegać za bawołem zanim raz na 100 dni będą w ogóle mogli zjeść mięso.
Z drugiej jednak strony żyjemy w rzeczywistości marketów, które licytują się na nowoczesne mobilne aplikacje, własne „ryneczki”, linie ubrań i uważam, że w tym kontekście fajnie by było jednak zorganizować system kas samoobsługowych, który nie ma takich PRL-owskich naleciałości. I tutaj Biedronko masz pole do poprawy.