System energetyczny w Europie przeżywa w ostatnich miesiącach naprawdę trudne chwile. Problemy mają tak naprawdę wszyscy wielcy gracze Starego Kontynentu. Tym samym blackout w Polsce znów staje się realny. Czy jest się czego brać?
Cały system balansuje na niebezpiecznej granicy
Kryzysy energetyczne to zjawiska, które zwykle nie przebijają się do wiadomości szerokiego grona odbiorców. Zwykle dzieje się tak ze względu na fakt, że bardzo szybko udaje się je zażegnać. Problem jednak pojawia się wtedy, gdy takie małe katastrofy pojawiają się zbyt często. Taka sytuacja ma miejsce w tym roku. Większość z nas nawet nie jest świadoma, że w trakcie wakacji byliśmy naprawdę bliscy katastrofy.
W dniu 4 lipca wieczorem rezerwa mocy wyniosła 0 MW. Wpływ na to miała awaria dwóch dużych jednostek wytwórczych na terenie naszego kraju. Efektem tego była konieczność błyskawicznego zakupu energii na zewnątrz. Wtedy pomogli nam Czesi, Słowacy oraz Litwini. Jeszcze wcześniej, bo w grudniu ubiegłego roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne o międzynarodową pomoc zwróciły się do Niemiec, Szwecji oraz Ukrainy. Awaryjny import mocy trwał wtedy aż 15 godzin.
Tak dużych zakupów nie robiliśmy nigdy wcześniej. Bez nich blackout w Polsce zawitałby tak naprawdę z dnia na dzień. Niestety w dalszej perspektywie na innych nie ma co liczyć. Przekonaliśmy się o tym 23 września, kiedy PSE pierwszy raz w historii ogłosiło okres zagrożenia energetycznego. Już wtedy możliwości importu nie było, bo – jak się okazuje – problemy z energią nie omijają nikogo.
Problemy mają wszyscy – niektórzy nie wiedzą nawet kto za nimi stoi
Nieustanne zmaganie się z kryzysami związanymi z brakiem energii to domena właściwie wszystkich naszych sąsiadów, bliższych bądź dalszych. Szczególne znaczenie ma dla Polski zwłaszcza sytuacja w Szwecji, Niemczech oraz na Ukrainie. Tymczasem na północy Europy blackout zagląda w oczy coraz częściej.
Dobrym tego przykładem jest odcięcie od energii duńskiej wyspy Bornholm, które nastąpiło o poranku 10 października. Awarię udało się naprawić, dzięki czemu do pracy wrócił też podwodny kabel SwePol. W sytuacjach kryzysowych korzystamy z niego niezwykle często, dlatego każda jego awaria wszczyna alarm także w naszym kraju.
Nieustanne ataki rakietowe ze strony Rosji stawiają też pod znakiem zapytania możliwość importu energii z Ukrainy. Tymczasem rząd nadal stawia na współpracę w tym zakresie z władzami w Kijowie. Już w grudniu do użytku zostanie oddana dodatkowa linia energetyczna, dzięki której moce w wymianie wzrosną do 1,2 GW. Wydaje się jednak, że na ten moment nie jest to niezawodna droga do zażegnania kolejnych kryzysów.
Coraz większe problemy mają też Niemcy. Już kilka dni temu nasi zachodni sąsiedzi sugerowali, że ich możliwości eksportowe w tym roku będą mniejsze. Od tego czasu sytuacja tylko się pogorszyła, bo rząd kierowany przez Olafa Scholza zmaga się obecnie z atakami na infrastrukturę krytyczną. W Nadrenii Północnej-Westfalii nieznani sprawcy przecięli co najmniej pięć kabli, biegnących w rejonie torów. Tym samym na kilka godzin ruch kolejowy w tej części kraju został sparaliżowany. Przyczyną zakłóceń mają być działania z zewnątrz, a więc sabotaż.
Blackout w Polsce – jak realne jest zagrożenie?
Eksperci zgodnie zwracają uwagę, iż ryzyko jest najbardziej realne od wielu lat. Przestarzały system energetyczny obarczony jest ciężarem licznych awarii elektrowni, a co za tym idzie koniecznością ich częstych napraw. Tym samym nasz kraj jest niezwykle wrażliwy na wszelkiego rodzaju zawirowania.
Co więcej, kolejną słabością systemu jest jego oparcie na węglu. W związku z ciągłym ograniczeniem jego dostępności, elektrownie próbują oszczędzać surowiec. Tym samym większość z nich nie ma możliwości pracy na pełnych obrotach. Enea i Tauron nieustannie uspokajają jednak nastroje zapewniając, że podejmują działania w celu zabezpieczenia zasobów paliwa na wszelkie możliwe sposoby.
Pomimo wszystkich tych problemów blackout w Polsce na skalę całego kraju na ten moment wydaje się mało realny. W 2022 roku nasz kraj produkuje więcej energii niż rok wcześniej. Na ten moment w zdecydowanej większości przypadków jesteśmy w stanie sami zabezpieczyć swoje zapotrzebowanie na energię. Nie oznacza to jednak, że niebezpieczeństwo należy bagatelizować, gdyż sytuacja może zmienić się tak naprawdę z dnia na dzień. Poradnik Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, który ma nas przygotować na przerwy w dostawie energii, jest tego najlepszym przykładem.