Czy czeka nas powolny koniec gastronomii? Być może to za dużo powiedziane – ale mamy kryzys, jakiego branża przez ostatnie dekady nie widziała. Właściciele restauracji czy barów przyznają, że w porównaniu do dzisiejszych problemów, covidowe lockdowny były tylko przejściowymi kłopotami.
Liczby nie kłamią. Jak podaje „Rzeczpospolita” za Dun & Bradsteet mamy w tej chwili ok. 6,5 tys. zawieszonych działalności w branży gastronomicznej. Dla porównania, w covidowych latach było ich znacznie mniej. W 2020 r. zawieszonych było raptem 2,3 tys. firm z branży, a rok później – 2,5 tys. A w takim 2018 r. „tylko” 1,8 tys.
Tomasz Starzyk, rzecznik firmy Dun & Bradstreet, mówi „Rz”, że niemal 2/3 firm branży gastronomicznej jest w słabej kondycji finansowej. Jakimś pocieszeniem jest to, że większość firm deklaruje swoją sytuację jako „raczej słabą”, a nie „bardzo złą”.
Koniec gastronomii? Branża dostaje ze wszystkich stron
Kiedy nawet McDonald’s traci klientów, to wiemy, że coś się w branży dzieje. Akurat nie trzeba prowadzić wielkich analiz, by zrozumieć, czemu branża ma takie kłopoty.
Zwykle jest tak, że gdy idzie kryzys, to ludzie zaciskają pasa. A jak zaciskają pasa, w pierwszej kolejności ograniczają wyjścia „na miasto”. To się dzieje – a cięcia wydatków na gastronomię deklaruje według badań nawet połowa Polaków. Wolna Polska przetrwała jednak niejeden kryzys i nigdy „gastro” nie było w tak kiepskiej sytuacji. Bo na oszczędności nakłada się kryzys energetyczny i „ogólnoinflacyjny”. Restauracje pewnie poradziłyby sobie z mniejszą liczbą klientów, ale jak przy okazji dostają gigantyczne podwyżki wszystkich możliwych opłat, to poradzić już sobie trudno.
Być może jednak to nie wszystkie przyczyny kryzysu w „gastro”. Część z nich może być wręcz kulturowa. Przez pandemię nieco oduczyliśmy się spotykać na mieście – a ludzie, którzy weszli w dorosłość podczas lockdownów nawet często nie posmakowali tego sposobu spędzania czasu. Nie jest rzecz jasna tak, że jedzenie przestało nam smakować. Często jednak zamawiamy je z dostawą. Ten model – opierający się na sowitych prowizjach platform – tak bardzo restauracjom się nie opłaca. Z drugiej strony mamy prawdziwy boom na diety pudełkowe, które zapewniają wielu Polakom jedzenie na cały dzień. Jest dość jasne, że amatorzy takich diet nie mają pokus, by wychodzić do restauracji. Swoją drogą diety pudełkowe to polski fenomen – prawdopodobnie w żadnym innym kraju świata ten rynek nie jest aż tak rozkręcony, jak u nas.
To wszystko sprawia, że centra naszych miast są coraz bardziej puste – widać to gołym okiem. A restauracje zapewniają nam nie tylko wrażenia kulinarne czy estetyczne, ale i towarzyskie. Oby więc pogłoski o końcu gastro były mocno przesadzone.