Dziś wchodzą w życie nowe zasady badania trzeźwości w pracy. To dodatkowe uprawnienie, jakie dostają pracodawcy, choć skorzystanie z niego jest obwarowane kilkoma warunkami. Znowelizowane przepisy powinny być lampką ostrzegawczą dla tych, którzy do tej pory nie mieli problemu z tym, żeby do pracy przyjść na kacu.
Nowe zasady badania trzeźwości w pracy
Przygotowywanie odpowiedniej nowelizacji kodeksu pracy trwało sporo czasu. Jak sprawdziłem, pierwszy tekst o tym, że badanie trzeźwości pracownika zostanie oparte w prawie, napisałem dokładnie rok temu. Dziś możemy o tym mówić już jako o obowiązujących przepisach. Co niekoniecznie oznacza, że właśnie 21 lutego pracodawcy zaczną masowo podstawiać alkomaty pod usta swoich podwładnych. No nie, to nie będzie tak działać.
Zacznijmy od tego, że wejście w życie przepisów nie oznacza, że każdy pracodawca już dziś może przetestować na obecność alkoholu czy narkotyków każdego pracownika podejrzewanego o bycie pod wpływem. A to dlatego, że najpierw będzie on musiał wprowadzić odpowiedni zapis w układzie zbiorowym pracy lub regulaminie pracy, ewentualnie przy pomocy obwieszczenia. Do tego czasu nie ma on możliwości sprawdzania trzeźwości pracownika.
Co równie istotne, nowe przepisy nie mają na celu wprowadzenia do zakładów pracy regularnej przesiewowej kontroli osób zatrudnionych przez danego pracodawcę. Nadrzędnym celem jej przeprowadzenia ma być bowiem „zapewnienie ochrony życia, zdrowia i mienia”. Oznacza to, że kontroli może spodziewać się będący w podejrzanym stanie pracownik zatrudniony na przykład do pracy na wysokościach bądź przy ciężkim sprzęcie (co nie wyklucza rzecz jasna podobnych testów przy pracy biurowej). Badanie stanu trzeźwości nie może też naruszać godności i innych dóbr osobistych pracownika. Czyli test alkomatem powinien być wykonywany w ustronnym miejscu, a nie na oczach wszystkich innych pracowników.
Przepis narzędziem prewencji
Nie spodziewam się, że pracodawcy natychmiast ochoczo ruszą się do opracowywania planów prowadzenia takich kontroli. No chyba, że problem z przychodzeniem do pracy ludzi po różnego rodzaju używkach jest u nich dostrzegalny od dawna. Raczej traktowałbym obowiązujący od dziś przepis jako straszak sam w sobie. Świadomość, że jeśli przyjdziesz do pracy mając jeszcze w sobie alkohol po wczorajszym wieczorze i na dzień dobry dostaniesz alkomat do podmuchania, może skutecznie przekonać imprezowicza do wzięcia sobie na dany dzień urlopu na żądanie. Co powinno być i tak naturalną reakcją, bo produktywność danego dnia byłaby przecież praktycznie zerowa.
Mam też nadzieję, że to narzędzie nie będzie nadużywane przez pracodawców. I że inspekcja pracy będzie reagować na sygnały nadużywania tej formy kontroli pracowników. Jak wspomniałem wcześniej, w nowelizacji nie chodzi o to by, praca – dajmy na to – w fabryce, zaczynała się od rutynowego dmuchania w alkomat. Bardziej chodzi o to, że ów alkomat powinien być w firmie i móc się przydawać w sytuacjach, miejmy nadzieję, jedynie wyjątkowych.