Walka z patostreamami znowu jest na liście rzeczy do zrobienia rządzących. Tym razem chcą wykorzystać potęgę prawa karnego i wprowadzić przepis, który wprost zakazywałby organizowania takich widowisk z wykorzystaniem przemocy. Tylko czy uda się go skonstruować w taki sposób, by rzeczywiście przyniósł pożądany rezultat? To przecież wcale nie jest proste.
Inicjatywa Ministerstwa Sprawiedliwości cieszy, bo w końcu ktoś wziął się za faktyczne rozwiązywanie problemu
Nasz rząd walczy z patostreamami już od kilku lat i właściwie niewiele z tego nie wynika. Patologiczne widowiska wcale nie zniknęły z sieci. Nie wydaje się też, żeby było ich jakoś specjalnie mniej. Owszem, udało się postawić paru patoyoutuberów przed sądem za przestępstwa, których mieli się dopuścić w trakcie nagrywania swoich show. Systemowa walka z patostreamami to wciąż jednak pieśń przyszłości. Wypadałoby się pospieszyć, bo czas leci a wybory parlamentarne już niedługo.
Na szczęście dobre wiadomości w tej sprawie ma wiceminister Michał Wójcik. Wraz z Marcinem Warchołem, innym wiceministrem w tym resorcie, pracują nad nowelizacją kodeksu karnego. Jak się łatwo domyślić, przyniesie ona przepis, który ma pozwolić na skuteczne zwalczanie szczególnie drastyczne przejawy tej patologii.
Wójcik przywoływał przy tym w programie „Gość Wydarzeń” przypadek patostreamerów z Dąbrowy Górniczej. Mowa o rodzicach, którzy w trakcie transmisji na TikToku poniżali swojego siedmioletniego syna i stosowali wobec niego przemoc ku uciesze internetowej gawiedzi. Chłopiec o mało się nie udusił. Uratowała go interwencja policji. Sprawcom już teraz grozi 8 lat więzienia. To dość istotne, bo wiceminister zapowiedział, że nowy przepis będzie zawierał surową sankcję.
W tym kontekście nie powinien dziwić szczególny nacisk położony na przemoc wobec ludzi i zwierząt stosowaną w trakcie patostreamów. Tego typu zachowania z całą pewnością należy zwalczać z całą surowością. Pytanie jednak, czy walka z patostreamami obejmie także innego rodzaju obsceniczne zachowania, z których ten proceder jest znany?
Jakby nie patrzeć, patostreamy to także odurzanie się wszelkiej maści używkami, epatowanie wulgarnością, a w niektórych przypadkach nawet nawoływanie do nienawiści i inne ekstremistyczne poglądy polityczne. Jeżeli jednak skupiamy się wyłącznie na przemocy, to czy przypadkiem nie dublujemy w ten sposób już istniejących przepisów? Owszem, zawsze można pomyśleć o jakiegoś rodzaju przesłance zaostrzonej odpowiedzialności karnej dla patostreamerów. To właściwie rozwiązałoby problem: popełniasz przestępstwo w trakcie patostreamu, to automatycznie ryzykujesz wyższy wymiar kary.
Walka z patostreamami powinna być jak najbardziej surowa, ale prowadzona z głową
Podejście do całego spektrum działalności patostreamerów i to tylko jeden z problemów, przed którymi stoją teraz legislatorzy z Ministerstwa Sprawiedliwości. Kolejnym jest precyzyjne określenie zakresu odpowiedzialności karnej. W tym momencie warto przywołać fragment wypowiedzi wiceministra Wójcika.
Trwają konsultacje, na temat tego, kto ma ponosić odpowiedzialność. Moje zdanie na ten temat jest dosyć jasne – ci, którzy występują w tym filmie (…), ci, którzy to filmują oraz ci, którzy to upowszechniają. Natomiast właściciele platform – nie. Moim zdaniem, skąd właściciel platformy może wiedzieć, co w takim filmie jest? Są oczywiście regulaminy [dla użytkowników, ustalane przez właścicieli platform – red.], ale trudno karać ich za to, że takie filmy się pojawiają (…) Nie przewiduję odpowiedzialności dla właścicieli platform. Tak samo dla tych, którzy płacą tzw. donejty.
Wychodzi na to, że walka z patostreamami za pomocą prawa karnego dotknęłaby twórców patostreamów. To mimo wszystko dość rozsądne podejście do tematu. Z punktu widzenia platform streamingowych możliwość weryfikacji treści zamieszczanych materiałów wideo nie jest wcale oczywistością. W szczególności dotyczy to platform takich jak YouTube czy TikTok. Mowa o tysiącach nowych filmików wrzucanych każdego dnia w każdym z tych dwóch serwisów.
Nie oznacza to jednak, że jakiegoś rodzaju obowiązków weryfikacyjnych nie należałoby wprowadzić. Można by się oprzeć na już funkcjonujących mechanizmach z zakresu ochrony praw własności intelektualnej, które zmuszają platformy streamingowe do blokowania treści, co do których właściciel praw zgłosił jakieś roszczenia.
Co ciekawe, walka z patostreamami poprzez wprowadzenie nowego przepisu karnego może uderzyć także w źródło finansowania tego typu widowisk. Nie jest w końcu tajemnicą, że regulaminy serwisów pośredniczących w organizacji zbiórek najczęściej wprost zakazują treści o charakterze bezprawnym. Jeśli patostream z definicji byłby czymś sprzecznym z prawem, to portale w rodzaju Zrzutki czy Patronite’a z pewnością wolałyby dmuchać na zimne.