Niska liczba małżeństw, w obliczu braku regulacji dotyczących związków partnerskich, może być problemem społecznym. Z danych GUS wynika, że w Polsce małżeństw ubywa, zaś rozwodów – przybywa. Inna tendencja jest na Węgrzech. Dlaczego?
Wzrost liczby małżeństw na Węgrzech
Doktor Tomasz Wyłuda opublikował na Twitterze wpis, w którym wskazał, że liczba małżeństw na Węgrzech jest największa od 1986 roku. Ponadto jest blisko dwa razy większa, niż kilka lat temu. Co doprowadziło do takiej sytuacji? Czyżby konserwatywna władza, która sukcesywnie zwalcza wszelkie odmienności od przyjętej przez siebie normy?
A może to, że około 80% ludności deklaruje się jako chrześcijanie, z czego aż 60% jako katolicy (za Operation World, 2010)? Węgry mają również swoje 500 plus, które wprawdzie rozbite jest na kilka świadczeń — różnych w zależności od wieku dziecka, jego zdrowia, a także innych czynników. Może zatem świadczenie wychowawcze wpływa na dużą liczbę małżeństw – i także dzietność?
W praktyce czynników jest kilka – i najpewniej związane są ze wsparciem finansowym. Na dużą liczbę małżeństw nie wydaje się jednak wpływać szeroko pojęty konserwatyzm, czy też działalność jednego lub drugiego kościoła. Na Węgrzech funkcjonują na przykład niskooprocentowane kredyty dla małżonków – choć to tylko jeden z elementów szerokiego systemu wsparcia.
Jak podaje dr Wyłuda, małżonkowie mogą wziąć dwa kredyty – po ok. 30.000,00 EUR. Jeden kredyt należy wykorzystać na cele mieszkaniowe, drugi na dowolne. Jeżeli w małżeństwie pojawi się dziecko, to państwo umorzy 30% kredytu. Jeżeli urodzi się trzecie dziecko, to cały kredyt podlega umorzeniu.
Dach nad głową i pełna lodówka – jednym słowem, bezpieczeństwo
W mojej ocenie powyższe prowadzi do wniosku, że politykę prorodzinną powinno się oderwać od ideologii. Promowanie „tradycyjnych wzorców” to jedynie pustosłowie. Podobnie jak wprowadzanie wsparcia, które jedynie oddala od granicy ubóstwa, ale nie zapewnia żadnego realnego bezpieczeństwa.
Wspieranie rodzin musi więc opierać się o programy, które sprowadzają się do umożliwienia uzyskania swojego lokum, a także podstawowego zabezpieczenia w zakresie opłacenia mediów, wyżywienia, czy też utrzymania dzieci. Włącznie z jakąś kompensacją wydatków szkolnych.
Jeżeli ludzie mają za co żyć, a ich egzystencja jest zabezpieczona, to chętniej decydują się na dzieci. Ten, wydaje się truizm, w dalszym ciągu nie jest zbyt szeroko dostrzegany. Mimo że takich głosów w Polsce wcale nie brakuje, to nie traktuje się ich zbyt poważnie. A szkoda, bo takie – wspólne – myślenie, mogłoby determinować kierunek zmian w prawie.
Na argumentację, że zakładanie rodziny powinno mieć miejsce dopiero wtedy, kiedy da się zabezpieczyć jej byt, środowiska konserwatywne często odpowiadają wręcz relatywizacją, sprowadzającą się do nazywania takiego myślenia „wygodnictwem”, „no i ogóle, to przy takim rozumowaniu nigdy nie będzie odpowiedni moment na zakładanie rodziny”. Niech wzrost liczby małżeństw na Węgrzech – i dzietności – mówi sam za siebie.