Cała warszawska branża gastronomiczna została podbita przez inflację… Cała? Nie! Jedna, jedyna restauracja, prowadzona dla nieugiętych polskich parlamentarzystów, wciąż stawia opór najeźdźcy… Z rosnącą inflacją mierzymy się już od ponad 2 lat. Nieustannie odczuwamy wzrost cen niemalże wszystkich produktów. Jak się okazuje są jednak w Polsce miejsca, w których dalej można zjeść naprawdę tanio. Posiłki w restauracji sejmowej są bardzo tanie, nawet jeśli porównamy je z cenami obowiązującymi w warszawskich barach mlecznych.
Polscy politycy to prawdopodobnie grupa zawodowa o której mam najgorsze zdanie. W większości tworzą ją koniunkturalni populiści, którzy są odpowiedzialni za poziom debaty publicznej w Polsce. Jaki on jest, to już doskonale wiemy. Chamstwo, pieniactwo i tanie emocje są więcej warte od chłodnej merytorycznej analizy. Doświadczenie biznesowe oraz tytuły i osiągnięcia naukowe znaczą mniej niż populistyczne obietnice. Zaznaczam przy tym, że ta ogólna opinia jest faktycznie krzywdząca dla niewielkiej garstki parlamentarzystów, którzy swoją postawą pokazują jak posługa posła czy senatora faktycznie powinna wyglądać. Raczej nie mamy najlepszego zdania o naszych politykach. Nie wzbudzają zaufania, irytują swoją niewiedzą i brakiem kompetencji. Wydaje nam się, że w obliczu afer i skandali, których są prowodyrami są często bezkarni. Mogą liczyć na jakieś niezrozumiałe przywileje, zasłaniają się immunitetami w najbardziej błahych sprawach, a także zwyczajnie wykorzystują swoją pozycję. Jak się okazuje nawet na najbardziej przyziemnych płaszczyznach pokazują jak bardzo różnią się od innych obywateli.
Posiłki w restauracji sejmowej są śmiesznie tanie
Za obiad w sejmowej restauracji zapłacimy mniej więcej tyle, ile w tanim barze mlecznym. Porównywanie cennika sejmowej kantyny z cenami obowiązującymi w warszawskich restauracjach nie ma najmniejszego sensu. Nie trzeba być stałym bywalcem stołecznych lokali gastronomicznych, aby stwierdzić, że ceny z sejmowej restauracji są zwyczajnie nierynkowe. Za dwudaniowy obiad zapłacimy tam 20 zł. Raczej ciężko będzie w tej cenie znaleźć wartościowy posiłek w barze mlecznym. Więcej zapłacimy też za kebaba oraz klasyczny zestaw w McDonald’s.
Jeszcze kilka lat temu, w tym przedziale cenowym mogliśmy liczyć na dość bogatą ofertę lunchową. Dzisiaj, przy o obecnej inflacji jest to już niemożliwe. Co ciekawe, tajemnicę nierynkowych cen obowiązujących w restauracji sejmowej starał się rozwiązać dziennik Fakt. Na pytania skierowane przez redakcje odpowiedzi udzieliło Centrum Informacyjne Sejmu. Wskazując przy tym, że ceny w sejmowej kantynie powiązane są z dokonywanymi w trybie przetargów zakupów produktów żywnościowych, a dostawcy wyłaniani są w trybie konkurencyjnym. Co zabawniejsze, CIS wskazuje, że ceny posiłków i tak wzrosły. Dodatkowo nie był to nieznaczący wzrost, bo aż 0 66 proc. O tyle wzrosły ceny za posiłki w sejmowej restauracji w ostatnich 5 latach.
Nawet przy obecnej wysokiej inflacji jest to wyjątkowo wysoki wzrost. Tym bardziej jest to rażące, gdy uświadomimy sobie jak niskie ceny obowiązywały tam przed laty. Co wyłącznie potwierdza fakt, że polityczne proweniencje mają tu jakiekolwiek znaczenie. Nie rozumiem dlaczego podatnicy mają dodatkowo pośrednio partycypować w opłacaniu posiłków dla polityków. Diety parlamentarzystów – choć jestem zdania, że powinny być znacznie wyższe, lecz przy okazji posłów mogłoby być przynajmniej o połowę mniej – są nawet jak na stołeczne standardy dość wysokie. Dlatego nie za bardzo rozumiem, dlaczego pośrednio, bo poprzez zapłatę podatków, z których utrzymywane są instytucje administracji publicznej mam dokładać się do obiadu jakiegoś posła. Te posowieckie przywileje już dawno powinny być zniesione. Lokal, w którym prowadzona jest sejmowa kantyna już dawno powinien zostać w pełni sprywatyzowany. Polityków stać jest, aby za posiłki płacić z własnej kieszeni. Nie istnieją bowiem jakiekolwiek racjonalne przesłanki, aby właśnie te grupę zawodową traktować specjalnie.