Od dawna wiemy, że rosyjski rząd za pomocą mediów społecznościowych, mocno mieszał w amerykańskich wyborach prezydenckich, które się odbyły w listopadzie 2016 roku. Władze serwisów, a zwłaszcza Facebooka, są teraz mocno krytykowane za to, że nie zareagowały na ten zalew propagandy z Rosji. Więc firma Zuckerberga chce się nieco zrehabilitować. Nowe narzędzie Facebooka pozwoli sprawdzić użytkownikom, czy śledzili finansowane przez Kreml profile.
„Armia Jezusa”, „Obrońmy drugą poprawkę”, „Serce Teksasu”, „Amerykańscy weterani” – może nazwy tych profili nie sprawiają wrażenie, jakby były prowadzone przez rosyjskich trolli. Jednak to zaledwie kilka kont, których treści były aprobowane przez ludzi z rosyjskiego rządu, a na promocję ich treści poszło bardzo dużo rubli – choć ciągle nie wiadomo dokładnie ile. Szacuje się, że wszystkie wspierane przez Kreml treści na Facebooku obejrzało przed wyborami 150 milionów Amerykanów. Firma z Menlo Park niechętnie przyznała się do tego, że była w dużej mierze tubą propagandową Rosji. Jeszcze trudniej przyszło im potwierdzenie, że Rosjanie kupowali u nich wiele reklam, by promować te treści.
Facebook kontra rosyjskie konta
Teraz Facebook chce, aby użytkownicy zobaczyli, czy padli ofiarą kremlowskiej propagandy.
– To niezwykle ważne, aby ludzie zobaczyli, jak zagraniczni gracze chcieli siać podziały i nieufność w naszym społeczeństwie i jak wykorzystali oni Facebooka przed i po wyborach w 2016 roku – brzmi oficjalny komunikat Facebooka.
Narzędzie będzie gotowe pod koniec 2017 roku i będzie dostępne w Facebook Help Center. Można będzie na nim prześwietlić wszystkie konta, polubione od stycznia 2015 roku aż do sierpnia 2017 – nie tylko na Facebooku, ale też na Instagramie.
Facebook zapewnia, że będzie udostępniał też wszystkie nowe informacje na temat rosyjskich kont – nie tylko użytkownikom serwisu, ale też amerykańskim władzom.
Media, prawnicy, ale i amerykańscy politycy wielokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy oskarżali czołowe serwisy społecznościowe o brak aktywności na tym polu. Dobrze więc, że firma za to w końcu się bierze. Szkoda jednak, że robi to tak późno i dopiero gdy naprawdę jest pod presją. Można odnieść nawet wrażenie, że pieniądze z Kremla zaczęły przeszkadzać Facebookowi dopiero wtedy, gdy cała sytuacja zaczęła być PR-owym koszmarem dla największego serwisu społecznościowego świata.