Jednym z ważniejszych wydarzeń tego roku była implementacja do krajowego prawa unijnych przepisów, które miały ukrócić fałszywe promocje w internecie. Na początku rzeczywiście były pewne wstrząsy. Nie każdy sprzedawca dostosował się do nowych wymogów od razu. Ostatecznie jednak rok z dyrektywą Omnibus zmienił mniej, niż można się było spodziewać.
Polskie sklepy internetowe zazwyczaj dość szybko wdrożyły nowe przepisy
Koniec roku to zwyczajowy czas na podsumowania. Rok 2023 obfitował w ważne wydarzenia. W przypadku ecommerce zaczęło się od mocnego uderzenia w postaci wejścia w życie krajowych przepisów implementujących dyrektywę Omnibus do krajowego porządku. Kluczowym założeniem nowego prawa było zapewnienie konsumentom uczciwej prezentacji ceny przecenianych towarów.
Bruksela postanowiła skończyć z jakże popularnymi w ubiegłych latach fałszywymi promocjami. Polegały one na zawyżeniu ceny towaru tylko po to, by tuż przed kampanią promocyjną błyskawicznie „obniżyć” cenę gdzieś w okolice pierwotnego poziomu. Takie manipulacje tworzyły iluzję kilkudziesięcioprocentowych przecen. Tymczasem w rzeczywistości cena zmieniała się raptem o parę procent, jeśli w ogóle. Teraz sprzedawcy mają obowiązek informowania o najniższej cenie danego towaru z ostatnich 30 dni.
Jak nowe regulacje wpłynęły na polski handel w internecie? Trzeba przyznać, że na początku niektórzy sprzedawcy próbowali kombinować, albo wręcz ignorować nowe przepisy. Szybko jednak okazało się, że dostosowanie się do nowych wymagań nie było takie trudne. Dzisiaj trzeba niemal ze świecą szukać sklepy internetowe, które przynajmniej nie sprawiałyby wrażenia, że przystosowały się do zmiany w prawie. Informacja o najniższej cenie w końcu pojawiła się wszędzie. W rezultacie konsumenci są lepiej poinformowani o tym, jak kształtują się ceny towarów.
Dyrektywa Omnibus to oczywiście także inne rozwiązania prawne dotyczące handlu online. Fałszywe opinie niestety nie zniknęły z internetu, choć w dalszym ciągu są na celowniku UOKiK. Niejako przy okazji wprowadzono prokonsumenckie zmiany w rękojmi, które ułatwiają dochodzenie roszczeń z tego tytułu. Dlaczego więc stawiam tezę, że rok z dyrektywą Omnibus tak wiele w branży nie namieszał? Przede wszystkim dlatego, że przystosowanie się do nowego prawa nastąpiło szybko i bezboleśnie.
Fałszywych promocji rzeczywiście jest jakby mniej i chyba nawet nie były nikomu jakoś bardzo potrzebne
W poprzednich latach to Black Friday był tym momentem, w którym kumulowały się fikcyjne obniżki. W 2023 r. branża postawiła na rozciągnięcie świętowania na większą część listopada i odniosła sukces. Udało się pobić kolejny rekord sprzedaży pomimo tego, że konsumenci wchodzili w ten rok poobijani kryzysem inflacyjnym.
Konieczność informowania o najniższej cenie z ostatnich 30 dni w żadnym wypadku nie przyniosła jakiegoś zmniejszenia obrotów. To dobra wiadomość, zwłaszcza że kupujący i tak generalnie stali się dużo ostrożniejsi i mniej skorzy do zakupów pod wpływem impulsu.
Jakiś pesymista mógłby sugerować, że sprzedawcy wciąż są w stanie manipulować konsumentem, jeśli mają na to ochotę. To prawda: wciąż da się skonstruować fałszywą promocję w starym stylu. Teraz trzeba po prostu wykazać się większą cierpliwością i planować operację z wyprzedzeniem 31 dni. Nie da się jej już przeprowadzić z dnia na dzień. Z pewnością są sklepy, które uskuteczniają tego typu niecne sztuczki. Skala zjawiska jest jednak niczym w porównaniu z tym, co możemy zaobserwować w handlu tradycyjnym.
Rok z dyrektywą Omnibus pokazał, że to handel internetowy jest bardziej godny zaufania
Nic tak dobrze nie pokazuje, jak bardzo rok z dyrektywą Omnibus był w ecommerce spokojny, jak szaleństwo cenowe, które możemy dostrzec w dyskontach i marketach. W internecie sprzedaż pakietowa przez krótki czas zastąpiła klasyczne promocje. Stacjonarna sprzedaż rozmiłowała się w niej w takim stopniu, że aż przekombinowała ze stylem informowania o cenie. Biedronka stanowi zarówno dobry przykład zjawiska, jak i swego rodzaju wierzchołek góry lodowej. Możemy się na nie natknąć niemalże wszędzie w najróżniejszych jego formach.
W tradycyjnych sklepach bez trudu dostrzeżemy także sztuczki, których nie ma w internecie. Na pierwszym miejscu wskazałbym eksponowanie ceny dla użytkowników firmowych aplikacji i ukrywanie tej prawdziwej. Popularne stało się także stosowanie eufemistycznych zamienników słów „przecena” czy „promocja”, które nie powodują skutków prawnych. Słówko „tanio” bez punktu odniesienia nie znaczy nic, niezależnie od ilości wykrzykników i fantazyjności czcionki, którą je zapisano. Muszę przyznać, że akurat stosowanie mniejszej i mało wyraźnej czcionki to standardowa praktyka zarówno w sprzedaży offline, jak i online.
Jaki z tego płynie wniosek? Polskie sklepy internetowe przystosowują się do zmian w prawie szybciej i bardziej elegancko niż te stacjonarne. Równocześnie po raz kolejny okazuje się, że zakupy online są bezpieczniejsze od tych tradycyjnych. Oby ten trend utrzymał się także w 2024 r.