Głosowanie przez internet to temat od lat budzący spore kontrowersje, gdy tylko pojawi się w przestrzeni publicznej. Tym razem rząd zaczął konsultacje w tej sprawie. Nie powinniśmy się jednak spodziewać, że szybko doczekamy się powszechnego dostępu do internetowej elekcji. Szkoda, bo w ten sposób już nigdy nie musielibyśmy martwić się o frekwencję.
Premier Tusk chciałby przetestować nowe rozwiązania na Polonii, ale wygląda na to, że raczej nie zdążymy
Wszystko wskazuje na to, że nowy rząd postanowił wreszcie ruszyć temat głosowania przez internet. Najpierw Wprost informował, że premier Donald Tusk chciałby już w następnych wyborach prezydenckich dać taką możliwość głosującej Polonii. Na szczęście chodzi po prostu o pilotaż, co jak najbardziej można zrozumieć i pochwalić. Na kimś trzeba byłoby w końcu tę nowinkę przetestować.
Kolejną sugestię na ten temat przekazał w rozmowie z Polsat News wiceminister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Jego zdaniem już teraz prowadzony jest proces konsultacyjny.
Miałem na początku roku spotkanie ze środowiskiem samorządowców, którzy powiedzieli, że to jest proces warty rozważenia.
Gawkowski doprecyzował jednak, że głosowanie przez internet na pewno nie będzie dostępne w wyborach prezydenckich. Tym samym mamy absolutną pewność, że nie uświadczymy go w nadchodzących wyborach samorządowych oraz do Parlamentu Europejskiego. Wychodziłoby więc na to, że najszybciej moglibyśmy się spodziewać jakiegoś rozwiązania w tym zakresie gdzieś w okolicach następnych wyborów parlamentarnych. O ile oczywiście założymy, że politycy przełamią lata uprzedzeń ciążących na głosowaniu elektronicznym.
Mówimy w końcu o koncepcji niezwykle kontrowersyjnej. Ma ono tylu zwolenników, co przeciwników. Trzeba przy tym przyznać, że obydwie strony sporu mają zarówno argumenty warte rozważenia, jak i piramidalnie głupie. Wydaje się jednak, że w polskich warunkach jest to rozwiązanie warte przynajmniej poważnego rozważenia i przeprowadzenia pilotażu, choćby w formie sugerowanej przez premiera.
Na początek warto byłoby wspomnieć, co nasz kraj miałby zyskać dzięki głosowaniu elektronicznemu. Odpowiedź jest bardzo prosta i niemalże oczywista. Gdyby każdy mógł zagłosować ze swojego domu, albo wręcz przy użyciu swojego smartfona, to już nigdy więcej nie musielibyśmy się martwić frekwencją. Wszystko dzięki pozbawieniu procesu wyborczego elementu minimum wysiłku ze strony wyborcy chętnego do głosowania. Koniec z kolejkami, koniec z ryzykiem zakażenia jakąkolwiek chorobą przenoszoną drogą kropelkową.
Jeżeli nasz rząd postawi na nogi KSeF, to nie powinien mieć problemu z głosowaniem elektronicznym
Wszelkie kontrargumenty przeciwników głosowania elektronicznego związane z bezpieczeństwem wyborów powinniśmy traktować bardzo poważnie. Sąsiadujemy bowiem z dwoma wrogimi państwami, które na nasze nieszczęście dysponują znakomitymi informatykami oraz mają doświadczenie w internetowym sabotażu. Tym samym system umożliwiający głosowanie elektroniczne musiałby być absolutnie szczelny i przygotowany z iście aptekarską precyzją.
Czy jesteśmy w ogóle w stanie to udźwignąć jako państwo? Z jednej strony cyfryzacja kraju w ciągu ostatnich lat zrobiła wielki postęp. Dysponujemy już platformami w rodzaju ePUAP, czy nawet aplikacją mObywatel. Ta ostatnie już teraz oferuje minimum przedwyborczych usług, które z pewnością można by rozbudować. Baza więc jest. Niestety naszym rządzącym, choć w tym wypadku raczej jednak tym poprzednim, wciąż zdarzają się wpadki, jak na przykład przesunięcie KSeF z powodu krytycznych błędów w kodzie systemu. To coś, co w żadnym wypadku nie powinno się stać.
Siłą rzeczy trzeba się więc zastanowić, czy możemy stworzyć system będący w stanie potencjalnie udźwignąć niemalże 30 milionów cyfrowych aktów wyborczych. Teoretycznie moglibyśmy odpowiedzieć na to pytanie, stwierdzając, że jeśli obecnemu rządowi uda się postawić KSeF na nogi, to z ogólnopolskim głosowaniem elektronicznym powinno być już wręcz łatwo. Jest też promyk nadziei w postaci usługi Twój e-PIT, który w tym roku działa wręcz rewelacyjnie. Nawet w ciągu pierwszych kilku dni nie było zbyt wielu zwyczajowych problemów technicznych.
Wydaje się więc, że Polska jak najbardziej jest w stanie do następnych wyborów parlamentarnych stworzyć sprawny system głosowania elektronicznego dostępny dla wszystkich głosujących. Nie mam też większych obaw o jego szczelność i bezpieczeństwo. Co z ryzykiem oddania podwójnego głosu? Nie ma takowego. Wystarczy, że chętny „zapisze się” na głosowanie przez internet w identyczny sposób, jak dzisiaj robią to osoby deklarujące chęć głosowania korespondencyjnego. Tak, jak najbardziej można to w całości zrobić online.
Głosowanie przez internet wcale nie wiąże się z jakimś dużo większym ryzykiem niż tradycyjne wybory
Argumenty przeciwko głosowaniu przez internet skupione dookoła aktu wyborczego można by właściwie skwitować pustym śmiechem. Wygłaszane lata temu tezy o „piciu piwa i oglądaniu pornografii w trakcie głosowania” świadczą o niezmiennym braku zrozumienia współczesności przez niektórych polityków starej daty. Jeśli jednak nawet tak miałoby być, to w gruncie rzeczy… co z tego? Żaden przepis nie wymusza dzisiaj zakładania na siebie bardziej eleganckiego stroju przed wyprawą do urny wyborczej. Niebo jakoś nam z tego powodu nie spadło na głowy. Co więcej, liczba incydentów jest raczej niewielka.
Nie należy się też martwić, że głosujących przez internet łatwiej byłoby przekupić, by zagłosował na określonego kandydata. Po pierwsze: istnienie ciszy wyborczej jest w dzisiejszych realiach absurdem samym w sobie. Po drugie zaś: w głosowaniu tradycyjnym nie jest to jakoś specjalnie trudne. Wystarczy, że sprawca-agitator zachowa absolutne minimum dyskrecji i nie działa w lokalu wyborczym.
Nie musimy się również martwić o tajność głosowania. Owszem, musimy zweryfikować tożsamość wyborcy i równocześnie upewnić się, że w systemie nie pozostanie ślad o tym, kto w jaki sposób zagłosował. Nie jest to może łatwe, ale wydaje się jak najbardziej wykonalne. Estonia sobie z tym jakoś radzi. Dzisiaj podstawowe rozwiązania informatyczno-kryptograficzne na własny użytek mogą wdrożyć programiści-pasjonaci w projektach o praktycznie znikomym budżecie.
Jeżeli zaś chodzi o zaufanie do państwa, to z góry zrezygnowałbym jakichkolwiek złudzeń. W Polsce władzy się nie ufa i zwykle są ku temu bardzo solidne powody. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy ulegać paranoi. Owszem, zawsze znajdą się niezadowolone stronnictwa polityczne przekonujące, że wybory na pewno sfałszowano. W rzeczywistości jednak głosowanie przez internet nie stanowi tutaj większego ryzyka niż „książeczka” w wyborach samorządowych z 2014 r.
Polska jest w stanie przeprowadzić głosowanie przez internet w sposób zgodny z prawem, bezpieczny i wydajny. Wystarczy, że poważnie potraktujemy zagrożenia i właściwie przygotujemy się do ich przeprowadzenia.