Rejestracja youtuberów i innych nadawców internetowych przez państwo wydaje się marzeniem klasy politycznej. Tym razem Prezes KRRiT uznał, że pewna codzienna audycja w serwisie YouTube spełnia kryteria programu rozpowszechnianego w systemie teleinformatycznym. Uznał i nałożył karę w wysokości 10 proc. przychodu osiągniętego w minionym roku za uchybienie obowiązkowi rejestracji. Czy naprawdę ciąży on na każdym internetowym twórcy treści? Niekoniecznie.
Uzyskiwanie zgody od szefa KRRiT na założenie kanału na YouTubie brzmi jak absurd rodem z jakiegoś mema
W natłoku wszechobecnych afer i sztucznego generowania przez polityków problemów na własne potrzeby dość łatwo przeoczyć zdarzenia, które okazują się bardziej istotne, niż by się wydawało na pierwszy rzut oka. Jest sobie kanał w serwisie YouTube o nazwie Reset Obywatelski. Prowadząca ją fundacja została ukarana przez Prezesa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Macieja Świrskiego. Kara jest surowa, bo wynosi aż 10 proc. przychodu z minionego roku.
Prezes Świrski stwierdził, że nadawane codziennie podcasty sprawiają, że kanał spełnia kryteria „programu rozpowszechnianego w systemie teleinformatycznym”. Tym samym według ustawy o radiofonii i telewizji na nadawcy Resetu Obywatelskiego ciążą określone obowiązki typowe raczej dla typowych stacji telewizyjnych i radiowych, w tym także tych nadawanych przez internet. Do tych obowiązków zalicza się przede wszystkim konieczność zdobycia wpisu w specjalnym rejestrze prowadzonym przez KRRiT.
Warto dodać, że zgodnie z art. 44 ust. 2 oraz 7 trzeba zrobić to na miesiąc przed rozpoczęciem nadawania. Ściślej mówiąc: w tym czasie KRRiT ma prawo odmówić nadawcy prawa do nadawania swojego programu. Przypomina to nieco zgłoszenie zamiaru wycinki drzewa. Jeśli organ nie skorzysta ze swoich uprawnień w wyznaczonym terminie, to można przystąpić do planowanej czynności.
Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że chodzi o politykę. Maciej Świrski jest bardzo aktywny, gdy chodzi o treści, które z jakiegoś powodu mu się nie podobają. Przykładem może być kara nałożona na TVN24 za wyemitowanie reportażu reportaż „Bielmo. Franciszkańska 3” o systemowym kryciu pedofilii w Kościele.
Radio Zet zostało z kolei ukarane za to, że śmiało poinformować o tym, że amerykańskie służby zabezpieczające przejazd prezydenta Ukrainy przez terytorium Polski nie podzieliły się informacjami z polskimi odpowiednikami. Skądinąd tę ostatnią decyzję Prezesa KRRiT rozsmarował niedawno Sąd Okręgowy w Warszawie. Tymczasem KRRiT od lat ignoruje całe mnóstwo systemowych patologii w mediach.
Nawet czysto polityczna sprawa może mieć jednak poważne konsekwencje dla zwykłych twórców. W tym wypadku byłaby nim masowa rejestracja youtuberów i tiktokerów. W końcu Reset Obywatelski pod względem technicznym nie różni się zbytnio od typowego większego kanału na swojej platformie.
Rejestracja youtuberów w Polsce stała się faktem, ale dotyczy ona usług audiowizualnych na żądanie
Czy jednak aby na pewno Prezes KRRiT poprawnie zastosował przepisy ustawy o radiofonii i telewizji? Prędzej czy później rozstrzygnie to sąd. Jednak już sama treść kluczowych przepisów przywołanego aktu prawnego nakazuje co najmniej daleko posunięty sceptycyzm. W końcu czy kanał na YouTubie naprawdę wypełnia definicję programu rozpowszechnianego w systemie teleinformatycznym? Zacznijmy od tej drugiej kwestii, bo ona nie budzi większych wątpliwości.
Ustawa o radiofonii i telewizji odsyła nas do ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. W przypadku audycji internetowych mamy do czynienia z wysyłaniem i odbieraniem danych poprzez sieci komunikacyjne. Odbiorcy korzystają też z nadającego się do tego celu urządzenia końcowego. Wszystko się zgadza.
Problem zaczyna się dopiero w momencie, gdy przyjrzymy się definicji programu jako takiego. Znajdziemy ją w art. 4 pkt 6):
6) programem jest uporządkowany zestaw audycji, przekazów handlowych lub innych przekazów, rozpowszechniany w całości, w sposób umożliwiający jednoczesny odbiór przez odbiorców w ustalonym przez nadawcę układzie;
Możemy bronić tezy, że kanał na YouTubie stanowi uporządkowany zestaw audycji. Jego twórcy mogą przecież potworzyć kategorie, stworzyć jakieś playlisty. Teoretycznie broni się także rozpowszechnianie w całości, bo przecież poszczególne audycje są raczej kompletne. Czego nie da się obronić to kryterium odbioru przez odbiorców w ustalonym przez nadawcę układzie. W przeciwieństwie do telewizji nie da się zmusić internauty, by ten oglądał poszczególne podcasty w określonej kolejności, jeśli ten nie ma na to ochoty. Co do zasady ma dostęp do wszystkich naraz i sam decyduje, co obejrzy.
Tym samym rejestracja youtuberów i tiktokerów traci jakiekolwiek podstawy prawne, przynajmniej jeśli chodzi o programy. Zupełnie osobną kwestią jest wykaz audiowizualnych usług medialnych na żądanie. Tak się składa, że obowiązujące przepisy jakoś pominęły kluczowy aspekt tychże usług. Jest w nich co prawda wskazanie na ścisły związek z prowadzoną działalnością gospodarczą. Nie znajdziemy jednak ani słowa o zapłacie za dostęp do danej audycji. Nic dziwnego, że w większość tego wykazu stanowią właśnie kanały w serwisie YouTube.