Kryzy inflacyjny się skończył, ale pewne rzeczy pozostały bez zmian. Na przykład rachunki za gaz uśmiercają firmy już trzeci rok z rzędu. Owszem, poprzedni rząd przedsięwziął pewne działania osłonowe. Problemu jednak to nie wyeliminowało. Rozwiązanie wymagałoby zmuszenia do obniżenia cen monopolisty na polskim rynku gazu, który skądinąd jest spółką akcyjną z większościowym udziałem Skarbu Państwa.
Właściwie nie powinniśmy winić PGNiG, że rachunki za gaz ciążą gospodarce
To przykre i na swój sposób niezrozumiałe, że trzeci rok z rzędu Polska boryka się z tym samym wstydliwym problemem. Firmy upadają przez wysokie rachunki za gaz. Ostatnie głośne przykłady to między innymi Piekarnia Paryska z Gdańska, mleczarnia w Łużnej, restauracja w Moszczenicy i Bioetanol AEG z Chełmży.
O systematycznym wzroście kosztów surowców energetycznych piszemy na łamach Bezprawnika co najmniej od 2022 r. O potencjalnie opłakanych konsekwencjach wzrostu cen gazu dla firm ostrzegałem już w połowie stycznia tamtego roku. To nie tak, że chcę teraz napisać „a nie mówiłem?”, ale aż się przecież prosi. Poza tym trudno byłoby teraz przyjąć argument, że mamy do czynienia z jednostkowymi przypadkami.
Schemat zawsze jest ten sam: w pewnym momencie przedsiębiorstwo nie jest w stanie dłużej wytrzymać kolejnych podwyżek cen energii elektrycznej i gazu. Warto wspomnieć: mówimy o cenach wyższych czasem nawet o kilkaset procent. Najpierw pojawiają się próby restrukturyzacji i zaciskania pasa, później upadłość i zwolnienia.
Sprawą interesują się dziennikarze, a PGNiG rozkłada ręce. Kontrolowany przez państwo moloch, obecnie część Orlenu, zapewnia, że przecież przedsiębiorcy zdawali sobie sprawę z warunków umowy. W obiegu medialnym może się także przewinąć informacja o skomplikowanym systemie zakupu i kontraktowania surowca przez koncern.
W tym momencie pragnę jednak zaznaczyć, że nie oskarżam PGNiG o nic niewłaściwego, czy tym bardziej nielegalnego. Jest wręcz przeciwnie. Mamy do czynienia ze spółką akcyjną, która należy obecnie do Grupy Kapitałowej Orlen, w którym z kolei 49,90 proc. posiada Skarb Państwa. Nie są to przedsiębiorstwa państwowe ani tym bardziej energetyczne przedłużenie woli rządu. Gdyby kierownictwo PGNiG nie kierowało się interesem swojej firmy, to ryzykowałoby odpowiedzialnością za działanie na szkodę spółki. A jednak problem o charakterze systemowym istnieje.
Dostawca gazu nie powinien mieć możliwości kombinowania na sposobie obliczania ceny kosztem klienta
Wysokie rachunki za gaz dla firm to w pierwszej kolejności kula u nogi dla naszej gospodarki. Nawet jeśli poszczególne firmy przetrwają podwyżki stawek, to prawdopodobnie będą musiały dalej podnosić ceny albo kombinować na przykład z jakimś paskudnym downsizingiem produktów. To z kolei czynnik sprzyjający wysokiej inflacji, która przeczołgała Polaków i Polskę w ostatnich latach. Renegocjacja umowy z dostawcą gazu czy energii wymaga zaś zgody obydwu stron. Szanse na pomyśle rozwiązanie sprawy są więc dość ograniczone.
Warto także wspomnieć, że już od 1 lipca wygasają tarcze ochronne. Tym samym czeka nas kolejna fala rosnących rachunków za gaz, która tym razem uderzy także w gospodarstwa domowe. Eksperci sugerują wzrost cen w zakresie 30-60 proc., w zależności od specyfiki danego odbiorcy i pory roku. Szczególnie bolesna dla ogrzewających gazem swoje domy będzie oczywiście zima. Będzie tylko gorzej, bo gdzieś tam na horyzoncie majaczy całkowite uwolnienie cen gazu.
Czy moglibyśmy uniknąć nieszczęścia? Rządzący nie chcą kontynuować działań osłonowych. Jest w tym pewna logika. Wskaźniki ekonomiczne Polski się poprawiły, mowa przede wszystkim o inflacji. Tym samym na papierze nie ma potrzeby kontynuowania tarcz. Równocześnie kondycja finansów państwa jest trudna, wydatki się piętrzą. Nieważne jednak, czy brakuje woli politycznej, czy realnych możliwości. Załóżmy, że państwo nie jest w stanie pomóc za pomocą zwolnień czy cen maksymalnych. Alternatywę stanowi regulacja rynku.
Być może dobrym pomysłem byłoby zmusić dostawców, by zmienili sposób formułowania umów z przedsiębiorcami i gospodarstwami domowymi. Naprawdę nie ma powodu, by sposób obliczania cen za gaz przypominał swoją konstrukcją jakieś wyjątkowo skomplikowane instrumenty finansowe albo współczesne polskie ustawy podatkowe z ich algorytmami, suwakami i innymi udziwnieniami.
Ustawodawca powinien zagwarantować, że ryzyko sprytnych zabaw ceną surowca na światowych rynków w całości spocznie na dostawcy, a nie na klientach. Być może rzeczywiście nas nie stać na demontaż „państwa dobrobytu” czy rezygnację z lotniczej części projektu CPK. Tym bardziej nie stać nas jednak na utrzymanie rozregulowanego rynku gazu, który po cichu wykańcza podkopuje nam gospodarkę.