Google Maps od kilku dni mówi do nas nowym głosem. W dodatku głosem należącym do sztucznej inteligencji. Pojeździliśmy trochę z nową nawigacją głosową i powiemy jedno – głos jest znośny, wszystkie komendy są zrozumiałe, jednak jeszcze długo sztuczna inteligencja nie zastąpi nam człowieka.
Zmiany w Google Maps
Użytkownicy nawigacji dzielą się na dwa typy osób. Pierwszy z nich zdecydowanie bardziej woli śledzić trasę na ekranie samochodu lub też urządzenia mobilnego i podczas jazdy ma wyciszony głos w Google Maps. Drugi typ to osoby, które nie chcą odrywać wzroku od drogi, tak więc kierują się głównie nawigacją głosową. To właśnie oni od kilku dni łapią się za głowy.
Wszystko za sprawą dosyć drastycznej zmiany, polegającej na zastąpieniu w aplikacji Google Maps lektora (kultowego już z resztą, chyba każdy z nas zna twierdzenie „kieruj się na południowy zachód”, wypowiedziany głębokim głosem Jarosława Juszkiewicza) głosem wygenerowanym przez sztuczną inteligencję. W świecie użytkowników zawrzało (zwłaszcza po ostatnich doniesieniach związanych zastąpieniem ludzi w audycjach radiowych botami), a my postanowiliśmy sprawdzić efekty starań Google.
Jakie są nasze wrażenia po przejechaniu kilkuset kilometrów z nowym głosem w Google Maps?
Po przejechaniu kilkuset kilometrów z nowym głosem Google Maps można stwierdzić jedno – głos jest w najlepszym przypadku znośny, czy też akceptowalny. Wszystkie komunikaty są poprawne i zrozumiałe. W związku z tym z aplikacji można nadal korzystać bez obaw, że sztuczna inteligencja nam źle podpowie, bądź też nie będziemy w stanie zrozumieć komendy.
To by było jednak na tyle, jeżeli chodzi o plusy. Teraz czas na nieodłączne stwierdzenie, że Google Maps bez Jarosława Juszkiewicza to już nie to samo. Wcześniej jazda była o wiele przyjemniejsza – słuchając komend głosowych, wypowiadanych przez człowieka, miało się wrażenie, że jakaś dobra duszyczka siedzi na fotelu pasażera i podpowiada, gdzie powinniśmy się kierować. Obecnie słyszymy, że rozmawiamy z botem.
Komendy są wypowiadane w sposób suchy i beznamiętny (oczywiście, żebyście źle nie zrozumieli – nie chodzi tutaj o twierdzenie „ślicznie skręciłaś na tym skrzyżowaniu”, czy modulowanie głosu jak komentator meczu piłkarskiego). Bardziej chodzi o fakt, że wsłuchując się w nowy głos z Google Maps, od razu wiemy, że mówi do nas bot. Brak odpowiedniej modulacji głosu i akcentowania sprawia, że komendy głosowe w odbiorze są zdecydowanie mniej przyjemne niż wcześniej.
Nawet Google nie potrafi jeszcze zrobić tego idealnie
Nowy głos w Google Maps najlepiej pokazuje, że nad sztuczną inteligencją trzeba jeszcze sporo popracować, jeżeli chce się, żeby mogła skutecznie zastępować ludzi. Nawet taki potentat jak Google nie potrafi jeszcze opracować idealnego bota, który może w pełni udawać człowieka, przynajmniej na dużą skalę. Być może oczywiście w innych wersjach językowych brzmi to lepiej, polska pozostawia jednak sporo do życzenia.
To dobra informacja dla wszystkich przeciwników zastępowania pracy człowieka nowoczesną technologią (a przynajmniej w zakresie innym niż automatyzacja procesów produkcyjnych). Warto również zastanowić się, czy jest sens podejmowania takich działań – przecież miło jest posłuchać głosu żywego człowieka, którego zdjęcie możemy znaleźć w sieci, który jest w jakiś sposób realny. Odczłowieczanie niektórych dziedzin ma wielu przeciwników i chyba trudno się temu dziwić.
Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia
Oczywiście za kilka miesięcy przywykniemy do nowego głosu z Google Maps i przestaniemy zwracać uwagę na takie detale jak beznamiętna wymowa. Prawdopodobnie sporo osób narzekałoby również w momencie, gdyby męski głos (do którego jesteśmy przyzwyczajeni) został zastąpiony damskim, bądź komendy głosowe wypowiadałby ktoś z zupełnie innym tembrem głosu. Zastąpienie Jarosława Juszkiewicza przez AI jest więc ciekawostką, która za chwilę przestanie nas interesować i w skali praktycznego wykorzystania nawigacji nie ma większego znaczenia.