Ryanair chyba lubi jak jest o nim głośno. Niestety, można odnieść wrażenie, że jest to raczej podejście „nieważne co o tobie mówią, ważne żeby mówili”. Brakuje tygodnia, w którym nie usłyszelibyśmy o incydencie z udziałem tego przewoźnika. Opóźnienia, dziwne i pokrętne tłumaczenia lub całkowity ich brak, problemy z odszkodowaniami, a teraz także z bagażem. Jedna z pasażerek ostatnich przygód z irlandzkimi liniami nie będzie wspominać dobrze.
(Ponad)wymiarowy bagaż
Lecąca z lotniska Londyn Stansted do Hiszpanii Catherine Warrilow swój bagaż umieściła w walizce kabinowej. Są one popularne dlatego, że są całkiem pakowne, ich wymiary jednak pozwalają je zabrać na pokład. Bagaż nie musi być rejestrowany. Tak miało być i tym razem. Jak się jednak okazuje, nawet wymiarowa walizka może stać się ponadwymiarowa. Wszystko zależy od tego, kto cię obsługuje.
Pasażerka przed wylotem sprawdziła, czy jej walizka mieści się w stelażu przeznaczonym do sprawdzania wielkości bagażu. Mieściła się. To jednak nie wystarczyło obsłudze Ryanair. Okazało się, że walizka delikatnie się przechyliła, co według pasażerki miało być spowodowane niestabilnością dna stelażu. Obsługa zinterpretowała to jednak jako fakt, iż walizka jest za duża.
Pasażerko, płać!
Jedyne rozwiązanie w tej sytuacji z punktu widzenia Ryanaira było jedno – pasażerka musi dopłacić. I dopłaciła. Do biletu o wartości 170 funtów musiała dopłacić 105 funtów za przewóz walizki (75 + 35 za powrót). Brzmi to naprawdę absurdalnie. Jak klient ma ufać liniom lotniczym w takiej sytuacji? Tym bardziej, że wszystko odbyło się przez subiektywną ocenę personelu na lotnisku. Gdybyśmy spojrzeli na wytyczne na stronie Ryanaira, to nic nie wskazywałoby na taki przebieg sytuacji.
Catherine Warrilow sama zwraca na to uwagę:
Problem w tym, że wszystko jest bardzo niejasne. Gdybym skontaktowała się z Ryanairem, aby upewnić się, że moja walizka spełnia normy, powiedzieliby mi, że tak, na podstawie wymiarów
Ryanair komentuje sprawę
Irlandzki przewoźnik twierdzi, że wina leży po stronie pasażerki. Jednocześnie sam stwierdza, że pasażerka miała wykupioną taryfę Priority, która pozwala na przewóz bagażu osobistego oraz walizki o określonych wymiarach do 10 kg. Po co zatem są stanowiska do sprawdzania wymiarów bagażu, skoro decyzja zależy od bliżej nieokreślonych kryteriów obsługi na lotnisku? Ryanair wprost opiera swoje stanowisko na tych „kryteriach”:
Ponieważ walizka tej pasażerki przekraczała dopuszczalne wymiary dla bagażu podręcznego o wadze 10 kg, słusznie została zobowiązana do uiszczenia standardowej opłaty bagażowej przy bramce (75 funtów).
Co musi się stać, aby linie lotnicze zaczęły traktować swoich pasażerów poważnie?