Strajk policji to jeden z najgłośniejszych tematów ostatnich tygodni. Policjanci chcą podwyżek i masowo udają się na zwolnienia lekarskie. Społeczeństwo jest zaniepokojone, chociaż na widok radiowozu zwykle przypominają nam się wszystkie przepisy, to fakt, że ktoś pilnuje bezpieczeństwa, jest dla nas ważny.
Ile tak naprawdę zarabia się w policji
Zarobki policjantów od dawna już nie są owiane tajemnicą. Jak podawała w 2024 roku Komenda główna policji. Policjant jeszcze w trakcie szkolenia (jeżeli nie ukończył 26 roku życia) może zarabiać między 5 a 6 tysięcy netto. Po przekroczeniu tej bariery wiekowej zarobki nieco spadają (o około 500 złotych netto).
Bardziej doświadczeni mundurowi mogą liczyć na wyższe uposażenie. Po zakończeniu szkolenia zarobki wahają się w granicach 5 800 a 6 900 złotych netto w przypadku osób do 26 roku życia i od ok. 5 400 do ok. 6 300 złotych w przypadku ich starszych (wiekiem, a nie stażem pracy) kolegów. Wraz z rozwojem kariery zawodowej policjanci mogą liczyć na dodatki służbowe, pełnione funkcje, stopień oraz premie związane ze specyfiką pracy na danym stanowisku. Wraz z wysługą lat premia również rośnie, a funkcjonariusze, którzy mogliby już przejść na emeryturę, a wciąż chcą służyć ojczyźnie, mogą liczyć na atrakcyjne warunki finansowe.
W policji zarabia się dobrze, jednak czy wystarczająco?
Chociaż zarobki policjantów wydają się dobre, obecnie trwający strajk ma doprowadzić do podwyżek. I społeczeństwo zastanawia się, czy te są zasadne. Nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi, jednak warto wziąć pod uwagę kilka istotnych kwestii. Przede wszystkim fakt, że przynajmniej w teorii pensja służb mundurowych powinna zniechęcać ich do przyjmowania korzyści majątkowych. To utopijna idea, jednak w świecie idealnym tak to powinno działać. A pensje policjantów pozwalają na opłacenie rachunków, czy nawet zaoszczędzenie pewnej kwoty, jednak wciąż nie pozwalają żyć na nieco wyższym poziomie.
Pensja przeciętnego policjanta, nawet z dodatkiem stażowym jest dobra. Pensja policjanta w trakcie szkolenia (ok. 5 500 netto w przypadku osób do 26 roku życia) to marzenie niejednej osoby, która dopiero wkracza na rynek pracy, gdzie większość ofert zakłada start od najniższej krajowej z dosyć nieprecyzyjną wizją późniejszej podwyżki. Czy jednak w przypadku tak specyficznego zawodu, jak policjant te pieniądze są wystarczające?
Z perspektywy osoby zarabiającej najniższą krajową (a takich jest sporo) można stwierdzić, że tak. Kryzys związany z rekrutacjami do policji (w większości kraju komendy i komisariaty borykają się z brakami kadrowymi) pokazują, że jednak nie do końca. Chodzi tutaj o specyfikę pracy policjanta. Mundurowi z jednej strony mają dosyć spore uprawnienia, z drugiej jednak wiąże się to z olbrzymią odpowiedzialnością. Każdy błąd (a te przecież są ludzkie i się zdarzają), zła ocena sytuacji w danej chwili, czy nieprzewidziane zdarzenia wiąże się z odpowiedzialnością, która może skutkować postępowaniami dyscyplinarnymi, zawieszeniem, utratą pracy, czy nawet odpowiedzialnością karną.
Policjanci chcą więcej zarabiać, bo w pracy stykają się z ciemną stroną życia
Patrząc na to z czym każdego dnia mierzą się policjanci, strajk policji wydaje się uzasadniony. Przeciętny funkcjonariusz (pracujący na przykład w patrolu i zajmujący się interwencjami) styka się każdego dnia służby z naprawdę trudnymi sytuacjami. Zgony (związane często z przebywaniem z rozkładającymi się zwłokami w jednym pomieszczeniu w trakcie trwania czynności, a więc dosyć długo), pobicia, gwałty, tragedie rodzinne – to niestety codzienność.
W takiej sytuacji po 8, czy 12 godzinach pracy można mieć naprawdę dość. Owszem, wraca się do domu, jednak prawdopodobnie obrazy tragedii widzianych tego dnia pozostają. Oczywiście funkcjonariusze po pewnym czasie wytwarzają barierę emocjonalną i zwyczajnie zobojętniają się na ludzkie krzywdy, jednak obcowanie z takimi sytuacjami i tak pozostawia ślad w psychice.
Drugą stroną medalu jest również ryzyko. Co jakiś czas doniesienia medialne informują nas o atakach na policjantów. Te być może nie są już tak częste jak kiedyś, jednak ryzyko zawsze jest, a obcując z najgorszym elementem (m.in. interweniując wśród narkomanów, czy przestępców), jest ono realne. W takiej sytuacji zarobki funkcjonariuszy nie wyglądają już tak dobrze. Zwłaszcza porównując ich uposażenie z zarobkami np. górników (których praca również wiąże się z ryzykiem – tutaj najczęstszym zagrożeniem są wybuchy metanu), którzy wg. Dziennika Zachodniego zarabiają niespełna 8000 złotych na rękę. Jeszcze lepiej (i zdecydowanie bezpieczniej) zarabiają na przykład budowlańcy (którzy ukończyli technikum budowlane), tam zarobki sięgają nawet 10-12 tysięcy złotych netto.
Czy strajk policji doprowadzi do paraliżu tej formacji?
Patrząc na to w ten sposób, można stwierdzić, że strajk policji jest uzasadniony. Warto jednak zwrócić uwagę, kto tak naprawdę strajkuje. Z nieoficjalnych informacji wynika, że najwięcej mundurowych, którzy nagle złapali grypę to funkcjonariusze pracujący na co dzień na ulicy. To oni właśnie każdego dnia stykają się z różnymi trudnymi sytuacjami i oni uważają, że zarabiają zbyt mało. Patrząc na to przez pryzmat interwencji, z którymi muszą się mierzyć, jest to nawet zrozumiałe.
Jednak tutaj pojawia się kluczowy problem. Przede wszystkim organizacja tego strajku pozostawia wiele do życzenia. W polskiej policji działa kilka związków zawodowych, które (jak widać obecnie) nie do końca współpracują i nie koordynują swoich działań, czy przekazów medialnych. Paraliż policji obecnie nam nie grozi, ponieważ braki kadrowe są łatane funkcjonariuszami z większym stażem, których codzienna praca już nie wiąże się z interwencjami. To oni wyruszają na ulice i oni odpowiadają na wezwania.
Komenda Główna Policji, póki co przekonuje, że ciągłość służby jest zachowana. Komitet protestacyjny z policyjnej Solidarności straszy dalszą falą grypy wśród funkcjonariuszy. Obecnie jednak nie ma mowy o paraliżu, bo mundurowi nie mogą sobie pozwolić na całkowite zejście z ulic. Sytuacja jednak pokazuje, że nie ma mowy o poprawy sytuacji kadrowej w momencie, kiedy pracujący policjanci są niezadowoleni ze swoich zarobków.
Rządzący mogą się z mundurowymi dogadać
Społeczeństwo póki co nie musi się obawiać rosnącej fali przestępczości i wizji braku pomocy w kryzysowej sytuacji. Nawet w obliczu masowych L4 zawsze ktoś na posterunku pozostanie, a na wezwanie przyjadą chociażby pracownicy biurowi (również przeszkoleni i zaprawieni w bojach, jednak z większym stażem pracy i wyższym stopniem służbowym). Strajk policji to jednak ważny sygnał dla rządzących. Jeżeli nic się nie zmieni, sytuacja kadrowa będzie coraz gorsza, a policja może zacząć podupadać, a na to w cywilizowanym kraju nie można sobie pozwolić. Kluczowe będą najbliższe dni – 11 listopada to czas zgromadzeń, nad których bezpieczeństwem ktoś powinien czuwać. Rządzący mają więc mało czasu na zażegnanie kryzysu.