Mandaty powinny być wyższe. Ich śmieszna, obecna wysokość, w połączeniu z systemową bezradnością policyjnej drogówki powoduje, że idiotów za kierownicą nie ubywa, a polskie drogi wciąż nie są bezpieczne. Ani dla kierowców i pasażerów, ani rowerzystów, ani pieszych.
Podobno najbardziej polskim kolorem jest żółć, i to nie tylko dlatego, że każda litera tego słowa jest rdzennie polska. Nie wynika to również ani z koloru mleczy barwiących nasze słowiańskie łąki, ani z nadmiaru słońca nad Ziemiami Odzyskanymi czy, na przykład, Kruszwicą, gdzie myszy Popiela zjadły. Nie, chodzi o zwykłą, pospolitą żółć, która wylewa się z relacji międzyludzkich.
Widać to doskonale, obserwując zachowanie polskich kierowców (ale i rowerzystów czy pieszych też). Owszem, nie wszyscy kierowcy to chamy i prostaki, niektórzy nawet potrafią jeździć, istotnie większa część kierowców umie nawet używać kierunkowskazów (zdarza się to nawet kierowcom BMW!), ale stanowczo za dużo na polskich drogach idiotów, chamów i zwyczajnych zabójców. Ale jest na to recepta:
Mandaty powinny być wyższe, bo ich obecna wysokość to kpina
Po prostu: mandaty powinny być wyższe. Ich obecna wysokość jest żenująco niska. Ustalone pięć lat temu stawki to kpina. Weźmy takie przekroczenie prędkości: podstawowy grzech główny polskich kierowców. Przekroczenie prędkości o 51 i więcej kilometrów na godzinę to raptem 500 zł. Kwota ta robiła wrażenie wiele lat temu. Na przykład wtedy, gdy niewiele wyższa była pensja minimalna. Teraz, gdy jedna przyzwoita opona do mojej Fabii (tej bardziej ekologicznej od Tesli Elona Muska) kosztuje niewiele mniej – to parodia, nie praworządność.
Owszem, można powiedzieć – i to słuszna uwaga – że nie wysokość kary decyduje o jej skuteczności, a przede wszystkim nieuchronność karzącej ręki państwa może powstrzymać złoczyńcę przed złamaniem prawa. Doświadczenie jednak uczy, że Polaków da się wystraszyć również potencjalną karą – jak choćby w przypadku alimenciarzy, którzy zaczęli spłacać swoje zobowiązania w obawie przed trafieniem za kratki.
Niestety, nauka jazdy uprawniająca do prowadzenia pojazdów mechanicznych nie przewiduje w swoim programie punktu „kultura jazdy”. Polacy rzadko korzystają również z kursów doszkalających, a poruszanie się po drogach publicznych zmieniają w szaleńcze wyścigi rodem z gier komputerowych. A skoro po dobroci się nie da – liczne kampanie nt. bezpieczeństwa na drogach nic nie dają – to trzeba naszych rodzimych idiotów za kierownicą przekonać do zmiany zachowania inaczej. Drastyczne zwiększenie wysokości mandatów to jedyna metoda na poprawę bezpieczeństwa.
Z dodatkowych, zarobionych w ten sposób pieniędzy da się zresztą opłacić dodatkowe etaty dla funkcjonariuszy drogówki. Pozwoli to na częstsze kontrole, więc da się również zrealizować postulat nieuchronności kary. Najwyższy czas dopasować wysokość mandatów do realiów i zagrożeń, jakie stwarzają kierowcy.