Ministerstwo Sprawiedliwości zrezygnowało ze strzelenia sobie i nam wszystkim w kolano
Ministerstwo Sprawiedliwości pod wpływem zmasowanej krytyki ze strony dziennikarzy, ekspertów i zwykłych obywateli postanowiło wycofać się z tablic alimentacyjnych. Całkiem możliwe, że wpływ na tę decyzję miała objęcie teki ministra sprawiedliwości przez Waldemara Żurka. Można się też spodziewać interwencji na poziomie rządowym. Świadczyłoby o tym zajęcie stanowiska przez rzecznika rządu Adama Szłapkę.
Ta tabela to przede wszystkim nie jest źródło prawa w żadnej mierze. To była taka informacja, wskazówkowa dla sądów, dla rodziców, jak można dokonywać wyliczeń. […] Ta wskazówka została wycofana i zostanie jeszcze raz skonsultowana, nie należy w żadnej mierze się tego obawiać
Resort zapewnia obecnie, że będzie dalej pracować nad tym projektem. Po prostu trafi do pogłębionych konsultacji społecznych. W najgorszym wypadku czeka nas urealnienie kwot zawartych w już przygotowanych tabelach.
W związku z licznymi uwagami Ministerstwo Sprawiedliwości wycofało materiał pomocniczy dla sądów, jakim jest tablica alimentacyjna. Resort będzie prowadził dalsze prace oraz konsultacje nad tym projektem, aby go dopracować i wyjaśnić wszelkie wątpliwości.
Warto przypomnieć, że skonstruowano je w taki sposób, że w najlepszym wypadku zobowiązany płaciłby ok. 31 proc. swojego dochodu brutto. Lepiej zarabiające osoby posiadające więcej niż jedno dziecko oddawałyby na nie ponad połowę pieniędzy, którymi dysponują. Przy trójce dzieci lepiej byłoby już chyba rzucić pracę: pieniędzy i tak nie będzie, ale przynajmniej nie trzeba by harować. Tablice alimentacyjne wręcz krzyczały: lepiej nie miej dzieci, bo inaczej pozbawimy cię środków do życia.
Czy można byłoby rozwiązać problem bez wylewania przysłowiowego dziecka z kąpielą? Trzeba przyznać, że próba zestandaryzowania świadczenia alimentacyjnego z samej swojej natury jest trudna. Sąd zasądzający alimenty powinien w końcu wziąć pod uwagę całkiem sporo czynników. W grę wchodzą usprawiedliwione potrzeby dziecka, ale także sytuację materialną potencjalnego zobowiązanego. Wydaje się, że w tej sytuacji najlepiej byłoby zastosować alimenty liczone procentowo z dochodu netto zobowiązanego.
Alimenty liczone procentowo stanowiłyby równowagę pomiędzy potrzebami dziecka i możliwościami finansowymi zobowiązanego
Jak miałoby to działać? Mechanizm byłby stosunkowo prosty. W pierwszej kolejności sąd ustalałby, jakim rzeczywistym dochodem jedno z rodziców dysponuje w danym miesiącu. Stąd skupienie się na dochodach netto, które stanowią rzeczywisty wyraz stanu posiadania pracującego Polaka. Kwota brutto to raptem kolejne statystyczne kłamstewko niewskazujące tak naprawdę na nic istotnego. Jej uwzględnianie przez tablice Ministerstwa Sprawiedliwości stanowiło jeden z poważniejszych błędów popełnionych przez resort.
Następnym posunięciem byłoby spojrzenie na dużo bardziej uproszczone tabele alimentacyjne. Alimenty liczone procentowo tak naprawdę potrzebują jednej, w której znajdziemy stawkę procentową przypisaną na każde dziecko. Uwzględniałaby oczywiście ilość dzieci, na które dana osoba musi łożyć.
Pytanie brzmi: jaki odsetek dochodu powinniśmy zabierać zobowiązanemu, żeby osiągnąć sprawiedliwy poziom? Z jednej strony musimy zaspokoić potrzeby dziecka. Z drugiej zaś powinniśmy pamiętać, że rodziców zazwyczaj jest dwójka i na osobie sprawującej codzienną opiekę nad dzieckiem również ciążą obowiązki. Alimenty powinny wspierać, a nie utrzymywać. Jest także trzecia strona: nie możemy zrujnować zobowiązanego wysokością zasądzonego świadczenia, bo w przeciwnym wypadku możemy się spodziewać, że taka osoba zacznie kombinować. Może szukać pracy na czarno albo uciec z kraju.
Przyznam szczerze, że nie jestem pewien, ile dokładnie powinny wynosić alimenty liczone procentowo. Być może najlepszymi rozwiązaniami są te najprostsze. Możemy na przykład wybrać stawkę 25 proc. dochodu netto w przypadku jednego dziecka, 20 proc. przy dwójce, 15 proc. przy trójce i większej liczbie dzieci. Czy alimenty liczone procentowo według tych stawek byłyby niższe od zasądzanych obecnie? Niekoniecznie.
Płaca minimalna wynosi obecnie 4666 zł brutto, co przekłada się na 3510,92 zł. netto. 25 proc. z tej kwoty to 877,73 zł. Dane portalu Kreator Sądowy sugerują zaś, że średnia wysokość alimentów przy najniższej krajowej wynosi obecnie około 800-1000 zł.
Należy także wspomnieć o dwóch czynnikach, których alimenty liczone procentowo absolutnie nie powinny uwzględniać. Pierwszym są potencjalne zarobki zobowiązanego. Niekiedy sądy rodzinne zasądzają stosunkowo wysokie świadczenia, ponieważ dana osoba może teoretycznie zarabiać więcej. Nie sposób jednak nie zauważyć, że sędziowie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że zmiana pracy na lepiej płatną rzadko kiedy zależy wyłącznie od woli danej osoby.
Drugim czynnikiem, który wywołuje więcej problemów, niż to warte, jest wiek dziecka. Owszem, im jest ono starsze, tym ma większe potrzeby. Rzecz jednak w tym, że możliwości finansowe zobowiązanego rodzica nie staną się nagle z tego powodu większe.
Ktoś mógłby stwierdzić, że moja propozycja służy chronieniu alimenciarzy przed koniecznością łożenia na swoje dzieci. Tak jednak nie jest. W momencie zasądzania alimentów przez sąd nie mamy jeszcze do czynienia z alimenciarzem. Zobowiązany nie zdążył się uchylić od czegokolwiek. Tym samym nikt nie zrobił nic złego. Nie ma więc powodu, by traktować taką osobę jak potencjalnego przestępcę alimentacyjnego. Dlatego jej interes wciąż pozostaje czymś, co warto brać pod uwagę.