„Antyszczepionkowcy” schowali się w rzece. Uciekali przed szczepieniami

Codzienne Zdrowie Dołącz do dyskusji (214)
„Antyszczepionkowcy” schowali się w rzece. Uciekali przed szczepieniami

„Antyszczepionkowcy” schowali się w rzece. To nie jest żart, a prawdziwa reakcja pewnej lokalnej społeczności na wieść o tym, że dotarły do nich szczepienia. Czy przymus szczepień w ogóle jest legalny?

Antyszczepionkowcy schowali się w rzece?

„Polsat News” opisuje, że mieszkańcy wioski indyjskiej wioski Sisaura (w stanie Uttar Pradeś) na wieść o tym, że pracownicy ochrony zdrowia właśnie przybyli ze szczepieniami, w popłochu uciekli i wskoczyli do lokalnej rzeki Saraju.

Antyszczepionkowcy schowali się w rzece rzecz jasna po to, by uniknąć szczepień przeciw COVID-19. Jak podają lokalne władze, do zdarzenia doszło w ostatnią sobotę. Co ciekawe, jako powód takiego zachowania wskazywali przekonanie, że podana będzie de facto trucizna, a nie medykament.

Mimo tego, że ludności tłumaczono, iż żadnej trucizny w środku nie ma, to większość nie dała się zaszczepić (zdecydowało się 18 osób). Urzędnicy obecni na miejscu próbowali wpłynąć na decyzję lokalnej społeczności prezentując korzyści płynące ze sczepienia, obalając zarazem mity. Raczej bezskutecznie.

Sytuacja epidemiczna w Indiach daleka jest od idealnej. Średnia dzienna zakażeń wynosi ok. 250 000, zaś liczba ofiar śmiertelnych w miniony poniedziałek przekroczyła 300 000. Z racji sytuacji w Indiach – i struktury społeczno-geograficznej – trudno uzyskać bardziej precyzyjne dane, stąd wskazane wartości mogą być zaniżone.

Eksperyment medyczny?

W Indiach przymusu szczepień nie ma, a mieszkańcy i tak pochowali się w rzece. Antyszczepionkowcy myślą raczej podobnie na całym świecie – słysząc coś, bądź widząc filmik w internecie powielają mity o tym, że szczepionka nie jest przebadana (i truje), wirus nie zabija, a pandemia to w ogóle jedne wielki eksperyment medyczny.

Dziwne jednak, że mieszkańcy uciekali, wiedząc, że nie muszą się zaszczepić.

Oczywiście warto dodać, że uciekanie przed szczepieniami nie musiałoby by być związane z przymusem szczepień. Ostatnio Jerzy Zięba sugerował, że osoby zaszczepione mogą zarażać niezbadaną chorobą, z czego w zasadzie wyniknęło, że lepiej ich unikać.

Nie zdziwię się, jak lokalni, najbardziej skrajni i wierzący we wszystko co przeczytają w internecie antyszczepionkowcy, będą chować się w rzekach przed nie tyle szczepieniami, ile osobami zaszczepionymi. Kto wie, może będą nawet nosić maseczki, bojąc się zakażenia.

Przymus szczepień

Mówiąc jednak bardziej poważnie, warto zwrócić uwagę na problematykę obowiązku szczepień, tj. przymusu. Tutaj zaznaczyć należy, że zapewne wielu konstytucjonalistów takie rozwiązanie uznałoby za nielegalne. Niemniej ustawa zasadnicza jest rozumiana raczej w konserwatywny sposób, o czym trzeba pamiętać przy próbie jej wykładni.

Co do przymusu szczepień, to na przeszkodzie nie stoi prawo unijne, a także prawa człowieka (tutaj prawo – orzecznictwo – ponadnarodowe znajduje się w stosunku supremacji do ustawy zasadniczej). Wyrok NSA z 17 października 2018 r. (II OSK 2524/16) jest także ciekawy, bo sąd orzekł, że nie ma potrzeby pytać TK o obowiązek szczepień, bo ten w istocie nie narusza swobód obywatelskich.

W mojej opinii w pewnym zakresie narusza (np. nienaruszalność ciała). Antyszczepionkowcy naginają rzeczywistość, zarzucając szczepieniom zagrożenie zdrowia, życia, godności (poprzez rzekomy eksperyment medyczny), czy prawo rodziców do decydowania o swoim dziecku (co jest całkowicie błędnie rozumiane).

Można powyższe skonkludować tak, że przymus szczepień nie byłby nielegalny, o ile szczepienia byłyby skuteczne (są), bezpieczne (są), a także stanowiłyby niezbędny środek do zwalczenia epidemii (to także prawda). Nie opłaca się to jednak w politycznym wymiarze.