Polscy biskupi milczeli, gdy PiS zawłaszczał kolejne instytucje, rozpętywał nagonki na kolejne środowiska. Ignorował przez lata wszystkie możliwe grzechy przeciwko siódmemu przykazaniu. Teraz Kościół nagle uznał, że jednak musi zabrać głos w sprawach państwa. Arcybiskup Gądecki domaga się weta. Prezydent Andrzej Duda ma zawetować ustawę o in vitro albo chociaż odesłać ją do Trybunału Konstytucyjnego.
Arcybiskup Gądecki domaga się weta od prezydenta w sprawie in vitro. Ma do tego prawo, ale…
Wygląda na to, że Episkopat postanowił pobić rekord świata w tempie laicyzacji danego państwa. Abp. Stanisław Gądecki, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, napisał list do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym domaga się zawetowania ustawy o państwowej refundacji in vitro. Głowa państwa w ostateczności może skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego. Ważne, żeby uchwalony przez Sejm i Senat akt prawny nie wszedł w życie.
Wszyscy chyba znamy podejście Kościoła do in vitro, treść listu nie powinna być więc niespodzianką. Arcybiskup Gądecki domaga się weta, wykorzystując argumenty natury czysto religijnej. Kościół uważa zarodki za pełnoprawne istoty ludzkie. Tym samym uznaje, że także im należy się bezwzględna ochrona. W tym przypadku chodzi o los tych zarodków, które mogą nie zostać wykorzystane w próbie zapłodnienia. Kolejnym argumentem jest to, że zdaniem abp. Gądeckiego dzieci powinny być poczęte w drodze aktu małżeńskiego. Wszelkie alternatywne metody dla Kościoła są raptem niemoralnym eksperymentem.
Warto odnotować, że przewodniczący Episkopatu wprost wspomniał to, co dla wielu gorliwych świeckich katolików i niektórych radykalnych duchownych nie jest oczywiste. Krytyka metody in vitro nie oznacza, że dzieci poczęte dzięki niej miałyby być w jakikolwiek sposób gorsze. Arcybiskup jasno stwierdził, że:
Każde z dzieci poczętych metodą in vitro stworzone jest na obraz i podobieństwo Boga i obdarzone przyrodzoną ludzką godnością. Każde należy przyjąć z miłością i szacunkiem, na który zasługują tak samo, jak dzieci poczęte naturalnie.
Skoro treść listu nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, to co mnie takiego oburza? Czyżby chodziło o sam fakt mieszania się Kościoła do spraw państwa? Nie do końca. Także kościoły i związki wyznaniowe mają prawo do wyrażania swoich opinii i udziału w życiu publicznym. Zgodnie z obowiązującą konstytucją Polska nie jest państwem ani laickim, ani nawet stosującym ścisłe odseparowania państwa od religii. Problem leży gdzie indziej.
…Kościół jakoś nigdy nie chciał zabierać głosu w sprawach licznych błędów, przewin i grzechów Prawa i Sprawiedliwości
Tak się składa, że współczesny Kościół ma absolutną i absurdalną fiksację na punkcie ludzkiej prokreacji. Wydawać by się mogło, że spektrum jego zainteresowania zaczyna się na aborcji i antykoncepcji, a kończy się właśnie gdzieś w okolicach in vitro. Mam tutaj na myśli instytucję jako całość, a nie poszczególnych hierarchów balansujących na granicy herezji, gdy w swoich naukach stają się piewcami nie Ewangelii a polskiej „tradycji” mesjanizmu ocierającego się momentami o nacjonalizm. Ten drugi aspekt sprawił jednak, że ostatnich osiem lat było czasem, gdy Kościół sprawiał wrażenie przyssanego do partii władzy.
Pamiętacie premiera Morawieckiego i ministra Szumowskiego przywoływanych do ewangelistów? Polityków PiS zabierających polityczny głos z ambony? Nie sposób także nie zauważyć tolerancji i wręcz przychylności dla przeróżnych świeckich fanatyków. Nieważne, czy chodziło akurat o walkę o możliwe zaostrzenie prawa aborcyjnego, czy o rozpętanie ogólnopolskiej nagonki przeciwko środowisku LGBT. O ile poszczególni proboszczowie pomagali zbierać podpisy pod projektami ustaw żywcem zaczerpniętych z putinowskiej Rosji, o tyle biskupi milczeli.
Milczeli także wtedy, gdy PiS zawłaszczał kolejne instytucje. Ignorowali wszelkie przejawy demontażu państwa prawa w Polsce. Nawet się nie zająknęli, gdy rzekomo bogobojna partia „prawdziwych polskich patriotów” urządzała seanse nienawiści względem kolejnych środowisk. Przyznaję, muszę odnotować nieśmiały sprzeciw wobec dehumanizacji migrantów na początku wywołanego przez Białoruś kryzysu na naszej granicy. Co ważne: biskupi nawet słowem nie skrytykowali tych wszystkich grzechów przeciwko siódmemu przykazaniu, których dopuszczała się poprzednia władza.
Na dobrą sprawę nie ma się co dziwić, że niektórzy internetowi prześmiewcy zaczęli nazywać biskupów „piskupami”. Hierarchowie zachowywali się tak, jakby rządy Jarosława Kaczyńskiego miały trwać wiecznie. Władzę przejęła jednak opozycja, która jeszcze nie do końca wie, jak bardzo chce zerwać związki państwa z Kościołem.
Biskupi powinni zdać sobie sprawę z tego, że przyssanie się do polityków tylko przyspiesza laicyzację
I teraz nagle arcybiskup Gądecki domaga się weta od prezydenta? Warto dodać, że chodzi o ustawę, która cieszy się poparciem przytłaczającej większości społeczeństwa. Przeciwko in vitro jest w Polsce raptem część elektoratu PiS i Konfederacji. Biorąc pod uwagę zachowanie Episkopatu w trakcie dwóch kadencji Zjednoczonej Prawicy, ktoś mógłby uznać takie zachowanie wręcz za bezczelność. Ja zaś stwierdzam, że to gorzej niż zbrodnia – to błąd.
Narzucanie Polakom woli Kościoła poprzez „zaprzyjaźnionych” polityków jest katalizatorem dla procesu laicyzacji. O tym, że i bez tego następuje on błyskawicznie, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Dane z ostatniego spisu powszechnego mówią same za siebie. Odsetek katolików błyskawicznie spada. Jeżeli duchowni nie są w stanie swoim nauczaniem przekonać własnych wiernych co do słuszności swoich racji, to najwyraźniej bardzo kiepsko wykonują swoją pracę. Autorytet nie jest dany raz na zawsze i można go stracić. Teraz zaryzykowałbym stwierdzenie, że polskim biskupom za wiele go już nie zostało.
Sojusz tronu z ołtarzem nigdy nie jest darmowy. Dla Kościoła jest niczym faustowski pakt z diabłem. Ceną za tymczasowe przeforsowanie tych czy innych rozwiązań prawnych jest żyrowanie wszystkich posunięć swoich politycznych sojuszników. Załóżmy, że Andrzej Duda rzeczywiście zawetuje ustawę o in vitro. Teraz współwinnym w oczach Polaków będzie abp. Stanisław Gądecki i Kościół jako taki.
Co w takim razie powinni zrobić biskupi? Chyba nikt nie wymyślił nic lepszego w kwestii radzenia sobie z własnymi błędami i słabościami niż warunki sakramentu pokuty. Nie byłbym sobą, gdybym nie zwrócił uwagi, że znajdziemy wśród nich żal za grzechy, postanowienie poprawy oraz zadośćuczynienie także bliźnim.