Polacy właśnie ruszają po wielkie podwyżki. Ale mogliby pomyśleć nad lepszym argumentem

Biznes Finanse Praca Dołącz do dyskusji
Polacy właśnie ruszają po wielkie podwyżki. Ale mogliby pomyśleć nad lepszym argumentem

Prawie o trzeci zatrudniony Polak chce zawalczyć o podwyżkę w ciągu 3 kolejnych miesięcy – wynika z najnowszej analizy firmy Randstad. Przy tym niemal połowa Polaków uważa, że te podwyżki im się po prostu należą. Tyle że lepiej znaleźć bardziej konkretne argumenty za podwyżką – nawet w obecnej sytuacji.

Polacy chcą podwyżek ze względu na inflację – wynika  z badania Randstad „Monitor Rynku Pracy”. To dziwić nie może. Ale co ciekawe, tylko według 51 proc. Polaków podwyżki im się należą ze względu na wysoką jakość wykonywanej przez nich pracy.

Aż dla 70 proc. głównym argumentem dla podwyżek jest po prostu wzrost cen. Czy takie argumenty za podwyżką wystarczą? Badanie Randstad sugeruje, że większość zatrudnionych uważa, że podwyżkę otrzyma. Być może tak się zresztą stanie – bo kondycja naszej gospodarki jest ciągle całkiem niezła. Jednak argumenty za podwyżką mogą być lepsze – a nie tylko „inflacyjne”.

Jakie argumenty za podwyżką są najlepsze?

Czemu nie warto podczas takiej rozmowy podpierać się tylko inflacją? Po pierwsze, jest to argument, który może wybrać każdy – i wybiera, jak pokazuje badanie. Jest bardzo prawdopodobne, że nasi koledzy/koleżanki pójdą do szefa właśnie z tym argumentem. A na podwyżki dla wszystkich może przecież nie starczyć. Poza tym zależy nam, żebyśmy to my dostali największe, prawda? Inna sprawa, że „inflacyjny” argument jest silny w czasach niskiego bezrobocia. Akurat jest ono ciągle niewysokie, ale na rynku pracy jest już sporo zawirowań. Jeśli szef jest przekonany, że możemy szybko odejść z pracy, pewnie da nam podwyżkę. Jeśli jest inaczej, to takie pewne nie jest.

Przełożeni lubią, gdy podwyżka nie będzie „wygraną” tylko jednej strony. To naturalne – rozmowy o podwyżce to negocjacje jak każde inne. Najlepiej dać zatem argument – mogę wnieść do firmy to i to, nauczyć się tego i tego – i to w konkretnym czasie. Ale potrzebuję do tego dodatkowej motywacji – finansowej. To idealna sytuacja. Szef widzi, że mamy inicjatywę i dzięki nabyciu dodatkowych kompetencji firma może dodatkowo zyskać. Więc może być skłonny zapłacić nam więcej, niż by wynikało z czynników inflacyjnych.

Jeśli nasza praca jest łatwo „mierzalna” możemy też umówić się na to, że podwyżka (lub jej część), będzie efektem zrealizowania jakiegoś dodatkowego celu. To rzecz jasna będzie wymagało od pracownika więcej, ale większe będzie też prawdopodobieństwo, że dodatkowe pieniądze się znajdą.

Możemy też naświetlić szefowi, że robimy coś „ekstra” w swojej pracy – lub że mocno w siebie inwestujemy. Jeśli jesteśmy prawnikami, a bierzemy udział w dodatkowych szkoleniach np. dotyczących kwestii prawnych sztucznej inteligencji, warto to poruszyć. Jeśli jesteśmy handlowcami i zgłębiamy temat np. performance marketingu – podobnie. Jednym słowem – jeśli szef widzi, że mamy ambicje, to będzie wolał, byśmy je rozwijali – najlepiej z korzyścią również dla firmy. A można uznać, że za to należy się podwyżka. Takie argumenty za podwyżką zawsze będą lepsze niż „tylko” mówienie o dociskającej nas inflacji.