Dlaczego mamy aż 36 zabitych na każde 1000 km autostrad?

Gorące tematy Moto Dołącz do dyskusji (188)
Dlaczego mamy aż 36 zabitych na każde 1000 km autostrad?

Zaledwie w dwóch województwach karetki zwykle są na czas. Brakuje komisariatów przy autostradach i nie ma sprawnego systemu komunikacji między służbami. Są spory kompetencyjne i dziwne interpretacje przepisów. Wierzymy, że policjanci, strażacy i ratownicy robią co mogą, ale czy nasi twórcy prawa nie mogliby im jakoś pomóc? 

Jest naprawdę źle

Jeśli dopiero wracasz z urlopu to zapewne zmartwi Cię wiadomość, że na Polskich autostradach jest naprawdę niebezpiecznie. Liczba wypadków i ich ofiar w przeliczeniu na 1000 km ich długości była pięciokrotnie wyższa niż ogólnie na drogach publicznych (w roku 2016 r.). Co gorsza, wypadek na autostradzie nierzadko ma charakter katastrofy. Wyobraź sobie, że na każde tysiąc kilometrów autostrad W roku 2016 przypadało 36 zabitych ludzi!

Źródło: raport NIK

Wiem co powiedzie. Te statystyki nie uwzględniają dysproporcji w długości dróg i autostrad, ale nawet pomimo to mogą dawać do myślenia.

Niejedna ofiara ginie na miejscu, ale los wielu z nich zależy od sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej. Dlatego właśnie Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę organizacji i przygotowań do akcji ratowniczych na autostradach. Dziś rano opublikowano 122-stronicowy raport z tej kontroli.

Mało policji, niedobór szkoleń

Kontrola wykazała, że są organizacyjne braki do naprawienia (część z nich usunięto w trakcie kontroli). Jednym z problemów jest niska aktywność Policji na autostradach. Dobrze byłoby mieć więcej komisariatów autostradowych, ale takie działały jedynie w dwóch skontrolowanych województwach – śląskim i małopolskim. Również w Gorzowie Wielkopolskim przy autostradzie zlokalizowano sekcję zabezpieczenia autostrady, ale to wszystko. W innych województwach zabezpieczenie autostrad spada na komendy miejskie i powiatowe, a te mają mnóstwo innej roboty.

Zdaniem NIK problemem w przypadku Policji jest także niski poziom wyszkolenia do udzielania pierwszej pomocy. Wynikało to z braku kadry dydaktycznej. Szkoda, bo Policjanci często są pierwsi na miejscu i mają zestawy ratownictwa medycznego, których nie zawsze potrafią użyć.

Również w jednostkach Państwowej Straży Pożarnej stwierdzono przypadki braku przeszkolenia strażaków w zakresie działań ratowniczych podczas zdarzeń, w których uczestniczy Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.

Karetka na czas? Nie zawsze

Jeszcze bardziej istotna jest aktywność pogotowia ratunkowego i niestety okazuje się, że zaledwie w dwóch województwach (zachodniopomorskim i małopolskim) karetka dociera na miejsce w wyznaczonym czasie (tj. do 15 min. w miastach,  i maksymalnie do 20 min. poza terenem miejskim).

W pozostałych ze skontrolowanych województw odnotowano liczne przypadki opóźnień (chodzi o województwa opolskie, łódzkie, podkarpackie, śląskie, lubuskie, dolnośląskie). W województwie opolskim co czwarty wyjazd karetki kończy się dojechaniem po czasie. Czy województwa mogłyby coś z tym zrobić? Być może tak, ale kontrola NIK wykazała, że województwa nawet nie analizowały tego problemu.

Brak koordynacji i komunikacji

Przy trudnych akcjach ratowniczych liczą się trzy najważniejsze rzeczy: koordynacja, koordynacja i jeszcze raz koordynacja! Tej niestety brakuje bo do tej pory nie stworzono ogólnokrajowego cyfrowego systemu łączności radiowej dla służb ratowniczych. Czyli pracownicy pogotowia, policji i straży nie mogą się ze sobą skutecznie kontaktować. Można wykorzystać radiową sieć współdziałania służb MSWiA (analogowy kanał B112), ale według NIK ta forma komunikacji uniemożliwia sprawną wymianę informacji między wieloma rozmówcami. Ostatecznie wszystko spada na barki dyspozytorów w różnych służbach.

Problem jest bardzo widoczny w przypadku Państwowego Ratownictwa Medycznego. Tworzą je podmioty, które wygrały przetarg na ratownictwo medyczne i zarządzają swoimi karetkami. Wykorzystują one własne, często niekompatybilne ze sobą systemy informatyczne do wsparcia i koordynacji działań ratowniczych. Najlepiej byłoby wdrożyć Systemu Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego, który umożliwia przyjmowanie zgłoszeń alarmowych z numerów alarmowych (112, 999), dysponowanie zespołami ratownictwa i rejestrowanie zdarzeń. Niestety wdrożenie tego systemu opóźniło się.

Nie płacą? Niech umierają!

Prowadzenie działań ratowniczych byłoby łatwiejsze, gdyby autostrady były dostosowane do działań ratowniczych. Niestety nie wyposażono w łączność alarmową kilku odcinków autostrad np. autostrady A1 na terenie woj.  śląskiego, autostrady A2 od węzła Konotopa do węzła Stryków oraz niektórych odcinków A4.

Ponadto włączono do eksploatacji  odcinek autostrady A1 Tuszyn – Piotrków Trybunalski wybudowany w latach 80. Nie posiada on żadnej infrastruktury wspierającej ratowanie ludzi. NIK uważa, że GDDKiA błędnie zinterpretowała przepisy. Zdaniem Generalnej Dyrekcji infrastruktura ratownicza była wymagana tylko dla autostrad „płatnych”. No tak. Właściwie po co ratować tych, którzy nie płacą?

Usuwanie zatorów

Ten obrazek wielu z was podniesie ciśnienie.

Taki zator może powstać po wypadku, ale czy tak musi być? Nie, ponieważ w takiej sytuacji można podnieść bramki i odstąpić od poboru opłat. Będzie to szczególnie uzasadnione gdy jest gorąco i trzymanie ludzi przez wiele godzin w samochodach nie wydaje się dobrym pomysłem. Niestety w przypadku tego zatoru Dyrektor Oddziału GDDKiA w Opolu podjął decyzję o zaniechaniu poboru opłat dopiero… 11 godzin po wystąpieniu problemu.

Usuwania zatorów nie ułatwia także spór kompetencyjny pomiędzy Państwową Strażą Pożarną a zarządcami dróg w zakresie usuwania z jezdni odpadów. Na szczęście – jak zauważa NIK – dzięki działaniom podjętym przez Komendę Główną PSP, GDDKiA oraz prywatnych koncesjonariuszy kwestie te coraz rzadziej są przyczyną problemów w udrażnianiu przejazdów.

Ostatni problem to… my!

Żal to mówić, ale my wszyscy również przyczyniamy się do problemów na autostradach. Wyjeżdżamy na nie rzadko, a jeździmy brawurowo. Nie wszyscy wiedzą, że w razie wypadku należy utworzyć korytarz ratunkowy dla służb. Od dawna zresztą mówi się o tym, że w Polsce dziwnie istotnym elementem szkolenia jest jazda po parkingu, podczas gdy jazda po autostradzie traktowana jest po macoszemu. Owszem, na parkingu łatwo obić auto, ale na autostradzie prędzej można zginąć.

NIK skierował uwagi z kontroli do kancelarii premiera oraz ministrów (zdrowia, spraw wewnętrznych i infrastruktury). Miejmy nadzieję, że znajdą oni czas na poprawienie wytkniętych problemów.